Obudziłem się drżący i zlany potem. Usiadłem i przetarłem spocona twarz dłońmi. Na dworze było ciemno, ale wiedziałem, że nie spałem długo. W takie noce jak ta nigdy nie mogłem długo spać. Wspomnienia męczyły mnie. Wszystko to co niby sobie dawno poukładałem, co nie powinno mnie obchodzić, wracało, by wbić się w mój umysł i zadać mi ból.
- Za szybko trzeźwieję... - wymamrotałem, wstając.
Ruszyłem do łaźni, ale nawet ciepła kąpiel nie zdołała wygonić z mojego ciała nieprzyjemnego napięcia, a z umysłu obrazu kobiety, która była mi kiedyś bliska.
W przypływie bezsilnej złości rzuciłem stolikiem o ścianę, mebel huknął głośno, budząc służbę. Przybiegli sprawdzić co się dzieje.
- Czego się gapicie, do cholery?! - warknąłem, wywołując w nich strach. Pospiesznie zeszli mi z drogi.
Tak, strach. Budziłem go w tak wielu osobach. To był jedyny stały element mojego życia. Strach.
Usiadłem w swojej sypialni i sięgnąłem po butelkę. Pociągnąłem spory łyk, ale... nawet alkohol stracił smak. Stał się nijaki, jak wszystko wokół. Przez dłuższy czas obracałem szkło, spoglądając na przelewającą się ciecz. Starałem się nie myśleć o niczym. Nie na wiele się to zdało.
Wstałem, ubrałem się i wziąłem swój miecz, bez którego nigdy nie wychodziłem.
Ruszyłem do wyjścia. Noc była chłodna, ale nie przeszkadzało mi to. Niejednokrotnie spałem na gołej ziemi pośród górskich zasp. Klimat tu, był łagodniejszy, słońce nie tak ostre. Zapachy inne. Pamiętałem jak mnie to wszystko przyciągało. Te kolory, których nie można było dostrzec pośród śniegów i skał. Jak ja lubiłam ciepły deszcz, który był dla mnie czymś niezwykłym, sam w sobie.
Nogi niosły mnie przez miasto, powoli, ale do celu, który wybrałem, nawet nie do końca świadomie. Do miejsca, w którym będę mógł zapomnieć lub pamiętać, ale nie będzie to tak boleć.
Stanąłem przed sporą rezydencją. Musiałem poczekać zanim otworzono mi drzwi.
- Pani już śpi - poinformowała mnie służąca.
- Muszę się z nią zobaczyć - powiedziałem stanowczo i wszedłem do środka.
- Co tu się dzieje? - usłyszałem.
Uniosłem wzrok, spoglądając na kobietę, stojącą na schodach. Piękność odzianą tylko w nocną koszulkę, opinającą się na jej kształtnym ciele.
- Witaj, Ptaszyno - powiedziałem, uśmiechając się do niej. - Poświęcisz mi chwilę?
- Zostaw nas - powiedziała Naitherell do służącej i podeszła do mnie.
- Znowu piłeś - zganiła mnie.
No tak, ona mnie znała, wiedziała, czasami miałem wrażenie, że za dużo.
- Trochę... - powiedziałem.
- Naucz się wreszcie kłamać - rzuciła.
Ruszyła do salonu, a ja poszedłem za nią. Ciężko opadłem na sofę, a ona usiadła obok mnie.
- Zaproponowałabym ci coś do picia, ale obawiam się, że tobie to już starczy.
Odwróciłem się do niej i pozwoliłem głowie opaść. Wtuliłem policzek w jej ramię.
- Chcę zapomnieć, tylko zapomnieć... - mamrotałem.
Nie ufaj nikomu, to mi zawsze powtarzał ojciec i tak powinienem żyć, ale... Złamałem tę zasadę, zaufałem, jednej jedynej osobie i co mi z tego przyszło? Zdradziła mnie, w każdy możliwy sposób zdradziła. Wbiła mi nóż w plecy i zniszczyła to co sama stworzyła.
<Naitherell?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz