wtorek, 16 grudnia 2014

Od Carricka (do Tanith'a)

Spoglądałem na siostrę z radością, choć z początku nie dowierzałem temu co słyszę. Podszedłem do nich bliżej chcąc usłyszeć lepiej odpowiedź Tancia, ale też zobaczyć niezapomnianą reakcje. 
Pogładziłem Mor po ramieniu z uśmiechem dodając i tym samym otuchy, ale oboje czekaliśmy tym samym napięciem. W końcu byliśmy oboje prawie jak rodzeństwo bliźniacze, choć nie tak jak Irulane i Majre dzieliły nas tylko chwile, a całe lata.
Niekiedy w chwilach wzniesienia czuliśmy to samo tak, jak właśnie teraz, zżerała nas oboje stres dotyczący nadchodzących miesięcy, ale stanowczo bardziej przerażała nas perspektywa nie akceptacji ze strony Tanith'a. Byłem pewny jak nigdy, że tego właściwie pragnął od początku, aż do teraz... Wątpliwość jednak pozostawała, a im dłużej czekaliśmy tym było gorzej jak i z nami, tak i z blednącym Tanith'em, którego dłoń na łonie Mor poczęła się trząść. Powoli widząc jak słabnie otrzeźwiałem gotując się do pomocy.
- Będę tatą... - Zdołał jeszcze wymamrotać gdy w następnej chwili załamały się od nim nogi i oczy zgasły.
- Tanith! - Zawołałem podłamany, wyskakując do przodu by złapać go za dłonie. 
Okazało się jednak, że nie tylko ja to uczyniłem. Zrobiłem to razem z Mor, wspólnie pochwyciliśmy Tanith'a, z równą siłą, niemą zgodą unosząc za ramiona i nogi by ułożyć biedaka na łóżku. 
- Znów nie wytrzymałeś nadmiaru wrażeń staruszku. - Zaśmiałem się gorzko do niego, nie licząc oczywiście na odpowiedź, choć miło by było.
- Jak ty tak możesz trzymać moją siostrę w nie pewność? - żaliłem się dalej poprawiając kosmyki niesfornej grzywy rudych włosów Tanith'a.
- Więc właśnie. - Usłyszałem nieznany mi głos, ale poczułem już bardziej kojarzącą mi się aurę, a zaraz potem i niespokojny uścisk na dłoni. Uścisk ten należał do zdezorientowanej Mor wpatrującej się z niemym pytaniem w przybysza znikąd.
Uspokoiłem ją obejmując i prowadząc do fotela, to było trochę za dużo dla niej nawet jeśli teraz była silna. Ja zaś... No nie wiem, chyba już przywykłem, związek z Tanith'em sporo mnie nauczył.
Spojrzałem raz jeszcze więc na blondyna, nie miałem wątpliwości co do znanej mi skądś aury... Tylko skąd? 
Dopiero gdy przyjrzałem się całej jego postaci, dojrzałem charakterystyczny strój starego Mędrca i jego dość konsekwentną, a do tego sprawiającą ból łaskę.
Obszedłem łóżko, zerkając to na niego, to na Tanith'a, mówił mi przecież, że są na nowo połączeni... Czyli za każdym razem gdy ten omdleje... Ech, przyzwyczajaj się Carri, przyzwyczajaj lepiej.
Zmrużyłem oczy. Faktycznie gdyby nie młody wygląd wziąłbym go za mędrca, choćby nawet od tyłu.
- Kiri... - W ostatniej chwili ugryzłem się w język. - To znaczy Mędrzec, jesteś Wielkim prawda? - Zapytałem w końcu mieszając się potwornie w słowach na co ten tylko przytaknął próbując się uśmiechnąć i wyciągnął dłoń.
- Widzę, że jeszcze mnie pamiętasz... Ale chyba już nie boli? - Zażartował, niby, chyba... Tak myślę. Po prostu przytaknąłem krocząc dalej i coraz bliżej w jego stronę lustrując spojrzeniem.
- Więc to o to chodziło Tanith'owi z młodszą wersją... - Zamyśliłem się będąc na tyle blisko Mędrca, by go czuć moim troszkę nadto chyba podobnym psiemu nosem i na tyle by dotknąć materiału jego szat. Lub przynajmniej ocenić z czego to powstały, choć nie byłem w tym dobry.
- Tak, zdaje się, że i owszem. Czy mógł bym zamienić z tobą słówko? - Mówiąc to posłał Mor znak świadczący o tym, że jest to rozmowa w cztery oczy.
Mor więc wstała szybko i dość chętnie, by wyjść, ale nim przekroczyła próg raz jeszcze zerknęłam na Tanith'a z uśmiechem lekkiego rozbawienia. 
Ucieszyło to mnie dość szczególnie, przynajmniej wiedziałem, że wszystko jest dobrze.
- Więc... W czym problem? - Spytałem odsuwając krzesło przy stoliku i czekając aż mój gość spocznie ten jednak pokręcił głową na co westchnąłem spuszczając głowę.
- A może jednak? - Drążyłem dalej szurając krzesłem po podłodze widząc jednak jego uparte spojrzenie sam usiadłem i nie było po prostu dalszej dyskusji.
Owszem trochę to dziwnie tak się wylegiwać gdy osoba dość starsza stała, ale przecież nie chciał co nie? To chyba dość usprawiedliwiało, poza tym nawet nie zdążyłem dobrze odsapnąć, jak to wszystko tak nagle się stało.
Westchnąłem więc poprawiając koszule i raz jeszcze spojrzałem na Mędrca lekko rozluźniając wiązania na dekolcie.
Nastała niezręczna ciszą, oboje z pseudo staruszkiem mierzyliśmy się spojrzeniami i chyba również oboje czekaliśmy, aż któreś coś powie.
- Napije się pan czegoś? Zje może? - Nie liczyłem tu na odpowiedź twierdzącą bym choćby mógł wyrwać się po coś na dół, nawet choćby i ku temu nie wzywając któryś z dwójki sióstr... Z których jednej nie potrafiłem rozumieć do teraz.
- Nie, ale dziękuje za te uprzejmą propozycje. - Wcale się tego nie spodziewałem tej ugrzecznionej odpowiedzi do równie pseudo grzecznego pytania.
Z rozpaczą spojrzałem na Tanith'a, wiedziałem, że stało mu się nic szczególnego, a jedynie po prostu za dużo uderzyło na raz, zbyt potężną falą.
- Nic mu nie będzie. - Oświadczył Mędrzec spoglądając za mną z dziwnym grymasem twarzy na Tanith'a. Cóż, wiem, że to było niecodzienne z mej strony, ale nie martwiłem się.
Ten rudzielec nie przepuściłby takiej okazji do rodzicielstwa, nawet jeśli wciąż nie wierzył.
Był też zbyt napalony, a jego walące serducho słychać było aż na drugim końcu pokoju, był to bardzo rozgrzewający i kojący rytm.
 - Czemu? - Usłyszałem nagle przerywający mi melancholię w mym umyśle głos.
- Proszę? - Upomniałem się o sprostowanie zaciekawiony co kryje za tym jednym słowem.
Moja koncentracja natomiast znów została zachwiana, ale tym razem przez małe rączki na kostkach i pisk.
Spojrzałem pod siebie, faktycznie spod mojego krzesła wyzierało małe łypiące na mnie ciekawie stworzenie. Nepeta wzniósł rączki ku mnie i jęknął, krzywiąc się gotów do złośliwego płaczu, na który tym razem nie pozwoliłem.
- Czemu... Tak nagle się nim zauroczyłeś? - Mężczyznę również malec wprawił w zdziwienie choć przecież powinien go znać. Wpatrywał się w Nepete, a mój syn w niego tym szkarłatem swych oczu, a z jego ust ciekła ślinka.
- Nepetaa! Ładnie to tak przy gościu? - Chciałem otrzeć jego twarzyczkę, pulchną i słodką jak miód ale równie umorusaną, nim jednak zdążyłem Mędrzec wyciągnął po niego dłonie po czy sadowiąc sobie na kolanach z troską w końcu usiadł na wolnym krześle.
- To raczej ja powinienem zadać to pytanie odnośnie mego syna. - Uśmiechnąłem się podpierając się na łokciu i przyglądając temu, jak zabawia dziecko fundując mu wyboistą wycieczkę na swoich kolanach.
- To chyba cecha którą i Tanith ze mną dzieli jak zresztą zapewne zauważyłeś, mnie dziwi jednak bardziej to jak dzieciak w twoim wieku może od tak... - Nie dokończył zdania bo przerwałem mu westchnieniem łapiąc się za głowę.
- Czy nie nasłuchałeś się już zbyt wiele tłumaczeń z mojej strony? Powtórzę raz jeszcze. Co mogłem zrobić, mój syn był mi obcy przez ponad rok, nie miałem o nim pojęcia, jego matka wcześniej wykorzystywała moje ciało, a Tanith jest póki co jedynym z którym dobrowolnie sam zacząłem związek, dość specyficzny wiem, ale... - Zaczęliśmy sobie przerywać jakoś tak, choć teraz i tak więcej uwagi blondasa przykuwał malec próbujący złapać w usta materiał jego stroju.
- Wciąż nie zmienia to faktu, że jesteś młody, a Tanith niepoważny, pomimo tego, że jest znacznie starszy od ciebie Carricku. 
- Zmienił się! - Usiłowałem go i przy okazji siebie bronić, choć moje argumenty w stosunku do Mędrca nie miały specjalnej wagi.
- Może, ale wciąż wykorzystał twoją siostrę. - Uciął szybko i stanowczo, niemal równie obojętnym tonem jak wszystko i to mnie najbardziej zdenerwowało, nie wspominając już o tym, że mówił teraz o Mor.
- Nie. 
- Nie? Och, więc twoja reakcja też była niczym? - Ciągnął dalej, pogrążając mnie w bólu z tamtej chwili, bólu który czujem odwracając się do Tanith'a plecami, ale i bólu zazdrości.
- Teraz jest inaczej  - Próbowałem, bo chciałem walczyć, ale on to wszystko widział, a ja nie mogłem nic ukryć. To trochę przerażało... Obca mi osoba nawet jeśli taka, która stworzyła mojego ukochanego, ale wciąż obca widziała o mnie wszystko.
To był większy cios niż wtedy i dziś, choć dziś po prostu się cieszyłem aż do teraz.
Schowałem twarz w dłoniach zagłuszając warkot jaki dobył się z mojego gardła, raz jeszcze spojrzałem na tego wkurzającego mnie blondyna, trzymającego w ramionach Nepete.
- Czy nie rozumiesz, że ja nie dbam tak o przeszłość? Obchodzi mnie tylko co teraz! - Kłamałem, nie byłem też pewny swych słów, a przeszłość rozpatrywałem często...
- Ja ciesze się jego szczęściem... - Próbowałem i sobie udowodnić.
- A teraz proszę oddaj mi syna. - Wielki Mędrzec bez zawahania zwrócił mi zdezorientowanego dzieciaka, co jednak bardziej mnie dziwiło westchnął i coś jakby się uśmiechnął gorzko.
- Wierny pies zawsze broni swego pana, prawda Tanith'cie? - Spojrzałem zdezorientowany przyciskając malucha do siebie na łóżko gdzie do tej pory leżał spokojnie Tanith, teraz siedział mrugając bez ustanku oczyma.
- Miałem dziwny sen... Mor była w ciąży i... Zaraz... Staruszek?! 

<Tanith? Śpioochuuuuu!>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz