Pochyliłem się nad dziewczyną w zamyśleniu, wpatrując się w jej oczy i
doszukując się jakiś oznak, że za chwile krzyknie “Ha! Dziad się nabrał!“. Niczego takiego jednak się nie dopatrzyłem, nie spuszczałem jednak z
niej czujnego spojrzenia, ale widząc jak zaczyna się odchylać do tyłu
ledwo powstrzymałem się od uśmiechu.
- Oj, czyżbym przekraczał granice przestrzeni osobistej, czy też jednak i od tych słów się wycofujesz? - Wyprostowałem się nie męcząc dziewczyny bardziej niż było mi to potrzebne, usatysfakcjonowany byłem już dość szczerością jej słów i nagłej poprawy. To jednak bardzo miła dziewczyna.
Również wróciła do dawnej zdecydowanej pozy z lekko poirytowaną miną. Czyżby znowu? Przyznam może trochę przesadzam i zaczynam grać na nerwach, ale lubię obserwować czyjeś reakcje.
- Zdecydowanie to pierwsze… - Ucięła gryząc się w język, doskonale wiedziałem jednak co zamierzała dodać, uniosłem brwi, znów wyciągnąłem przed siebie przyjaźnie dłoń.
- Wobec tego witam ponownie, bo poprzednio coś nie wyszło. - Giselle tym razem od razu przyjęła mój gest i równie szybko schowała rękę za siebie dając do zrozumienia, że właściwie to by było na tyle.
Miło, że pofatygowała się do mnie nawet jeśli na celu miała tak mało istotną zwykle dla ludzi rzecz jak takt, który w niektórych stronach zdecydowanie zanikał. Przede mną jednak stała Kagrgijka, nie byle kto inny. Nie oznaczało to jednak, że wywyższałem jedną rasę porad wszystkie, ale tą akurat darzyłem sporym szacunkiem i zainteresowaniem.
- Skąd pomysł by każdego pierwszego lepszego podróżnika nazywać pedofilem? - Spytałem zaczepnie gdy ruszyliśmy tą samą ścieżką w ciszy. Nie widziałem jednak od niej zbytniej chęci do podpowiedzi to też nie chciałem naciskać. Rozmowa jednak sama z siebie się nie nawiąże to też wertowałem przelotne myśli w mojej głowie niczym opasłe tomisko bez spisu treści i ogólnie zachowanego ładu.
Nie wypada było by pytać czy z jej przeświadczeniem wiąże się jakieś niezwykle zdarzenie, to raczej zbyt osobiste. Zresztą czemu niby miało mnie to interesować?
Doprawdy gdy człowiek improwizacje nadaje sobie zupełnie chaotyczny i niezrozumiały rytm, ale oby do przodu i wybrnąć z sytuacji.
- Po prostu może mam pecha do facetów. - wycedziła w końcu, chyba też pomału poirytowana nieustanną ciszą, którą przerywał jedynie stukot końskich kopyt i mlaskanie.
- Aż tak dużo ich spotkałaś na swej drodze? Tak młodo? - Lekko się uśmiechnąłem, ale w zupełności szczerze. Bawiło mnie to jak bardzo staroświecki brzmiałem, jak zmieszana była dziewczyna. Chyba już od dawna należałem również do jej listy dziwaków, ale musiałaby ją jeszcze wzbogacić o osobą przegródkę dla młodych ciałem dziadków. Aż za młodym.
- Dziwnym trafem pojawiają się zawsze wtedy gdy jestem "w opałach". - Przyznała nieśmiało wciąż odwrócona do mnie twarzą, ale wyprostowana i idąca pewnym krokiem.
- Nie schlebia ci to? Nie każda ma takie szczęście. - Zapewniłem zupełnie szczerze, ale widząc nerwowe ruchy dziewczyny przeczuwałem, że to idzie w złym kierunku.
Zatrzymałem więc konia i zeskakując z jego grzbietu zupełniej aby ubyło mi lat... Znowu.
- Nie zatrzymuje, rozmowa z takim dziadygą jak ja może nużyć. - Dziewczyna na te słowa również przystanęła i poczęła się wpatrywać we mnie pytająco.
- Cóż... - Zmieszałem się przypominając sobie jak miały się sprawy, moja wypowiedz brzmiała baaardzo wiarygodnie.
- Interpretuj to jak zresztą chcesz. - Mrugnąłem do niej po czym kiwnąłem w stronę miasta Yrs do którego zmierzałem, a i mocna nie wyglądała jak podróżniczka. Wiedziałem jednak jaki jest styl jej rasy. Nie zdziwiłoby mnie jednak gdyby obecnie rezydowała tam.
- Jasne... - Przytaknęła mrużąc oczy i ani chwili dłużej czekając zniknęła za liśćmi.
Nie rozumiałem po co za mną szła, miło było jednak czasem zamienić parę lichych słów choćby z kimś więcej niż pieniem drzewa. Co nie znaczy, że towarzystwa roślin nie ceniłem równie, a może i nawet niekiedy bardziej. Były one ze mną zawsze... Przeróżne, zapach, czy to odcienie tak samo dzikie, kołysane na wietrze idealne do wymiany poglądów i to bez najmniejszego protestu.
Pojechałem więc dalej w głąb lasu, bez pośpiechu. Straciłem już chęć do takich wybryków dawno temu, teraz nie miało to znaczenia. Najmniejszego.
Niestety jednak oprócz niespodzianek w formie zastosowań i wielorakich odmian, rośliny kryły tez wiele zagadek. A ja szczęście właśnie miałem na taką natrafić.
Liście zaczęły nieznośnie szeleścić, suche popękały jeszcze bardziej, a na mnie spoczęła para błyszczących oczu. No ładnie...
Spłoszony koń na widok i ryk przerośniętego kociaka podskoczył wierzgające z taką siłą, że wyleciałem do tylu. Pociemniało mi wręcz przed oczami i nie wiedziałem gdzie leżałem.
Dopiero czując opór gdy jąłem stawiać w powietrzu pierwszy krok.
Rzeczywistość natomiast była taka, że właśnie zakryła mnie mgła śmierci i mataczenia...
Powoli traciłem siły i przestawałem się szamotałam próbując zerwać z naostrzonej gałęzi.
Prosto w serce.
Znowu to samo, co ja bym dał za chwile spokoju, chwile taką jak ta, nie czułem bóli, a ogarnął mnie anielski spokój. Jednak jaki ma to sens jeśli i tak zginę, odwlekając to w latach, ale jednak.
Usta same układały mi się wyduszając z siebie nieznane mi zupełnie słowa, ale zapisane w mej podświadomość.... Mimo to świat zniknął mi sprzed oczu, a dech zastał.
Zapadłem w sen, ale nie taki sobie sen.
<Giselle?>
- Oj, czyżbym przekraczał granice przestrzeni osobistej, czy też jednak i od tych słów się wycofujesz? - Wyprostowałem się nie męcząc dziewczyny bardziej niż było mi to potrzebne, usatysfakcjonowany byłem już dość szczerością jej słów i nagłej poprawy. To jednak bardzo miła dziewczyna.
Również wróciła do dawnej zdecydowanej pozy z lekko poirytowaną miną. Czyżby znowu? Przyznam może trochę przesadzam i zaczynam grać na nerwach, ale lubię obserwować czyjeś reakcje.
- Zdecydowanie to pierwsze… - Ucięła gryząc się w język, doskonale wiedziałem jednak co zamierzała dodać, uniosłem brwi, znów wyciągnąłem przed siebie przyjaźnie dłoń.
- Wobec tego witam ponownie, bo poprzednio coś nie wyszło. - Giselle tym razem od razu przyjęła mój gest i równie szybko schowała rękę za siebie dając do zrozumienia, że właściwie to by było na tyle.
Miło, że pofatygowała się do mnie nawet jeśli na celu miała tak mało istotną zwykle dla ludzi rzecz jak takt, który w niektórych stronach zdecydowanie zanikał. Przede mną jednak stała Kagrgijka, nie byle kto inny. Nie oznaczało to jednak, że wywyższałem jedną rasę porad wszystkie, ale tą akurat darzyłem sporym szacunkiem i zainteresowaniem.
- Skąd pomysł by każdego pierwszego lepszego podróżnika nazywać pedofilem? - Spytałem zaczepnie gdy ruszyliśmy tą samą ścieżką w ciszy. Nie widziałem jednak od niej zbytniej chęci do podpowiedzi to też nie chciałem naciskać. Rozmowa jednak sama z siebie się nie nawiąże to też wertowałem przelotne myśli w mojej głowie niczym opasłe tomisko bez spisu treści i ogólnie zachowanego ładu.
Nie wypada było by pytać czy z jej przeświadczeniem wiąże się jakieś niezwykle zdarzenie, to raczej zbyt osobiste. Zresztą czemu niby miało mnie to interesować?
Doprawdy gdy człowiek improwizacje nadaje sobie zupełnie chaotyczny i niezrozumiały rytm, ale oby do przodu i wybrnąć z sytuacji.
- Po prostu może mam pecha do facetów. - wycedziła w końcu, chyba też pomału poirytowana nieustanną ciszą, którą przerywał jedynie stukot końskich kopyt i mlaskanie.
- Aż tak dużo ich spotkałaś na swej drodze? Tak młodo? - Lekko się uśmiechnąłem, ale w zupełności szczerze. Bawiło mnie to jak bardzo staroświecki brzmiałem, jak zmieszana była dziewczyna. Chyba już od dawna należałem również do jej listy dziwaków, ale musiałaby ją jeszcze wzbogacić o osobą przegródkę dla młodych ciałem dziadków. Aż za młodym.
- Dziwnym trafem pojawiają się zawsze wtedy gdy jestem "w opałach". - Przyznała nieśmiało wciąż odwrócona do mnie twarzą, ale wyprostowana i idąca pewnym krokiem.
- Nie schlebia ci to? Nie każda ma takie szczęście. - Zapewniłem zupełnie szczerze, ale widząc nerwowe ruchy dziewczyny przeczuwałem, że to idzie w złym kierunku.
Zatrzymałem więc konia i zeskakując z jego grzbietu zupełniej aby ubyło mi lat... Znowu.
- Nie zatrzymuje, rozmowa z takim dziadygą jak ja może nużyć. - Dziewczyna na te słowa również przystanęła i poczęła się wpatrywać we mnie pytająco.
- Cóż... - Zmieszałem się przypominając sobie jak miały się sprawy, moja wypowiedz brzmiała baaardzo wiarygodnie.
- Interpretuj to jak zresztą chcesz. - Mrugnąłem do niej po czym kiwnąłem w stronę miasta Yrs do którego zmierzałem, a i mocna nie wyglądała jak podróżniczka. Wiedziałem jednak jaki jest styl jej rasy. Nie zdziwiłoby mnie jednak gdyby obecnie rezydowała tam.
- Jasne... - Przytaknęła mrużąc oczy i ani chwili dłużej czekając zniknęła za liśćmi.
Nie rozumiałem po co za mną szła, miło było jednak czasem zamienić parę lichych słów choćby z kimś więcej niż pieniem drzewa. Co nie znaczy, że towarzystwa roślin nie ceniłem równie, a może i nawet niekiedy bardziej. Były one ze mną zawsze... Przeróżne, zapach, czy to odcienie tak samo dzikie, kołysane na wietrze idealne do wymiany poglądów i to bez najmniejszego protestu.
Pojechałem więc dalej w głąb lasu, bez pośpiechu. Straciłem już chęć do takich wybryków dawno temu, teraz nie miało to znaczenia. Najmniejszego.
Niestety jednak oprócz niespodzianek w formie zastosowań i wielorakich odmian, rośliny kryły tez wiele zagadek. A ja szczęście właśnie miałem na taką natrafić.
Liście zaczęły nieznośnie szeleścić, suche popękały jeszcze bardziej, a na mnie spoczęła para błyszczących oczu. No ładnie...
Spłoszony koń na widok i ryk przerośniętego kociaka podskoczył wierzgające z taką siłą, że wyleciałem do tylu. Pociemniało mi wręcz przed oczami i nie wiedziałem gdzie leżałem.
Dopiero czując opór gdy jąłem stawiać w powietrzu pierwszy krok.
Rzeczywistość natomiast była taka, że właśnie zakryła mnie mgła śmierci i mataczenia...
Powoli traciłem siły i przestawałem się szamotałam próbując zerwać z naostrzonej gałęzi.
Prosto w serce.
Znowu to samo, co ja bym dał za chwile spokoju, chwile taką jak ta, nie czułem bóli, a ogarnął mnie anielski spokój. Jednak jaki ma to sens jeśli i tak zginę, odwlekając to w latach, ale jednak.
Usta same układały mi się wyduszając z siebie nieznane mi zupełnie słowa, ale zapisane w mej podświadomość.... Mimo to świat zniknął mi sprzed oczu, a dech zastał.
Zapadłem w sen, ale nie taki sobie sen.
<Giselle?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz