niedziela, 10 sierpnia 2014

Od Tanith'a (do Giselle)

Otrzepałem się po raz kolejny, stojąc na dziedzińcu. Robiłem to odruchowo, krzywiąc się przy tym. To niesamowite jak zapach zatęchłych papierzysk i kurzu może przylgnąć do ciebie. Nie chodziło nawet o to, że tym cuchnąłem, wręcz przeciwnie. Po tak długiej kąpieli jaką wziąłem i ilości pachnideł, które w siebie wsmarowałem. Ja ten zapach po prostu wszędzie czułem, zupełnie jakby zagnieździł się w moich zatokach. Mówi się jednak trudno. Pewne rzeczy wymagają poświęceń. Po co się tak poświęcam? Nie mam pojęcia, ale lubię to co robię, jaki jestem. Głupota...
Ruszyłem ulicami miasta. Rozglądałem się i nasłuchiwałem, zawsze gotów, by zakodować w umyśle co ciekawsze rzeczy. Oj tak byłem bardzo ciekawski, bardzo. A jeszcze bardziej lubiłem się wtrącać w nie swoje sprawy. Dlatego też stanąłem przy murku, niewidzialny i przysłuchiwałem się co też pani Rathia ma do powiedzenia swojemu kochankowi. Och, no tak, chłopak znów się nie postarał, jaka szkoda. Umówili się na dzień kolejny, oczywiście zapamiętałe datę, godzinę i miejsce schadzki. Tak an wszelki wypadeczek, gdybym do czegoś tego potrzebował.
Idąc dalej ulicą wpadłem na starego szlachcica. Przeprosiłem wylewnie, kajając się, ale nie przyznałem się za co przepraszam. Nie, nie za to, że go potrąciłem, ale za to, że idąc dalej ważyłem w dłoniach jego sakiewkę. Prosta robota i jakże przyjemna. 
Kawałek dalej moja uwagę przykuła... Kargijka. Niewiele ich było w tych stronach, a co dopiero w mieście. Oni z natury nie przepadali za murami i kamiennymi drogami. 
Dziewczyna rozglądała się, wyglądała na zainteresowaną, ale i zdezorientowaną. Podszedłem więc do niej, uśmiechając się ślicznie, jak to miałem w zwyczaju.
- Pomóc w czymś może? - spytałem, zwracając na siebie jej uwagę.
Spojrzała na mnie podejrzliwie.
- Tanith, do usług, panienki - lekko skłoniłem głowę, dalej czarując uśmiechem.

<Giselle?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz