Postąpiłam o krok do tyłu po chwili dotykając
plecami ściany pokoju, zlałam się zupełnie z jej cieniem i
nasłuchiwałam. Faktycznie po jakimś czasie nastało zamieszanie, aż dziw
jak jeden człowiek może narobić tyle hałasu dysząc wściekle i uderzając
stopami o podłogę jak słoń.
Spojrzałam na Say’Jo, która teraz
była zwrócona w stronę drzwi, starała się nie obracać do mnie by się nie
rozproszyć i nie zdradzić mojej obecność, choć byłam niewidzialna.
Uznałam jednak ten zabieg za mocno przesadzony, jej brat nie zwraca uwagi
na takie drobnostki szczególnie gdy…
Nawet moje własne myśli
zagłuszył trzask drzwi, nim Say zdążyła opaść na skrawek pościeli łóżka
do pokoju wleciał Uri’An, nie słuchałam tego co dokładnie burczał pod
nosem niby to do siostry obrażony na cały świat, że zwlekł się z łóżka
dopiero w południe, a cóż poradzić? Dziewczyna również to ignorowała i
po prostu skierowała kroki do wyjścia. Zauważyłam jednak niepewność w
jej krokach i przez chwile obserwacji dopiero przypomniało mi się, że nie
zna ona tak dobrze budynków, w którym się znajdowała.
Spojrzałam
znów na jej brata, ten nawet nie ruszył z miejsca ze skrzyżowanymi
rękami na piersi stał i z kamienną miną przyglądnął się temu co czyni
siostra i gotów tryumfować, że postradała zmysły chcąc samodzielnie
zejść ze schodów. Och… doprawdy ?
Podeszłam do niego i
stanęłam na wprost, dość blisko jednak ten mnie nie czuł, zbyt zajęty
czajeniem się by wreszcie krzyknąć z tryumfem “A nie mówiłem? Gdzie to
się samo wybiera?”.
Stanęłam na placach celując w jego czoło,
oby na tyle mocno by to poczuł i na chwile spuścił wzrok z tyłka siostry,
który uważał za tak nieporadny. Pusto tam w tym łbie?
Pstryknęłam na raz palcami, odchylił się do tyłu zdezorientowana, no jasne w końcu
nie codziennie dostajesz prztyczka z zaostrzonych paznokietków
zamieszanie z powietrzem dziewuszki.
Stała bym tak dłużej
gapiąc się na ogłupiałego i powolnego w reakcjach chłopaka, ale gdy się
obróciłam w stronę Say’Jo od razu wróciłam na ziemie. Jej błaganie
wyciągnięte przed siebie ręce odnalazły moje własne, poczułam
niesamowite, ciepłe uczucie gdy ta się uśmiechnęłam, a ja pociągnęłam ją
lekko do przodu kierując na schody bez większych przeszkód po czym
sprowadzając ją po nich jak małą księżniczkę.
Nie mogłam się
napatrzeć na jej pogodny wyraz twarzy, który przybierała za każdym razem
gdy mnie dotykała albo po prostu byłam gdzieś blisko i mogłam ją
poprowadzić.
Gdy stanęłyśmy przed budynkiem szepnęłam jej do
ucha by pośpieszyła brata, już chyba wystarczająco przeciągnął swym
wylegiwaniem się w łóżku ich wizytę u tego Mędrca. Poza tym to było
zabawne, widzieć jaj radość z docinek bratu, nie dość, że miał głupią
minę widząc jak jego siostra sprawnie zeszła na dół nie potykając się o
żaden stopień, bez niczyjej pomocy.
- Uri! Ile można stać jak
ten kołek? Chce mieć to już za sobą! - Usłyszałam jeszcze gdy powoli
wyplątywałam się z mocnego uścisku jej dłoni, po czym lekko gładząc jej
mały palec na pożegnanie i ruszyłam przez miasto.
Nim jednak
usłyszałam choć mikrą odległość zatrzymałam się kuszona o powrót do
budynku w jednym szczególnym celu, tak też zrobiłam. W pomieszczeniach
całego domu wciąż było cicho, tylko w kuchni dostrzegalny był pewien
ruch… Zresztą nieważne, biorę winogrona i znikam zupełnie wtapiając się w
kurz na ścieżce.
Gdy w końcu dorwałam w swoje ręce pożądane
przeze mnie owoce ruszyłam skocznym krokiem do miejsca, które w sumie nie
wiedziałam jak nazwać, ale cóż grunt, że czekał tam na mnie mój
kapturek i ciepła woda którą mogłam zmyć resztki ziemi na moim ciele z
odlegiwania na trawie, nie było to szczególnie zauważalne, a jednak ja
cierpiałam na właśnie takich szczegółach. No bo czym mogła się zajmować
mała niepozorna dziewczyna, która chyba z dwadzieścia razy przeczytała
każdą z zatęchłych ksiąg rozwalonych po piwnicznych zbiorach… Niektórych
chyba też nie powinna nawet dotykać, jednak stało się i się nie
odstanie.
Dbała ona bardzo o swój wygląd pomimo tego, że
stroić się dla kogo nie miała to też większość dni zajmowało jej
wielogodzinne rozczesywanie włosów. Można by poczuć się jak w typowej
roszpunce i w sumie fakt.
Trochę minęło zanim nauczyłam się
prosto trzymać nożyczki nie raniąc się przy tym po palcach u dłoni, nie
raz kończyło się tym, że włosy po prostu włóczyły się za moimi drobnymi
nożynami po ziemi.
Teraz na szczęście kontrolowałam długość
moich niesfornych kłaków do maksymalnej długości po biodra, mimo
wszystko jednak rosły dość szybko. Nic na to jednak nie poradzę.
Uchyliłam
cichutko drzwi i wślizgnęłam się do środka na paluszkach, w myślach
wiąż kołatało mi, że nic nie przeskrobałam, sama nie wiem czemu,
wychodząc tu czułam się winna o wszystko.
Owszem ostatnie dni
był dość niezwykłe i na tym pewnie się nie skończy, ale ja przecież nic
nie zrobiłam… No może oprócz ogołocenia spiżarki zupełnie nieznanych mi
ludzi, a właściwie ogołociłam ich z dobytku winogron.
Wkroczyłam
do komnaty i od razu odkładając do pierwszej napotkanej miski owoce, a
sama lecąc do łazienki z rozmachem zatrzaskując za sobą drzwi.
Znów
nalałam wody do wanny, znów z wielką ulgą zanurzyłam się w wodzie
patrząc w sufit, a zaraz potem na zwinięty w kącie kapturek, który
czekał aż w końcu go upiorę i założę by znów móc kryć się przed całym
światem.
Ledwo owinęłam się ręcznikiem, osuszyła włosy kończąc
te czynność co zwykle, za każdym razem wykonuje się po dokładnym myciu
albo po prostu te które wykonuje ja. Usłyszałam jakiś jęk, trochę mnie
to przeraziło i z początku bałam się naprzeć na klamkę u drzwi. W końcu
jednak biorąc głębszy wdech popchałam je do przodu i głuchym
skrzypnięciem uchyliłam rozglądając się. Na pierwszy rzut oka nic się
nie zmieniło więc zaczęłam mieć wątpliwości co do tego czy cokolwiek
usłyszałam naprawdę. Dopiero gdy wyszłam z łazienki sunąc powoli po
podłodze zauważyłam coś, a raczej kogoś na podłodze. Dokładniej mówiąc
był to staruszek z…
Jęknęłam piskliwie widząc krwawe plamki, a
właściwie plamy oznaczające tkaninie ubrania, czyżbym trafiała z
deszczu pod rynnę? Choć w sumie nie to jest teraz na pierwszym miejscu.
Pomijając
fakt, że byłam wciąż mokra i rozgrzana po kąpieli, chyba nie wiele
różnicy zrobi to temu staruszkowi, skoro jego ubranie jest i tak w nie najlepszym stanie gdy lekko jego jeszcze zmoczę. Przyłożyłam,
ostrożnie klękając nad jego ciałem, ucho do klatki piersiowej, w pierwszy
momencie cisza, dalej było tak samo, aż w końcu cichy szmer.
Podbudowana tym jękliwym uderzeniem serca szybko naciągnęłam na soje
gołe ciało tunikę, którą jak zwykle trzymałam jako warstwowe najbliżej
ciała po czym z niemałym wysiłkiem ujęłam mężczyznę pod ramiona i
zaciągnęłam do pokoju sypialnego wprost na łóżko.
W takich
chwilach brak jakiejś szczególnej siły doskwierał mi szczególnie, bo
zanim staruszek spokojnie wyładował na posłaniu, najpierw zdążył spaść z
brzegu łóżka po trzy razy, czy też ułożyć się na nim tylko głową.
Zdyszana,
ale dumna z siebie naniosłam sporą ilość kocy, która zasypała mnie gdy
przeszukiwałam wszystkie szafy o wciąż nieznanej mi zawartość. Nie było
jednak tak pięknie bym na spokojnie mogła od tak przykryć go i
zostawić, ewentualnie zaparzyć wodę i obrać winogrona ze skóry gdyby
postanowił się obudzić.
Spojrzałam raz jeszcze na jego
ubranie z politowaniem w oczach, podjęłam stanowczą i szybką decyzje… no
to gdzie tu są guziki, czy też czym to się w ogóle wiąże?
Rozprawiając
się tak z każdą z warstw jego ubioru, krok po kroku odkrywałam ranę,
cóż nie wyglądało to szczególnie zachęcająco, tym bardziej, że był to
zdecydowanie celny strzał w serce. Krwawienie jednak ustało i mimo, że
nie widziałam najmniejszych oznak oddechu postanowiłam dać mu jeszcze
szansę.
Zostawiony więc na sobności staruszek leżał teraz
zawalony kocami i najwygodniejszymi poduchami jakie znalazłam, przez
chwile nie miałam pewności czy przypadkiem się nie podusi, ale gdy znów
moje spojrzenie znalazło się na plamach już zasychającej szybko krwi
wzdrygnęłam się pospieszając od razu do łazienki, może nic mu się nie
stanie jeśli przez chwile zostanie sam.
W końcu jeśli by mu
zaschło w gardle zaraz przy łóżku ma dzban wody, gdyby głodniał obraną
kiść winogron, pozbawionych również pestek tak by nie sprawiał problemu
podczas przełykania. No i co ważniejsze nie musiał się już martwić tym,
że jest oblepiony posoką, wszystko dokładnie wyczyściłam.
Uwijałam
się więc teraz z wodą z mydlinami i makabrycznego stanu ubraniami,
wymieniałam to wszystko dwa razy ponieważ woda zdecydowanie zbyt szybko
przybierała czerwony kolor.
W końcu jednak osiągnęłam
zamierzony efekt, mogłam rozwieść pranie i spokojnie wrócić do staruszka
by sprawdzić jak tam się trzyma i przypadkiem się zbytnio nie rozkłada,
no bo cóż otrzymał w sumie cios poniżej pasa. Gdy jednak wkroczyłam do
komnaty z koszulą, która należała do owego pana i jako jedyna zdążyła
wyschnąć na tyle by być zdatną od okrycia moim oczom ukazał się dziwny
widok.
Otóż i owszem w pokoju nie byłam sama tyle, że jakby ta
osoba powinna być bardziej leżąca niż siedząca na łóżku no… Jakby też
ciut, ale tylko naprawdę ciut starsza.
Wśród koców z
niesamowitym rumieńcem na twarzy przesiadywał wciąż zdezorientowany i
przyćmiony chłopak, blondyn z intensywnie niebieskimi oczami. Jego
wygląd zdecydowanie kontrastował z tym jegomościem z przed paru chwil.
Rozejrzałam się dookoła niepewna czy to nie jakiś żart od samego
początku, niestety jednak i ja nie uszłam uwadze tego nastolatka, już od
razu byłam obdarzona zdziwionym spojrzeniem prawi jarzących błękitnych
oczu.
- Yym.. Jak się czujesz? - Wybełkotałam przerywając niezręczną cisze. Była bym wdzięczna gdyby przestał się tak na mnie gapić!
Nagle
jednak zrozumiałam o co dokładnie chodzi, spojrzałam speszona w dół,
wciąż przecież byłam tylko w tunice. Pięknie, a to tego mokre i nie
rozczesane włosy… Musiałam wyglądać bosko.
- Chyba dobrze… -
Bąknął znacznie pewniejszym tonem głos niż mój, co lekko mnie speszyło, a
nawet bardziej, uniosłam znacząco jego koszule, która teraz była chyba
trochę na wyrost. Na co on spojrzał po sobie dopiero tera pojmując, że
ma na sobie tylko spodnie… Których nie miałam zamiaru ruszyć,
przysięgam, nawet przez myśl by mi nie przeszło. No dobra teraz
przechodzi.
- Na stoliku jest woda i owoce. - Oznajmiłam zaraz
już tym razem głośniej i wyraźniej. Na co on jedynie przytaknął wciąż
wpatrzony we mnie, ale tym razem na wysokości której to trzymałam jego
koszule.
Postanowił spróbować wstać, zrobił to jednak zbyt pochopnie i szybko, ledwo ustał na nogach, ale jednak.
-
Jest tylko jeden problem kolego. - Odchrząknęłam wskazując palcem w
dół. Spodnie opadły z niego natychmiastowo po powstaniu z posłania, w
sumie było to dość zabawne, gdyby nie fakt jak bardzo niezidentyfikowana
była dla mnie ta sytuacja. Podeszłam powoli do niego i naciągałam
czyste ubranie na jego szyje, reszty nie zdołałam bo ten znów się
zachwiał, a ja wylądowałam w efekcie na pościeli wśród miliona kocy razem
z nim i z piskiem zasłoniłam twarz.
- Przepraszam! Może
lepiej wyjdę sprawdzić czy coś tu się nie znajdzie zdatnego do ubioru…
Albo lepiej zupełnie zniknę. - Jęknęłam zjeżając z łóżka na podłogę i
zostając tam tak siedząc zupełnie załamana.
<Mędrcze?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz