niedziela, 10 sierpnia 2014

Od Akiry

Patrolowałem jakieś pustkowie niedaleko stolicy konno w poszukiwaniu małej grupki bandytów; za ich głowy dobrze płacą, więc czemu nie skorzystać?
Co jakiś czas przystawałem obserwując okolicę. Za ten czas Than skubał trochę trawy. W pewnym momencie ujrzałem dym za małym wzgórzem. Zerwałem konia do galopu i po chwili stałem na wzniesieniu. Za skałą stał bandzior-strażnik. Musiałem jego na pierwszym miejscu wyeliminować. Zeskoczyłem bezszelestnie z konia.
- Than zostań... - wyszeptałem.
Ogier cofnął się do tyłu za linie wzroku i zaczął skubać trawę. Skupiłem się na swojej ręce i poczułem otaczający ją chłód. Z szybkością obeszła lodem; tworząc na łokciu i palcach ostre zakończenia.
Strażnik stał na oko dwadzieścia metrów od obozu. Musiałem go umiejętnie zabić żeby nie narobił hałasu. Podkradłem się do niego bezszelestnie. ''Normalną'' ręką złapałem go za usta, a tą zamarzniętą wbiłem w jego plecy uszkadzając kręgosłup. Lód wszedł w jego ciało gładko, nie łamiąc się i zamroził część organizmu.
Z szybkością wyrwałem rękę z truchła. W tym samym momencie runął na ziemię, martwy. Popatrzyłem w kierunku ich obozu. Siedziało ich tam z pięciu pijąc piwo i planując następny atak na karawanę czy coś innego. Nie byli nawet świadomi że przed chwilą zginął ich kompan.
Zrobiłem szybkie rozpoznanie terenu, który mógłby stać się moim sojusznikiem. Zatrzymałem wzrok na jednym z pobliskich drzew. Siedział tam ktoś i również planował atak na bandytów...

<Ktoś?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz