czwartek, 14 sierpnia 2014

Od Asheroth'a (do Naitherell/Arshii)

Z rezydencji Naitherell wyszedłem w niezwykle dobrym nastroju. Byłem zadowolony, rozluźniony, a moje ciało było słabe tym przyjemnym rodzajem słabości, który jest oznaką spełnienia. Wróciłem do swojej posiadłości. W dalej dobrym nastroju wziąłem kąpiel i położyłem się do łóżka. Zasnąłem szybko. Tym razem nie męczyły mnie żadne uciążliwe myśli.
Obudziłem się dość wcześnie. Krótki sen nie podziałał na mnie najlepiej. Mimo to musiałem wstać, ubrać się i wyjść na spotkanie wezwanym.
Pierwsze kroki skierowałem do pałacu. Kilkoro już czekało. Król postanowił jednak poczekać na innych. Nie mając nic interesującego do roboty, wybrałem się na patrol po okolicy. Nie był to jeden z moich obowiązków, ale lubiłem to robić.
W trakcie zwiadu spotkałem kobietę, Makh'Araj. Odruchowo spytałem co tu robi. Moi pobratymcy mimo wszystko niezbyt często zapuszczali się do Yrs. Na dodatek twarz czarnowłosej wydała mi się znajoma. Kobieta przedstawiła mi się, ale nie wyraziła chęci do dalszej rozmowy. Zwyczajnie się oddaliła. Wtedy przypomniałem sobie, że widziałem ją przecież w pałacu. Była jedną z wezwanych. Ruszyłem więc za nią.
- Czego chcesz? - syknęła.
- Zostałaś wezwana? - spytałem w odpowiedzi.
- A co cię to interesuje?
- Początkowo niezbyt należycie się przedstawiłem. Jestem jednym ze strażników Królewskich - powiedziałem, co wywołało jej niemałe zdziwienie. No tak, przedstawiciel naszej rasy pełniący taką funkcję to niecodzienny widok. - Moim zadaniem będzie sprawdzanie was i przekazywanie wam rozkazów od króla.
- Czyli doczekamy się wreszcie tej audiencji? - zapytała. Widać było, że cierpliwość nie jest jej mocną stroną i, że jest jedną z tych osób, które nie potrafią usiedzieć w miejscu.
- Owszem. Proponuję żebyśmy ruszyli do miasta.
Zanim zdążyła odpowiedzieć, spiąłem swojego wierzchowca i popędziłem w stronę Yrs.
Arshia ruszyła za mną. Dotarcie na miejsce nie zajęło nam zbyt wiele czasu. Zostawiłem kobietę a holu, a sam wszedłem do sali audiencyjnej. Król już tam był i lada moment miał prosić zebranych.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz