Nie spałam, nie mogłam zasnąć, albo nie chciałam, jak zawsze zresztą
miałam z tym problem. Wyciszenie wyłączenie miliona myśli, sprawiało mi
to niesamowitą trudność, a jeśli już zmrużyłam oczy był to sen lekki i
czujny. Jakże łatwy do zmącenia i nagłego przerwania.
I tak też stało się teraz. Prawdę powiedziawszy nie byłam pewna czy choćby drzemałam, po prostu Otworzyłam oczy z natychmiastowym rozbudzeniem. Teraz na pewno nie zapadła bym w trans ten ponownie, nigdy się to też nie zdarzało. Zaczynałam wtedy obserwować każdy szczegół otaczającej mnie przestrzeni możliwie dawkując swój oddech aż do granic podstawowej normy. Teraz jednak nie na to był czas, ciepłe ciało dziewczyny, które kurczowo przylegało do mojego własnego, wiło się i trzęsły z okropnym wyrazem przerażenia, rozpaczy i niemocy w jednym grymasie.
Utuliłam ją mocniej do swojej piersi głaszcząc po głowie i rozpaczliwie odnajdując jej bezwładną dłoń. Chciałam ją wyciągnąć z tego koszmaru choćbym sama miała skoczyć w przepaść tej ciemności, która teraz nas obydwie opatulała czułymi, ale zdradzieckimi ramionami.
I tak też stało się teraz. Prawdę powiedziawszy nie byłam pewna czy choćby drzemałam, po prostu Otworzyłam oczy z natychmiastowym rozbudzeniem. Teraz na pewno nie zapadła bym w trans ten ponownie, nigdy się to też nie zdarzało. Zaczynałam wtedy obserwować każdy szczegół otaczającej mnie przestrzeni możliwie dawkując swój oddech aż do granic podstawowej normy. Teraz jednak nie na to był czas, ciepłe ciało dziewczyny, które kurczowo przylegało do mojego własnego, wiło się i trzęsły z okropnym wyrazem przerażenia, rozpaczy i niemocy w jednym grymasie.
Utuliłam ją mocniej do swojej piersi głaszcząc po głowie i rozpaczliwie odnajdując jej bezwładną dłoń. Chciałam ją wyciągnąć z tego koszmaru choćbym sama miała skoczyć w przepaść tej ciemności, która teraz nas obydwie opatulała czułymi, ale zdradzieckimi ramionami.
Ścisnęła mocniej moją rękę gdy tylko zbliżyłem do jej własne palce,
coś co ją tam trzymało nie zakłócało jednak w zupełności jej zdrowych
zmysłów. To dobrze.
- Saj'Jo? - Szepnęłam spokojnym, choć łamiącym się pod wpływem widoku jej katusze głosem. Cisza, dopiero po dłuższej chwili niezmiennego szamotanina się, powędrowała dłońmi do mich policzków i przejechała po wardze.
Mimowolnie się uśmiechnęłam, po mimo zupełnie nieodpowiedniej chwili. Pochyliłem się nad nią nie popędzając z odpowiedzią. Widziałam doskonale jak walczy z brakiem tchu, czasem jednak chrapliwie łapała powietrze.
Odgarniając czule z jej rozgrzanego i zalanego słodko słonawym potem czoła, tam też ją pocałowałam, nie pozwalając uciec jej szamoczącemu się ciału.
- Say'Jo? - Ponowiłam próbę, wierząc, że uda jej się przezwyciężyć to drążące ją od środka paskudztwo, ścisnęłam w odpowiedzi jej dłoń by dać znać, że tu jestem i nie zamierzam odejść. Jeśli w ogóle mnie rozpoznawała wśród cieni, które ją otaczały.
Owszem przylegała od mnie całym ciałem, ale czy to wystarczy? Sama nie wiem, ale chce mieć pewność, że jak nie słyszy to choć poczuje.
- Wróć do mnie, proszę... - Sapnęłam całując ją po dłoni.
Say'Jo nagle szarpnęło i zaczęła kasłać łapiąc powietrze z niesamowitą siłą. Prawie pisnęłam z radość triumfu, czyli tego co od tych dłużących się minut liczyło się dla mnie najbardziej.
- Jestem tu... Spokojnie. - Szeptałam głaszcząc ją po włosach, widziałam łzy w jej oczach, perliste kropelki ociekające aż po brodę. Czerwona z przetartymi oczami od nadmiernego pobierania w desperackiego ukryciu aktu według niej domniemanej słabość.
Myliła się była silna, silniejsza od niejednego, nie bałabym się powiedzieć, że najsilniejsza. Bo udało jej się znów uciec... Przynajmniej taką mam nadzieje.
Say'Jo płakała żewnie wtulona w moje piersi, a ją nie protestowałem dbając by choć miała tłem.
- Jestem przy tobie i czuwam, nie odejdę. Proszę przestań płakać, bo przesiąknięty wodą jak gąbki. - Uśmiechnęłam się blado chwytając jej rozognioną twarz w dłonie i gładząc ją uspokajająco. Podziałało, przymknęłam oczy powoli wracając do normalnego rytmu oddechu i serca, pierwszy raz słyszałam tak melodyjne serce. Rozćwierkane niczym słowik.
Ułożyłam się znów na posłaniu nie wypuszczając Say'Jo z objęć. Była moim kruchym rozdygotanym skarbem, nie jednak tak kruchym jak sam jej szczęśliwy... Nabywca.
- Abyss... - Jęknęła słabo i chrapliwie, lekko otwierając świecące oczy, dopiero teraz zauważyłam jak bardzo długie i pięknie wdzięczne są jej rzęsy.
Z twarzy nie schodził mi uśmiech jednak z oczy popłynęły wtórujące jej łzy, nie były to jednak łzy szczęścia, a rozpaczy. Niemen rozpaczy i załamania rąk.
Jak los tak mógł podle postąpić... Jęknęłam żałośnie, przełykając wielką gule pijącą mnie w zeschłym gardle.
- Proszę powracaj do mnie. - Szepnęłam do jej ucha całując lekko w szyje i obojczyk, zadrżała. To dobrze, a przede wszystkm miło.
Wtulona tak w siebie, znów odleciałyśmy w senne zakątki naszej świadomość. Niesłychane bo nie potrafię spać na zawołanie....
Nasze oczy oślepiło pierwsze promienie, gdy otworzyłam oczy Say'Jo niby to wpatrzona we mnie i bawiąca się moimi włosami, przywitała mnie uśmiechem.
Zaraz potem ułożyła się na mnie z ulgą i cudnym uśmiechem
- Naprawdę dziękuje, że ze mną wytrzymujesz... - Sapnęła odwracają lekko wzrok speszona.
- Uwierz to nawet aż nazbyt znośnie, wręcz przyjemne, mogę tak całą noc. Odwzajemniłam uśmiech przyciągając bliżej siebie, gładzącą mnie po brzuchu, w miejscu prawie zagojonej blizny, Say'Jo. Już nie bolało, a wręcz było rozkosznie...
<Say'Jo?>
- Saj'Jo? - Szepnęłam spokojnym, choć łamiącym się pod wpływem widoku jej katusze głosem. Cisza, dopiero po dłuższej chwili niezmiennego szamotanina się, powędrowała dłońmi do mich policzków i przejechała po wardze.
Mimowolnie się uśmiechnęłam, po mimo zupełnie nieodpowiedniej chwili. Pochyliłem się nad nią nie popędzając z odpowiedzią. Widziałam doskonale jak walczy z brakiem tchu, czasem jednak chrapliwie łapała powietrze.
Odgarniając czule z jej rozgrzanego i zalanego słodko słonawym potem czoła, tam też ją pocałowałam, nie pozwalając uciec jej szamoczącemu się ciału.
- Say'Jo? - Ponowiłam próbę, wierząc, że uda jej się przezwyciężyć to drążące ją od środka paskudztwo, ścisnęłam w odpowiedzi jej dłoń by dać znać, że tu jestem i nie zamierzam odejść. Jeśli w ogóle mnie rozpoznawała wśród cieni, które ją otaczały.
Owszem przylegała od mnie całym ciałem, ale czy to wystarczy? Sama nie wiem, ale chce mieć pewność, że jak nie słyszy to choć poczuje.
- Wróć do mnie, proszę... - Sapnęłam całując ją po dłoni.
Say'Jo nagle szarpnęło i zaczęła kasłać łapiąc powietrze z niesamowitą siłą. Prawie pisnęłam z radość triumfu, czyli tego co od tych dłużących się minut liczyło się dla mnie najbardziej.
- Jestem tu... Spokojnie. - Szeptałam głaszcząc ją po włosach, widziałam łzy w jej oczach, perliste kropelki ociekające aż po brodę. Czerwona z przetartymi oczami od nadmiernego pobierania w desperackiego ukryciu aktu według niej domniemanej słabość.
Myliła się była silna, silniejsza od niejednego, nie bałabym się powiedzieć, że najsilniejsza. Bo udało jej się znów uciec... Przynajmniej taką mam nadzieje.
Say'Jo płakała żewnie wtulona w moje piersi, a ją nie protestowałem dbając by choć miała tłem.
- Jestem przy tobie i czuwam, nie odejdę. Proszę przestań płakać, bo przesiąknięty wodą jak gąbki. - Uśmiechnęłam się blado chwytając jej rozognioną twarz w dłonie i gładząc ją uspokajająco. Podziałało, przymknęłam oczy powoli wracając do normalnego rytmu oddechu i serca, pierwszy raz słyszałam tak melodyjne serce. Rozćwierkane niczym słowik.
Ułożyłam się znów na posłaniu nie wypuszczając Say'Jo z objęć. Była moim kruchym rozdygotanym skarbem, nie jednak tak kruchym jak sam jej szczęśliwy... Nabywca.
- Abyss... - Jęknęła słabo i chrapliwie, lekko otwierając świecące oczy, dopiero teraz zauważyłam jak bardzo długie i pięknie wdzięczne są jej rzęsy.
Z twarzy nie schodził mi uśmiech jednak z oczy popłynęły wtórujące jej łzy, nie były to jednak łzy szczęścia, a rozpaczy. Niemen rozpaczy i załamania rąk.
Jak los tak mógł podle postąpić... Jęknęłam żałośnie, przełykając wielką gule pijącą mnie w zeschłym gardle.
- Proszę powracaj do mnie. - Szepnęłam do jej ucha całując lekko w szyje i obojczyk, zadrżała. To dobrze, a przede wszystkm miło.
Wtulona tak w siebie, znów odleciałyśmy w senne zakątki naszej świadomość. Niesłychane bo nie potrafię spać na zawołanie....
Nasze oczy oślepiło pierwsze promienie, gdy otworzyłam oczy Say'Jo niby to wpatrzona we mnie i bawiąca się moimi włosami, przywitała mnie uśmiechem.
Zaraz potem ułożyła się na mnie z ulgą i cudnym uśmiechem
- Naprawdę dziękuje, że ze mną wytrzymujesz... - Sapnęła odwracają lekko wzrok speszona.
- Uwierz to nawet aż nazbyt znośnie, wręcz przyjemne, mogę tak całą noc. Odwzajemniłam uśmiech przyciągając bliżej siebie, gładzącą mnie po brzuchu, w miejscu prawie zagojonej blizny, Say'Jo. Już nie bolało, a wręcz było rozkosznie...
<Say'Jo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz