sobota, 13 września 2014

Od Tanith'a (do Carricka)

Stałem osłupiały. W głowie wciąż kotłowały mi się miliony myśli. Szczerze powiedziawszy to średnio mi szło ogarnięcie tego co się stało. Carrick był wściekły. To było do przewidzenia, choć nie wiem co bardziej go rozwścieczyło, czy to, że spałem z jego młodszą siostrą, czy to, że całkiem niedawno spałem z nim i w pewnym sensie mógł rościć sobie do mnie jakieś prawa. Widziałem jak wielką ochotę miał, żeby mi przywalić. Powstrzymał się jednak i mnie.. pocałował. To było zaskakujące. Jeszcze bardziej obrót sprawy o sto osiemdziesiąt stopni, kiedy to zostałem poczęstowany siarczysty policzkiem i zwyczajnie wykopany za drzwi. Dobrze, że chociaż gacie dostałem, bo paradowanie tu z gołym tyłkiem nie było szczytem moich marzeń. No a teraz? Carrick sobie wychodzi, warczy na mnie i rzuca we mnie, drogocennymi co prawda, ale jednak, kamieniami. 
- Idziesz czy nie?! - zawołał, nawet nie racząc się obrócić. 
Pięknie, obrażony n całego. 
Wróciłem się i zajrzałem do chaty. Morwen siedział na łóżku.
- Przepraszam... - powiedziałem do niej, na co uśmiechnęła się blado i skinęła głową. Westchnąłem, podniosłem onyks i popędziłem za Carrickiem, który zdążył już zapędzić spory kawał.
- Poczekaj! - wrzasnąłem do niego. On jednak ani myślał się zatrzymać. - Carrick! - ponowiłem próbę, doganiając go. Tym razem zawahał się, przystanął, zaraz jednak ruszył i to jeszcze szybciej.
Chłopak grzał do przodu, nie zwracając na mnie uwagi. 
- Posłuchaj, przepraszam. Nie złość się już. Wiem, pewnie nie powinienem tego robić, ale to jakoś tak samo wyszło... - tłumaczyłem, bo sam nie wiedziałem co powiedzieć. No bo co niby można powiedzieć w takich chwilach?
- Samo wyszło... - burknął, a jego głos się załamał.
- Wiem jak to brzmi, ale ja już taki jestem... - zrobiło mi się cholernie ciężko na sercu - najpierw robię, później myślę.  Nie chciałem, żeby to tak wyszło...
- Wiesz bardzo miło słuchać wyjaśnień i tak dalej, niby pomaga... ale wiąż nie wiem czy jestem zły bardziej na ciebie, czy na siebie za to, że nie potrafię zrobić więcej niż załamać ręce, a uwierz chciałbym... mam na to niezmierną ochotę... A jednak... - urwał, a jego słowa dobiły mnie skuteczniej niż policzek. - Nie mam już siły...
No i wtedy znów myślenie mi się wyłączyło, a zadziałał mój instynkt, który nie raz napytał mi biedy. No cóż najwyżej znów zarobię po pysku, ale jak to mówią "morda nie szklanka nie potłucze się". Złapałem Carricka za ramiona i przyciągnąłem go do siebie, najpierw tuląc, a później ująłem jego buźkę w dłonie i go pocałowałem. Nie mogłem znieść tego jego smutnego wzroku.
Powoli odsunąłem swoje usta od jego i dalej nie wypuszczałem go z objęć.
- Naprawdę przepraszam. Nie chciałem cię skrzywdzić, przecież wiesz. Ja wiem, że mam ogrom wad... Taki już jestem. Ja jestem ten, który nie grzeszy odpowiedzialnością i co i rusz popełnia błędy. Wiem, że to marne tłumaczenie... Ja... bardzo cie lubię...
Chłopak wtulił się we mnie, ale kiedy przejechałem dłonią po jego żebrach syknął z bólu.
- Co ci się stało? - zapytałem, odsuwając go od siebie i delikatnie badając opuchnięte miejsce, w którym zaczął wykwitać spory siniec.
- To nic takiego... - rzucił.
- Nie kręć! - warknąłem. byłem zły, że ktoś zrobił mu krzywdę.
Przyłożyłem dłoń do zranionego miejsca i zacząłem je leczyć. Carrick głośno nabrał powietrza, zaraz jednak się rozluźnił.
Gdy wyglądało na to, że z chłopakiem już wszystko dobrze, usiadłem ciężko na kamieniu. Potarłem skronie i westchnąłem. Carrick, ku mojemu zdziwieniu, usiadł obok mnie.
- Nie jestem lepszy od tego co cie poturbował, co? - spytałem. - Ehh... szkoda gadać.

<Carrcio?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz