Drobna postać rysowała się w półmroku pomieszczeń, oświetlana
strzelającym blaskiem paleniska. Z wolna rozczesywała długie falujące
włosy majestatycznie opadające na jej smukłą i delikatną sylwetkę. Nie
była ona szczególnie widowiskowa ani nawet nie przyciągała uwagi gdyby
nie kontrast jaki dawały jej oczy... Ciemne, głębokie w zupełności odróżniające się od jasnej cery i loków damy.
Przeklęty ten kołtun! - przeleciało mi przez myśli, kiedy dobrałam się do końcówek.
Warknęłam niezadowolona szarpiąc grzebieniem jeszcze mocniej.
W końcu puścił bez większych strat, a ja mogłam spokojnie poczynić kolejny krok w codziennej toalecie.
- Panienko? - Usłyszałam nagle jedyny głos, który odbijał się o te ściany od miesięcy.
- Abyss, śniadanie - Kontynuowała, gdy obróciłam głowę.
W odpowiedzi jednak jedynie przytaknęłam nie otwierając nawet ust.
Przeszłam zaraz za nią tak jak stałam do jaśniejszego pomieszczenia
jadalnego. Na stole stały rozmaite pieczywa, ser, mleko, owoce.
Jednak nie to najbardziej zwróciło moją uwagę.
Zacisnęłam w dłoni materiał mojej sukienki jeszcze mocniej.
W pełnym świetle słońca przy dodatkowym nakryciu siedziała ona... Z
błogim uśmiechem na twarzy, zupełnie tak, jakby każdy dzień mojego życia
był normalny.
Jej wzrok był skierowany na mnie jednak nie zareagowała zupełnie na moje wejście, już chciałam odejść gdy...
- Wszystkiego najlepszego Abyss! - Zaszczebiotała słodko kobieta
jednym ruchem ręki dając do zrozumienia służącej, że ma postawić na stole
wielgachny tort, który jakby znikąd pojawił się w jej rękach. Zawahałam się.
Urodziny? Czego ona chce? - Natychmiast zadźwięczało mi w głowie. Spojrzałam pytająco w stronę matki.
Wciąż się uśmiechała.
Coś jest na rzeczy, ukończyłam przecież dwadzieścia lat prawie cztery miesiące temu.
- Czego oczekujesz? - Spytałam spuszczając głowę, nie mogłam już patrzyć w jej niebieskie oczy. Chorobliwie zimne i zbłąkane.
- Odejdź...- Syknęła z wciąż jednak nienaganną postawą.
Jej
żądanie nie dziwiło mnie ani trochę czekałam na te słowa. Hasło, które
wyzwoli mnie z uwięzi. Skłoniłam się unosząc rąbek sukienki.
- Tak też będzie. - Uniosłam głowę z bezuczuciowym wyrazem, zaraz
jednak upewniając się, że widzi zrobiłam coś czego nikt by się z mej
strony nie spodziewał.
Wyszczerzyłam zęby w radości.
Drobna zakapturzona postać stała nad ozdobną, kipiącą bogactwem mogiłą.
Jej twarz zakrywał kaptur, spod którego jaśniał perlisty i szczery uśmiech.
Schyliła
się ocierając marmurową tabliczkę z kurzu. Jej oczy zaiskrzyły gdy
poczuła pod swoją dłonią starannie wyryte imię Abyss.
Nie czekała tam już jednak ani zbędnej chwili dłużej.
Dosiadła niepozornego konia który przybył na jej wezwanie.
- Czy można przyjacielu? - Szepnęłam mu do ucha.
Horance zastrzygł uszami.
Stał jeszcze tak niepewną chwile, ale gdy tylko lekko stuknęłam
piętami ruszył z wolna. Zmierzając w ciemność lasu wprost do Yrs.
Długo wyczekiwał tego hasła podobnie jak ja.
Nie obracałam nawet głowy to co tu zostawiałam nie miało znaczenia.
Liczył się tylko wiatr spowodowany pędem wspaniałego wierzchowca.
Wtuliłam się w jego kark, znał drogę ja w tej wyprawie byłam tylko bagażem.
Silny
powiew odsłonił drobną twarz kobiety pędzącej na koniu, rozwiał jej
jasne włosy pozostawione luźno tylko na te okazje. Gdy tylko staną znów
skryje je kaptur, a wstęga zdusi ich wolność.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz