niedziela, 14 grudnia 2014

Od Tanith'a (do Carricka)

Stałem jak ten słup soli i próbowałem ruszyć mózg do jakiejkolwiek pracy. Nie szło mi. Oj, zdecydowanie nie szło.
Chwila, co ja w ogóle robię? A tak, jestem w pokoju, swojej sypialni. Przed chwilą ostro kochałem się z Carrickiem. Tak, to były fakty. Później weszła Morwen, podeszła do mnie, położyła moją dłoń na swoim łonie i coś mi powiedziała, coś co powinno mieć jakieś znaczenie, solidne znaczenie.
"Jestem w ciąży" - dźwięczało mi w uszach, ale sens słów jakoś mnie omijał. Gorączkowo szukałem oświecenia, ale ono nie następowało. Wręcz przeciwnie, czym dłużej myślałem tym mniej wiedziałem. 
"I nie ma wątpliwości co do faktu, że to ty jesteś ojcem." - druga część wypowiedzi. Równie bez sensu jak pierwsza, a może i bardziej absurdalna. 
No bo jak to tak? Przecież ja byłem czym byłem, cieniem. Niczym więcej. Może obdarzonym własnym ciałem, rozumem, ale dalej tylko wytworem mocy kogoś niezwykle potężnego. I nie mogłem mieć dzieci! Nie mógł ani Kiriliel, ani żaden z cieni! Nigdy! Przez ponad osiemset lat. Osiem długich stuleci! Zawsze, każdy z nas pragnął tego i starał się nawet nie do końca świadomie, ale to było niemożliwe.
"Jestem w ciąży. I nie ma wątpliwości co do faktu, że to ty jesteś ojcem."
Ojcem...
Ojcem!
Co u licha?!
Wlepiałem tak oczy w buźkę Mor, widząc, że jej uśmiech blednie, zastąpiony przez niepokój. Chciałem coś powiedzieć, tylko chyba zapomniałem jak się w ogóle do tego zabrać. Otworzyłem usta, ale usłyszałem tylko jakieś dziwne "Eeeeeee...."
- Dobrze się czujesz? - zapytał Carri i dopiero po chwili zdałem sobie sprawę z tego, że to pytanie skierował do mnie.
- Tak...? - odpowiedziałem mu, choć do końca pewny nie byłem. Odzyskałem jednak zdolność mowy. To był plus, ogromny.
- Mor... ty... pewne jesteś? - wymamrotałem jakimś cudem.
- Tak... - wyznała i mówiła prawdę. Czułem to przecież. - I z nikim innym oprócz ciebie nie byłam... Nawet nie próbowałam... - dodała.
- Ale... - zacząłem i zapomniałem co chciałem powiedzieć.
To była prawda! Ona była w ciąży, nosiła w łonie moje dziecko. Moje! 
- Będę tatą... - wymamrotałem jeszcze czując, jak moje usta same wyginają się w uśmiechu. Oddech mi się rwał od napadu radosnego śmiechu. Serce galopowało mi jak nigdy dotąd, ścigając się z oddechem w maratonie.
Chyba nigdy w życiu nie byłem w takim szoku, a przy tym tak szczęśliwy. 
Zaczęło mi szumieć  w uszach, usłyszałem pisk i poczułem, że lecę w dół, bo mój umysł postanowił jednak zrobić sobie wolne od nadmiaru wrażeń. Pochłonęła mnie cicha, spokojna ciemność.

<Carrciu? Ratuj mnie! Zawał mi się zbliża xD A i co ty na to, że będziesz wujaszkiem?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz