Kiedy moja siostrzyczka odjechała było mi smutno, nie znałam tu nikogo i
się bałam. Nagle usłyszałam tętent kopyt. Spojrzałam w tamtym kierunku i
zobaczyłam galopującego konia. Zatrzymał się o kilka metrów ode mnie, a
mężczyzna siedzący na nim spadł na ziemie. Wystraszyłam się, a jego koń
poprosił mnie o pomoc. Pobiegłam do chłopaka i szybko. Po krótkich oględzinach pobiegłam
kupić bandażem i inne potrzebne rzeczy. Wróciłam po kilku minutach. Zajęłam się ranami nieznajomego,
dokładnie obandażowałam je. Potem zajęłam się jego wierzchowcem, a
kiedy wróciłam do chłopaka stwierdziłam, że odzyskał przytomność.
- Twój wierzchowiec jest oporządzony, najedzony i trochę poddenerwowany twoim zdrowiem. Jesteście strasznie zżyci ze sobą widać to po tym jak się o siebie troszczycie. A teraz odpoczywaj za niedługo przyjdę, teraz idę uspokoić twojego konia - powiedziałam do niego
Podeszłam do konia i zaczęłam go uspokajać.
- Już dobrze przyjacielu. Już nic mu nie grozi - mówiłam szeptem.
Po paru minutach jego koń się uspokoił, więc znów podeszłam do mężczyzny i widząc, że chce wstać pomogłam mu.
- Powinieneś odpoczywać - stwierdziłam - Jestem Rosyjo, a ty jak masz na imię?
- Ethan i dziękuję za pomoc.
Uśmiechnęłam się i zaprowadziłam go do naszego pokoju. Nie wiem kiedy, ale moja siostrzyczka dała mi do niego klucze. Przygotowałam herbatę i podałam mu ją. Spojrzałam na jego rany. Było mi przykro, że nie mogę już nic więcej zrobić. Na pewno czuje ból. Dołowało mnie to, że jestem taka słaba i nieprzydatna, zwyczajnie... bezużyteczna. Ethan spojrzał na mnie
- Coś się stało? - spytał trochę zmartwiony.
- Przepraszam, ale byłam w stanie tylko tyle zrobić dla ciebie, żeby uśmierzyć twój ból. Ja... - mój głos zadrżał.
Nienawidzę patrzeć jak ktoś cierpi, nigdy nie chciałam, żeby ktoś cierpiał. Chciałam móc być przydatna, żeby w końcu ktoś mnie docenił, ale nie potrafiłam być taka. Zawsze wszystko psułam i ja.... - Ja... - znowu mój głos się załamał...
- Twój wierzchowiec jest oporządzony, najedzony i trochę poddenerwowany twoim zdrowiem. Jesteście strasznie zżyci ze sobą widać to po tym jak się o siebie troszczycie. A teraz odpoczywaj za niedługo przyjdę, teraz idę uspokoić twojego konia - powiedziałam do niego
Podeszłam do konia i zaczęłam go uspokajać.
- Już dobrze przyjacielu. Już nic mu nie grozi - mówiłam szeptem.
Po paru minutach jego koń się uspokoił, więc znów podeszłam do mężczyzny i widząc, że chce wstać pomogłam mu.
- Powinieneś odpoczywać - stwierdziłam - Jestem Rosyjo, a ty jak masz na imię?
- Ethan i dziękuję za pomoc.
Uśmiechnęłam się i zaprowadziłam go do naszego pokoju. Nie wiem kiedy, ale moja siostrzyczka dała mi do niego klucze. Przygotowałam herbatę i podałam mu ją. Spojrzałam na jego rany. Było mi przykro, że nie mogę już nic więcej zrobić. Na pewno czuje ból. Dołowało mnie to, że jestem taka słaba i nieprzydatna, zwyczajnie... bezużyteczna. Ethan spojrzał na mnie
- Coś się stało? - spytał trochę zmartwiony.
- Przepraszam, ale byłam w stanie tylko tyle zrobić dla ciebie, żeby uśmierzyć twój ból. Ja... - mój głos zadrżał.
Nienawidzę patrzeć jak ktoś cierpi, nigdy nie chciałam, żeby ktoś cierpiał. Chciałam móc być przydatna, żeby w końcu ktoś mnie docenił, ale nie potrafiłam być taka. Zawsze wszystko psułam i ja.... - Ja... - znowu mój głos się załamał...
<Ethan?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz