Musiałem przyporządkować się woli ojca. Takie życie, trzeba go słuchać. Może nie zawsze podoba mi się to co muszę zrobić, ale nie mam nawet jak zaprotestować. No, a gdybym jednak zaprotestował... To marne moje życie.
Lubiłem Mędrca. Był z niego dobry rozmówca. Do tego uczył. Dzięki niemu mogłem odpocząć od codziennej rutyny. Różnił się od ojca i traktował mnie jak równego. Pomimo to ojciec kazał mi go szanować niczym siebie i kazał mi robić wszystko co Mędrzec będzie mi kazał. Nie odwiedzałem go często. Ojciec mu ufał, ale mimo to posyłał mnie do niego może dwa razy w tygodniu.
Co do Rithan'a to miałem mieszane uczucia. Jak zrobiłem coś źle to dostawałem od niego większy wycisk niż od ojca. Dlatego się go bałem. Jego i jego technik nauczania.
Może mógłbym się stać idealnym uczniem? Może mógłbym się rzeczywiście podszkolić? Może mi się wydaje, że jestem na to za słaby? Nie... Chyba zwyczajnie nie mam jak sprostać tym wszystkim wymaganiom. Nawet nie jestem pewien czy tego chcę. Nie mam planu na przyszłość. Prawdopodobnie zdecyduje o tym ojciec... O ile w ogóle przeżyję tyle lat, by myśleć o czymś na poważnie. Teraz jestem bachorem, którego jedynym zadaniem jest słuchanie ojca.
Chciałbym zostać kimś. Chciałbym zabijać i skazywać takich jak mój ojciec. Tylko nigdy nie będę mieć ku temu możliwości, jestem za miękki i za słaby. Ciekawie byłoby raz spojrzeć na takiego tyrana, błagającego o litość. Zawsze to ja błagam. Klęczę, płaczę i błagam roztrzęsionym głosem... Wątpię, żeby ta cała tyrania wyszła mi kiedyś na dobre.
Wyszedłem z domu i spokojnym krokiem ruszyłem do Mędrca. Mógłbym teraz uciec, odejść, ale ojciec by o tym wiedział, nie potrafiłem go przechytrzyć. Nie raz próbowałem, ale nigdy mi to nie wychodziło. Byłem zmuszony robić to co mi każe i robiłem to, zawsze. Od kiedy mama nie żyje, jestem skazany. Dosłownie.
Niedługo zajęło mi dojście do mieszkania Wielkiego Mędrca. Zapukałem i wszedłem do środka. Od środka wypełniło mnie ciepło. Uśmiechnąłem się delikatnie i rozejrzałem tak, jakbym był tu pierwszy raz.
- Znowu to robisz. - usłyszałem za plecami - Znowu się rozglądasz jakbyś pierwszy raz widział to pomieszczenie.
- Wiem. Lubię to robić.
- I znów odpowiadasz to samo. - powiedział z uśmiechem
Zamyśliłem się i spojrzałem mu w oczy.
- Ojciec kazał mi przyjść. Przygotować się.
- Musisz się wstawić?
To co powiedział było bardziej stwierdzeniem niż pytaniem. Mówił często w ten sposób. Robił tak dlatego by nie wyglądać na wszechwiedzącego. On dobrze wiedział to o co pytał, ale i tak czekał na odpowiedź. Sprawiał, że rozmówca czuł się jak prawdziwy i potrzebny informator.
- Muszę... Ale nie chcę. - stwierdziłem ze smutkiem
<Ojcze? Wielki Mędrcu?>
Może mógłbym się stać idealnym uczniem? Może mógłbym się rzeczywiście podszkolić? Może mi się wydaje, że jestem na to za słaby? Nie... Chyba zwyczajnie nie mam jak sprostać tym wszystkim wymaganiom. Nawet nie jestem pewien czy tego chcę. Nie mam planu na przyszłość. Prawdopodobnie zdecyduje o tym ojciec... O ile w ogóle przeżyję tyle lat, by myśleć o czymś na poważnie. Teraz jestem bachorem, którego jedynym zadaniem jest słuchanie ojca.
Chciałbym zostać kimś. Chciałbym zabijać i skazywać takich jak mój ojciec. Tylko nigdy nie będę mieć ku temu możliwości, jestem za miękki i za słaby. Ciekawie byłoby raz spojrzeć na takiego tyrana, błagającego o litość. Zawsze to ja błagam. Klęczę, płaczę i błagam roztrzęsionym głosem... Wątpię, żeby ta cała tyrania wyszła mi kiedyś na dobre.
Wyszedłem z domu i spokojnym krokiem ruszyłem do Mędrca. Mógłbym teraz uciec, odejść, ale ojciec by o tym wiedział, nie potrafiłem go przechytrzyć. Nie raz próbowałem, ale nigdy mi to nie wychodziło. Byłem zmuszony robić to co mi każe i robiłem to, zawsze. Od kiedy mama nie żyje, jestem skazany. Dosłownie.
Niedługo zajęło mi dojście do mieszkania Wielkiego Mędrca. Zapukałem i wszedłem do środka. Od środka wypełniło mnie ciepło. Uśmiechnąłem się delikatnie i rozejrzałem tak, jakbym był tu pierwszy raz.
- Znowu to robisz. - usłyszałem za plecami - Znowu się rozglądasz jakbyś pierwszy raz widział to pomieszczenie.
- Wiem. Lubię to robić.
- I znów odpowiadasz to samo. - powiedział z uśmiechem
Zamyśliłem się i spojrzałem mu w oczy.
- Ojciec kazał mi przyjść. Przygotować się.
- Musisz się wstawić?
To co powiedział było bardziej stwierdzeniem niż pytaniem. Mówił często w ten sposób. Robił tak dlatego by nie wyglądać na wszechwiedzącego. On dobrze wiedział to o co pytał, ale i tak czekał na odpowiedź. Sprawiał, że rozmówca czuł się jak prawdziwy i potrzebny informator.
- Muszę... Ale nie chcę. - stwierdziłem ze smutkiem
<Ojcze? Wielki Mędrcu?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz