Naitherell. Słodka Ptaszyna i jedyna osoba, przy której traciłem czujność i nie tylko. Ona dawała mi wytchnienie. Potrafiła wygonić z mojej głowy myśli, lub sprawić, żeby były znośniejsze. Nie chodziło nawet o seks, choć muszę przyznać, że bliskość fizyczna Naith sprawiała mi czystą radość, ale o samą jej obecność. Ona słuchała. Słuchała, radziła, była...
Przyciągnąłem ją na powrót do siebie, sadzając ją sobie na kolanach. położyłem jej dłoń na policzku i pogładziłem kciukiem jej gładką skórę. Lubiłem na nią patrzeć. Po chwili jednak przyciągnąłem ją bliżej, by móc wpić się w jej usta. Uwielbiałem jej usta, pełne, miękkie i gorące. Uwielbiałem jej smak i to jak jej język wkradał się do moich ust.
Moje dłonie zjechały na jej biodra, później an pośladki, które mocno ścisnąłem, sprawiając, że jęknęła głucho w moje usta. Szarpnąłem ją i położyłem na sofie, nakrywając ją swoim ciałem. Złapałem jej nadgarstki i przytrzymałem ponad jej głową, odrywając się od jej ust i językiem badając długą, idealną szyję. Lubiłem gdy wiła się pode mną, lubiłem sprawiać jej rozkosz, lubiłem władzę jaką mi to dawało.
Pomrukując jechałem do jej obojczyka i niżej do piersi. Moja dłoń wślizną się między jej zgrabne uda. Wsunąłem palce do jej wilgotnego, ciepłego wnętrza. Naitherell uniosła lekko biodra, wychodząc mi na spotkanie i jęknęła gdy mocniej ścisnąłem jej pierś, jednocześnie szybciej poruszając dłonią.
Spoglądanie w jej szkliste od pożądania oczy, na jej rozchylone usta, piersi, idealne, krągłe i duże, unoszące się w szybkim oddechu i lśniącą skórę, na której perlił się pot wprowadzało mnie w czystą euforię.
Uniosłem się znów, by złączyć swoje usta z jej, całując ją aż do utraty tchu. Tym razem ułożyłem się między jej udami. Odnalazłem drogę ku niej i wszedłem w nią szybko i gwałtownie, aż krzyknęła, a wtórował jej mój głośny jęk. Pragnąłem jej w tym momencie tak, że sprawiało mi to fizyczny ból. Brałem ją więc mocno, coraz głębiej się w nią wsuwając. Usłyszałem jej krzyk. Dźwięczny, przeciągły, poczułem jak jej ciało spina się, wygina pode mną. Nie zwolniłem ani na chwilę, dalej pieszcząc ją i dając sobie przyjemność, błądząc na granicy euforii i bólu.
W końcu jednak moim ciałem targnął impuls, pozostawiając po sobie ogarniającą mnie słabość. Czułem pod sobą mokre od potu ciało swojej kochanki, która, tak jak ja, łapała spazmatycznie powietrze.
<Ptaszyno?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz