Say'Jo, odetchnęła głębiej, gdy jej brat opuścił pomieszczenie.
- Nie będzie nam przeszkadzał - powiedziałem spokojnie.
- Uri mi nie.. przeszkadza - stwierdziła, nerwowo pocierając dłonie.
- Ale jego obecność cie przytłacza, czujesz się przy nim spięta, obserwowana, boisz się, choć sama przed sobą nie chcesz tego przyznać.
Dziewczyna nie odpowiedziała, wiedziała, że to co mówię jest prawdą. Po chwili, uniosła jednak nieco głowę.
- Uri'An mnie nie skrzywdził.. nigdy celowo - broniła brata.
- Wiem, dziecko, wiem. Mimo to jego obecność i twoje odczucia silnie na ciebie działają. I nie jest to coś co poprawiałoby san twojego zdrowia. A teraz bądź spokojna i pozwól mi zobaczyć co dokładnie się dzieje.
Podszedłem do niej i położyłem jej dłoń na czole. Bardzo powoli i ostrożnie wszedłem w jej umysł. Nie było to łatwe. to co znajdowało się w jej głowie było dla mnie czymś nowym. Nie wiedziałem gdzie pośród wszystkich tych odczuć, wspomnień, wyobrażeń i wizji jest przyszłość, gdzie przeszłość, a gdzie chwila obecna. Zacząłem jednak dostrzegać pewne zależności. Zdolność dziewczyny ujawniała się najbardziej nocą, gdy jej umysł miał do przetwarzania mnie bodźców niż za dnia. Wtedy też wizje były silniejsze, dokładniejsze i często mimowolne.
Wycofałem się z umysły Say'Jo. Dziewczyna zamrugała gwałtownie i potarła oczy i skronie.
- Więc..? - spytała. - To naprawdę przez moje zdolności?
Obawiała się i wiedziałem czego.
- Twoja moc nie jest przyczyną tego co się z tobą dziej - stwierdziłem, co przyjęła z westchnieniem ulgi. - Niestety jednak ma na to spory wpływ.
Say zamknęła oczy i znów nerwowo potarła dłoń.
- Twoja moc jest najaktywniejsza nocą, wtedy czytasz w przyszłości mimowolnie. Niestety twoja moc jest uzależniona od magii. Magia niestety słabnie i tam gdzie się kończy twoje wizje zanikają, zostawiając cię w całkowitych ciemnościach, które z kolei wywołują u ciebie silny strach. Wpadasz w panikę, na którą twoje ciało ostro reaguje, a twój umysł nie jest w stanie sam się uspokoić i znaleźć wyjście z wizji.
- Da się z tym coś zrobić...? - zapytała, kuląc się.
- Owszem. Przyrządzę dla ciebie napar, który będzie nocami przytępiał twoje zdolności. Będę cię także uczył wyciszać umysł i lepie kontrolować zdolności. Najlepiej byłoby jednak, gdybyś miała blisko kogoś, kogo w razie potrzeby wypuściłabyś do swojego umysłu, kto pomógłby ci wskazać drogę, uspokoić cię - po twarzy dziewczyny przemknął cień niepokoju. - Nie. Nie mówię to twoim bracie. To musi być ktoś, komu ufasz, bo w przeciwnym razie zamiast pomóc tylko pogorszy sprawę.
- Ten ktoś musiałby umieć coś specjalnego..?
- Owszem, ale jestem w stanie przekazać komuś odpowiednia wiedzę. Sama musisz jednak zdecydować kto to będzie. A teraz poczekaj chwilkę.
Ruszyłem do półki, na której miałem przeróżne flakony, słoiczki i puzderka ze składnikami. Zrobienie odpowiedniego naparu zajęło mi kilka chwil.
- Najlepiej dolej łyżeczkę, do ciepłej herbaty, lub naparu z ziół. Pij tuż przed snem - poinstruowałem, wkładając w jej dłonie ciepły jeszcze flakon.
- Dziękuję - powiedziała i sięgnęła po sakiewkę.
- Zatrzymaj pieniądze i zdrowiej - powiedziałem, delikatnie klepiąc ją po dłoni.
- Jeszcze raz bardzo dziękuję.
- Jutro przyjdź do mnie. Pokażę ci kilka sposobów na wyciszenie umysłu.
- Dobrze.
Dziewczyna wyszła, wiedziałem, że jej brat już na nią czekał, a także an relację z tego co jej właściwie jest.
Ja wyszedłem wkrótce po niej. Znów kierowany dziwnym przeczuciem, które pchało mnie na przód. Ile to już razy chodziłem tymi uliczkami? Ile razu oglądałem twarze wokół siebie. Te, które były tu stałe i te, które zmieniały się co chwilę.
Znów pogrążyłem się we wspomnieniach, w myślach. Brak Tanith'a doskwierał mi bardzo. Czułem go, czułem, że nic nie zagraża jego życiu, ale niemożność zmiany swojego ja sprawiały, ze coraz więcej myślałem. Niestety w tym o rzeczach, które nie były przyjemne. Rozdrapywałem stare rany, mając nazbyt wiele czasu na to, żeby jeszcze raz przezywać wszystko co usilnie chciałem zamknąć głęboko w swoim umyśle.
Z zamyślenia wyrwał mnie silny ból w klatce piersiowej. Odwróciłem się gwałtownie, spoglądając na podlotka z łukiem w dłoniach. Jak mogłem dać się tak podejść? Nie potrafiłem tego wyjaśnić.
- Nie... - wycharczałem, w stronę dzieciaka, który powtórnie napiął łuk.
Jedno spojrzenie w jego wystraszone oczy pokazał mi kto i jak dużo mu zapłacił, by jego cele strzały przeszyły moje ciało. Ostatkiem sił wkradłem się w jego umysł, pozbawiając go przytomności i rzuciłem się w wir czasu i przestrzeni, przenosząc w miejsce, którego sam jeszcze nie znałem, a które być może oferowało bezpieczeństwo.
Z trudem wyszarpnąłem strzałę, która przeszyła moje serce. Krew napłynęła mi do ust, zabierając oddech, ból rozsadzał klatkę piersiową, w której pokaleczone serce z wysiłkiem próbowało bić dalej, kurczowo trzymając się życia. Opadałem w ciemność, oferującą mi ukojenie, z trudem jeszcze przez ułamek chwili łapiąc powietrze i szepcząc słowa, które były mi teraz potrzebne, słowa, które leczyły moje serce i sprawiały, że płuca jednak nie zapadły się, a dalej pracowały...
<Fen, co porabiasz z tym swoim zjebanym humorkiem? Say, jak tam? Quith co porabiasz? Znajdzie mnie ktoś? Czy mam se leżeć?xD >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz