niedziela, 14 września 2014

Od Quith'a (do Wielkiego Mędrca)

Mędrzec wyszedł, a ja zostałem sam w jego zagraconym pokoiku. Nie raz zostawiał mnie tu samego, jednak nigdy nie miałem na tyle odwagi, żeby pomyszkować lub rozejrzeć się. Wiedziałem, że cokolwiek bym nie zrobił, on i tak by o tym wiedział. Nie bałem się, że mnie za to pobije czy zabije, w tym momencie bardziej działała moja moralność.
No cóż, przyszedł czas na powrót do domu. Tak bardzo nie chciałem tam wracać. Czekał mnie morderczy trening z Rithian'em. Właściwie to już się bałem. Spodziewałem się jak zwykle najgorszego. Z treningu wrócę pewnie poharatany, poobijany i blado krwisty. Ciekawe co ojciec przyszykuje dla mnie wieczorem...
Wyszedłem z "posiadłości" Mędrca i skierowałem się w stronę domu. Szedłem możliwie najwolniej, żeby dotrzeć do domu za późno. Z drugiej strony mogłem dostać w pysk za to, że mnie tak długo nie było... Mimo to nie zamierzałem się spieszyć.
Stanąłem na progu, westchnąłem i nacisnąłem klamkę. Nawet nie wszedłem do domu, kiedy usłyszałem Rithian'a.
- Dłużej nie mogłeś siedzieć u tego starucha? Zaczynamy. - mruknął złowrogo
Skuliłem się i ruszyłem do sali treningowej. Mężczyzna szybkim krokiem ruszył za mną. Nie oglądałem się za siebie, wiedziałem jak strasznie wygląda, po co mi było oglądanie się za siebie?
Cały trening minął nie tak boleśnie jak się tego spodziewałem. Mimo tego, że miałem ogromny problem z wykonywaniem poleceń, które mi zlecał Rithian, obyło się bez przemocy.
Od razu po treningu poszedłem spać. Byłem wyczerpany, a następnego dnia czekała mnie audiencja.

Ojciec wyszedł z domu wcześniej jak ja. Miałem dojść na audiencję sam. Podejrzewałem, że to pewnego rodzaju test - przyjdziesz dobrze, nie przyjdziesz giniesz.
Kiedy doszedłem na miejsce, zobaczyłem bardzo dużo ludzi. Nie spodziewałem się takiej liczebności. Byli wszyscy. Od Quaarianów po Makh'Araj.
Z uwagą wysłuchałem tego co miał do powiedzenia król. Zaintrygował mnie fakt, dla którego zostaliśmy zebrani. Że magia ucieka z królestwa? Że wszystko słabnie? Jak niby taki mały ja może pomóc? Jednak zrobię wszystko by wspomóc króla. Dlatego muszę się dalej uczyć i szkolić, mimo bólu i płaczu. Gdzieś tam w środku, jakiś mały głos mówił mi, że ojciec wcale nie jest taki okrutny...
Po audiencji, na polecenie ojca udałem się do Mędrca. Na całe szczęście właśnie do niego.

<Wielki?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz