- Tanith? - Szepnąłem mu do ucha odczekując chwile, gdy to Manus
zupełnie zniknął w tłumie. Spoglądałem za nim zastanawiając się nad jego
słowami i co najdziwniejsze. Łzami.
Płakał co było dziwne i niespodziewane, oczywiście, że płacz rzecz ludzka, ale...
Nie
Carrick, czemu właśnie to robisz? Przyrównujesz go do postaci
nieludzkiej, a jest on jak każdy inny, czuje strach... Rozpacz, jak się
okazuje nawet bezsilność, mimo to wciąż podjudza ogień z nieznanych mi
powodów.
Położyłem dłoń na ramieniu Tanith'a, na co ten
zareagował od razu, przykrywając ją swoją. Spojrzał na mnie smutno kręcąc z niedowierzaniem głową, ale zaraz potem wrócił do wpatrywania
się w ojca.
- Tak, to była bardzo szczęśliwa rzecz, ciekaw
jestem co powiedziała by na to mama. - Mówiąc to westchnął zupełnie
zrezygnowany i odwrócił się na pięcie, ja zmieszany nie widziałem co
począć, przecież mimo wszystko nie wypada tak...
- Carri?
Idziesz? - Ponaglił niby nie celowo, ale ja stałem wciąż w miejscu
spoglądając na jego ojca. Zgarbionego i zmartwionego, zdecydowanie nie
tak miało wyglądać to zapoznanie się rodziny. Podszedłem więc do niego i
poklepałem po ramieniu.
- Niech się pan nie martwi, wszystko
da się naprawić, a poza tym jak mam być szczery to oboje jesteście do
siebie zbyt podobni... Nie tylko wyglądem. W słowach Manusa niekiedy
było sporo racji. - Mężczyzna uniósł pytająco brwi, ale widziałem to
tylko kontem oka po patrzyłem z wciąż lekkim bólem na Tanith'a. Tak,
pamiętam wciąż o tym poranku, kochany.
- No nic, do widzenia...
Już idę skarbeńku! - Zakrzyknąłem przesadnie słodko i popędziłem w
dokładny ślad za rudzielcem... Właściwie zupełnie zapomniałem po co tu
przyszliśmy.
Rozglądałem się tak ciekawie, jednocześnie
starając się, sobie przypomnieć co właściwie zamierzaliśmy zrobić. Cóż
skoro pamięć mi zawodzi, to chyba nic tak nadzwyczaj ważnego. W przelocie
tak idąc moją uwagę przyciągnęły wypieki cukiernicze, świeże bułki z
nadzieniem i ciastka.
Uśmiechnąłem się i szarpnąłem Tanith'a
za koszule. Obrócił się obojętnie, był taki zgaszony, że teraz chyba nic
mnie nie odwiedzie od wydania paru groszy na zbędne kalorie.
-
Coś nie tak? - Spytał w końcu dziwnie mi się przyglądając, przekręciłem
mu więc łebek w stronę piekarni z porozumiewawczym uśmiechem.
-
Co? O co Ci chodzi? - Wciąż nie rozumiał co mnie irytowało, więc pociągnąłem go do budynku i wpadając przez drzwi poprosiłem dosłownie o
wszystko po trochu.
Tanith tylko patrzył na to wszystko i te
liczne pakunki, które otrzymywałem w chciwe łapki ze skołowaniem, aż w końcu i na jego barki spadło trochę ciężaru słodkości.
- Możesz mi wyjaśnić po co wykupujesz cały sklep? - Wciąż te pytania, dziś uch zbyt dużo kochanie nie myśl, a jedź!
-
Jak to czemu? Bo chce miło spędzić czas z bardzo spochmurniałym
panem... Aaa - Zaszczebiotałem wpychając mu w usta chrupiący czekoladowy
rogalik.
Z początku protestował, ale gdy zrobiłem piękne
oczka i również przygryzłem słodycz z drugiej strony, nie wytrzymał i
urywając spory kawałek z zapałem podsuwając mi znów pod nos każąc gryźć
póki nasze usta nie zetknęły się w słodkim pocałunku.
Zaróżowiony na policzkach odsuwałem się od Tanith'a przełykając jeszcze smak ciasta w ustach.
-
Spokojnie, łakomczuchu nie wszystko na raz, poczekałbyś może aż
dotargamy to do domu i podzielili z dziewczynami? - Uśmiechnąłem się
potrząsając lekko pakunkami.
O dziwo odnalazłem nawet wśród
tego asortymentu ciasta które przypominałem te co tak przypadły do gusty
Irulci w ślinieniu. Pomyślałem więc, że może i maluchy się ucieszą z
nowego słodkiego zajęcia nawet pomimo jeszcze braku uzębienia.
Gdy jednak w końcu chciałem dać nowy obiekt zainteresowania dzieciakom mama posłała mi ostrzegawcze spojrzenie.
- Spokojnie zostawią przecież gdy im się znudzi. - Westchnąłem próbując uciec przed tym spojrzeniem.
- A co jeśli się zadławią? - Drążyła dalej te małą, ale zimną wojnę na spojrzenia.
- Ech... Po prostu ty masz ochotę na te ciastka prawda? - Podałem więc jej torebkę, ale nim wyciągnęła po nią dłoń prychnęła.
- Żartujesz sobie ze mnie? Daj, będę ich po prostu pilnować.
-
Nie wątpię, że będą bezpieczne jak nigdy... a gdzie podziała się Mor? -
Dopiero teraz uświadomiłem sobie dość widoczny i doskwierający brak
siostry. Ostatnio ogólnie niezbyt dużo ją widywałem, a jak już to w książkach lub wmawiali, że zbyt źle się czuje by pospacerować z bratem
po okolicach miasta. Cóż mogłem chyba czuć się urażony, owszem wydarzyło
się dużo i mnie trochę więcej czasu zajmował Napeta, ale to nie powód
zupełnego odcięcia się od świata i latania po bibliotekach.
- Z
tego co wiem tam gdzie zawsze i nie specjalnie lubi gdy jej się
przeszkadza. - Faktycznie mama powiedziała to chrupiąc jedno z ciastek,
ale przez temat siostry straciłam chęć do wypomnienia jaj tego i po
prostu pokierowałem się na górę do pokoju Tanith'a, mojego częstego celu
w tym domu. W sumie dość bardzo się tam rozgościłem, a już szczególnie
na łóżku. Wiem, że miałem własny pokój, ale praktycznie do niego nie
wchodziłem, nawet gdy nie było rudzielca na horyzoncie, ja mimo to leżałem tam i upajałem się zapachem...
- Widzę, że
szczególnie zasmakowałeś w cieście rogalików. - Zaśmiałem się wchodząc
do pomieszczenia gdzie zaraz na progu powitały mnie okruszki.
A zaraz potem za drzwi wychylił się sam Tancio z okruszkami na bródce i wokół ust.
-
Oh jej, nie przesadzasz ty za bardzo? - Pogładziłem go po brodzie,
przysuwając do siebie najpierw zlizując okruchy, a potem całując. Moja
dłoń z początku oparta o jego klatkę piersiową niebezpiecznie zjechała
na brzuch, ciepły i przesadnie wciągnięty, nie miałem pojęcia czemu.
Zaraz potem zahaczyłem jakoś tak paluszkami o pasek jego spodni
rozpinając go bez pośpiechu, bez przerwy całując władcze usta
ponaglające mnie z narastającą niecierpliwością.
Było to
bardzo dopingujące i przyjemne, za każdym razem z nieodmienną chęcią
spychał mnie na łóżko lub w jakikolwiek inny sposób sprowadzający się
koniec końców do pozycji w której to leżałem zmachany pod nim.
-
Skarżyłeś się ostatnio na zbyt ciasne spodnie, prawa? - Zamruczałem
spoglądając mu w jego kolorowe oczy. Nie odpowiedział drażniony przez
moją dłoń grasującą przy jego dobytku tylko westchnął uradowany i
zechciał ciągnąć mnie w stronę łóżka. Przerwałem mu jednak spychając
lekko na podłogę, nie chciałem by upadał, a jedynie ugiął się pod moim
ciężarem.
- Wszystko trzeba kiedyś spalić. - ułożyłam się na
nim całując w nos i kręcąc tyłkiem na przeróżne sposoby. Nie trwało
jednak długo jak się wyprostowałem uginając nogi Tancia w kolanie by
koniec końców podtrzymywać jego stopy.
- Jeden całus, na dwa brzuszki. - Oznajmiłem szczerząc się do niego z zadowoleniem i czekając aż zacznie.
-
Uh... Niech ci będzie... - Jęknął podnosząc się ciężko do pierwszego
brzuszka Tanith, gdy to mu się w końcu udało postąpił bardzo nieuczciwie
całując mnie za każdym razem.
- Ej. - Fuknąłem dociskając jego niesforne nogi do podłogi.
-
No co tak łatwiej liczyć, a poza tym... - Wyprostował się na dłużej
znów przechwytując moje usta, ale tym razem ciągnąc za sobą na podłogę.
-
Im więcej tym lepiej, poza tym czy nie spale tego szybciej
skuteczniejszą metodą? - Stąpnął, gdy ja jak na zawołanie ułożony między
jego nogami przechwyciłem sferę jego spodni wykorzystując to jak bardzo
pobudzony był by doprowadzić go do większego szału.
- Może...
Szczerze, nie mam pojęcia. - Oblizałem się widząc próbujący pięknie przedrzeć się przez materiał członek Tancia. Sam zresztą nie byłem lepszy, a
moja wypukłość w spodniach dawała mi to solidnie do zrozumienia.
-
Znalazły się dwa napalone leniuchy, tylko łakomstwo im w głowę. -
Zaśmiał się widząc moje ciekawskie spojrzenie wbite w miejsce i rzecz
którą bardziej lubiłem mieć w ustach niż jakikolwiek słodycz, który pochłonąłem w drodze do domu.
- Cóż poradzić. - Zdecydowanym
ruchem chwyciłem go, wpierw naciskając przez materiał, a potem kończąc w
moich ustach. Wytłamszony i obśliniony trysnął jak na zawołanie chwile
tak się delektowałem z zapałem przełykając póki zniecierpliwiony zwierz,
czuły na wykorzystanie i nielubiący niedokończonych dobrze spraw, warknął gardłowo przypierając do ściany.
- Znów cię mam i
teraz nie uciekniesz! - zarechotał pozostawiając na moim drżącym ciele
tylko białą koszule po czym ścisnął bardzo mocno moje pośladki.
Zawiesiłam posłusznie łapki na jego szyi cały czerwony z jękiem
reagując na tłamszenie mojego tyłka, gdy zaś Tanith we mnie wszedł
podniosłem krzyk gdyż automatycznie z tym przepełnionym brutalnością wtargnięciem doszedłem na miejscu.
Poczułem łzę na policzku i
powoli odważyłem się, stękając ilekroć ten przyśpieszał, spojrzeć ponownie
na niego zamglonymi oczyma. Pełnymi miłości do tego, który ponownie
niemal rozsadzał mnie od środka i całował po karku. Moimi drżącymi
dłońmi pochyliłem go do siebie zauroczony żądzą w jego oczach i
rozchylonymi wilgotnymi ustami.
Rozstrojony po nie wiadomo i
do końca którym to już z kolei jęku pod wpływem ucisku skończyłem
ponownie równo z Tanith'em, który tuląc mnie zupełnie opadłego z sił,
choć sam był w niewiele lepszym stanie. Za to usatysfakcjonowany zdołał jeszcze opaść wraz ze mną na łóżko.
Chwile tak leżeliśmy naprzeciw siebie spleceni ciałami, póki nie przyszło nam wstać.
Usłyszeliśmy
bowiem znów pukanie do drzwi, które dziwnym trafem były zatrzaśnięte,
choć jak tak się zastanowić, chyba właśnie to je kopnąłem napotykając
przeszkodę na drodze do ściany. Bardzo niechcianą przeszkodę na drodze
do spełnienia.
- Chwile! - Odpowiedział w końcu osóbce za drzwiami, dość naturalnym tonem głosu, nawet zadyszka znikła jak na zawołanie.
Wstał
idąc do garderoby, a po drodze zbierając stare porzucone po pokoju przez
nas ciuchy. Ja teraz siedziałem na łóżku w pozostałej mi przepoconej i
pomiętej białej koszulce z rozpaczą próbując ułożyć włosy i pozbyć się
rumieńców.
- Trzymaj! - Tanith rzucił mi nowe ubrania po dłuższym przesiadywaniu wśród łaszków.
-
A wiesz miałeś racje teraz są idealne! - Zaśmiał się siadając przy mnie
w tych ciasnych w kroju spodniach, nadzwyczaj ciekawie opiętych na
tyłku.
- Nawet nie wiesz jak się ciesze.. - Zamuczałem
wyciągając łapczywie łapkę po największe cudo tego świata, ale zostałem
zatrzymany.
- Przykro mi słodziaku, ale nie teraz. Ubierają
się raz dwa bo mamy gościa... No chyba, że ci pomóc. - Nie czekał na
odpowiedź po prostu najzwyklej zarwał ze mnie koszule gładząc jeszcze go
klatce piersiowej co było nie farę bo... Nieważne zresztą ważne, że
przyjemne.
- Proszę. - Rzucił w końcu gdy zatarliśmy mniej
więcej ślady naszej niewinnej zabawy. Zdziwiłem się bo do pokoju weszła
Mor, ale jakby jakaś taka inna, bardziej kobieca, coś jakby nabrała
kształtów. Nie wiem jak dokładnie to ująć.
- Tanith...
Carrick... Przepraszam za najście, ale w końcu muszę to zrobić. -
Wyznała słabo i nerwowo podchodząc do rudzielca i biorąc go za ręce.
-
Wiem, że to nagle, ale... - Położyła jedną z jego dłoni na wysokości
łona na co Tanith momentalnie zadrżał, a ja zaniepokojony nie mogąc nic
pojąć przyglądałem się im uważnie.
-... Jestem w ciąży. - Mor
uniosła nieśmiało głowę spoglądając na niego ze słabym uśmiechem i
nadzieją na zrozumienie z jego strony.
- I nie ma wątpliwości co do faktu, że to ty jesteś ojcem.
<Oj Tancio xD Klejnocik?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz