Słyszałam jeszcze w pewnych momentach krzyk, odległy i pełen bólu, próbowałam otworzyć oczy, by sprawdzić co się dzieje, ale gdy tak robiłam
nie dojrzałam nic innego jak ciemność.
Po dłuższej chwili
skupienia doszłam do wniosku, że nie była to wina zmroczenia ani nic z
tych rzeczy moje oczy przesłaniał po prostu ciemny materiał szmaty
zakrywającej mi oczy.
Następnie mocne szarpnięcie, coś chciało mnie albo udusić, albo do siebie przyciągnąć.
Byłam
jak pies na smyczy, która więziła moje gardło, a ucisk nie przepuszczał
rozpaczliwie nabieranego przeze mnie tlenu. Nastał w końcu jednak spokój
i niepokojąca cisza, znów rozpaczliwa próba wstania, ale nic z tego.
Niewiele czasu chyba minęło jak usłyszałam szmer za plecami i dotyk na
mojej twarzy zręcznym ruchem zrywający szmatę.
Obrócona w
stronę napastnika powoli uniosłam spojrzenie, ale zaraz z jękiem tego
pożałowałam. Pojawił się bowiem przede mną, jak z cienia, Uri'An z wyrazem satysfakcji na twarzy. Czyżby zrobił już coś o czym nie miałam pojęcia?
Zabrał ją, a teraz przyszedł mi z dumą to oświadczyć ciągnąc mnie i...
Zaraz.
Dojrzałam w jego dłoniach niepokojący metaliczny połysk
łańcucha, a gdy jakkolwiek się poruszyłam on dzwonił pod wpływem
wywołanych prze zemnie drgawek.
Byłam na smyczy tego muła, a
jego to bardzo bawiło. Tylko po co i czemu skoro osiągnął już swój cel
zabierając co względnie jego, ale Say nie była rzeczą, za którą ją brał.
Syknęłam dziwnie charkocząc i pociągnęłam ze złością za mocno trzymany w
stalowym uścisku metal jakże dziwnym zjawiskiem było jego rozpłynięcie
się w powietrzu bez nawet brzdęku. Uri stał w miejscu nie wzruszony tym
zjawiskiem i drążył spojrzeniem.
Zaczęłam więc biec, uznając
jego postawę za po prostu litość, dawał mi czas na ucieczkę tylko po to,
by dać nadzieje, a potem znów schwytać. Biegłam więc, spełniając jego
oczekiwania z przymkniętymi oczami, potykając się i zataczając na ślepo.
Z
płaczem wpadłam na coś materialnego przede mną, nim zdążyłam się
zachwiać i wylądować z powrotem na tyłku, coś mnie podtrzymało mocnymi
dłońmi.
Nie, to nie może być znowu on to zbyt okrutne, będę tak uciekać wieczność, a jemu nie zrobi to różnicy.
-
Hej, nie rozklejaj się smarkulo. - W końcu usłyszałam ten dziwny akcent,
nie zrobiło mi to jednak różnicy po prostu się ucieszyłam, że nie należał on do Uri'Ana i wtuliłam się w jego tors i mocząc materiał
koszuli łzami, które nieustannie płynęły z moich oczu.
Nie reagowałam nawet na dłonie, które błądziły po moim tyłku. Ach, nie, zaraz...
Otworzyłam
z przerażeniem oczy i w końcu nabrałam solidnie powietrza w płuca,
piekło, ale nie zwracałam na to takiej uwagi, jak na dłonie niosące moje
ciało i osobę, do której należały.
Osobę, która wkradła się też do mojego snu, a teraz się do mnie uśmiechała.
- Fenrai! Postaw! - Chciałam krzyknąć, ale z moich ust dobył się ledwie jęk.
-
Och, co za urocze zawstydzone stworzonko. - Zaśmiał się tuląc mnie do
siebie mocniej, na co ja mało trafnie machnęłam mu dłonią przed nosem.
- Małe i pyskate nie w formie i nie powinno się przemęczać, leżże spokojnie.
-
Bo? - Udało mi się wydusić i przy okazji nie wypaść w efekcie mojej
głupoty z objęć Fenrai'a wprost na ziemie niestety przyłapałem się na
tym, że objęłam kurczowo jego kark, by czuć się pewniej, co w
przeciwieństwie do mnie jemu się bardzo podobało.
- Wyswobodziłem cię z rąk niemoralnych i po prostu wiedzionych potrzebą
śmierdzieli... Choć nie ukrywam, że... - I tu poczułam jego ciepły
oddech na karku przez co zadrżałam dość zauważalnie.
- Sam
bym nie przepuścił takiej okazji, myślisz, że jeszcze kiedyś się
nadarzy? Co pisklaczku? - Przymknęłam oczy odchylając się jak najdalej od
niego mimo to zdołał mnie cmoknąć w kark przez co z ust wyrwał mi się chrapliwy jęk.
Dopiero teraz też zauważyłam, że nie jestem
sam na sam z tym dziwadłem. Bowiem przy mnie gdy tylko pisnęłam pojawił
się drugi mężczyzna z troską w oczach i prawdę powiedziawszy był jeszcze bardziej dziwny... Mamusiu.
Przylgnęłam mocniej podenerwowana do czarnucha i nie miałam zamiaru puścić.
-
Coś ci się stało? Proszę powiedz, że nie! - Wydawał się przewrażliwiony,
jak na kogoś, kogo widziałam na swej drodze po raz pierwszy. Nie to co
Fena on był drugi... I stanowił dziwne, ale nie nazwałabym tego
solidnym, oparcie.
- Nie... - Znów wychrypiałam, ale powoli
zaczynałam słyszeć moją dawną barwę głosu w tym charkocie. Przejechałem
niespokojnie dłonią po szyi i syknęłam, gdy zacisnęła się ona powtórnie
na silnym śladzie dłoni Uri'Ana. Jak i również nagle jakby mnie
olśniło.
- Widzieliście może po drodze drobną dziewczynę? A
właściwie zapewne całą dwójkę, oboje tej samej rasy. Dakh'Ranie, a
dokładniej rodzeństwo.
Mężczyźni spojrzeli po sobie mrużąc
oczy, najwidoczniej się znali, miło... Ale czy naprawdę musieli mnie
nękać? Nie mieli nic lepszego do roboty?
- Nie. - Odpowiedział
stanowczo i krótko Fen, ale gdy na niego spojrzałam jego mina jakby
mówiła do mnie jasno, że nie chodzi tu tylko o moją zgubę. Właśnie
opowiedział mi na pytanie. A to jaką przyjemność czerpie z tej zabawy
mogłam już oszacować sama, zarówno po tym, jak usiłował wpełznąć dłonią
pod moją bieliznę, tak i przez ucisk jego dłoni na moim ciele.
Trudno było w takich sytuacjach powstrzymywać się od pisku.
-
Em... To bardzo miło z waszej strony... - Dukałam nerwowo zwinięta w kłębek na sporawym fotelu, starałam się zając jednak przezornie tyle
miejsca, by nikt przy mnie nie usiadł, ani nawet o tym nie myślał.
Szczególnie Fen, który właśnie przykrył mnie kocykiem. A co bardziej
stresujące i wcześniej rozebrał z zakurzonych, wierzchnich ubrań... Przy
tym bardzo dokładnie lustrując moje ciało... Jakby wcześniej go już nie
widział dość nagiego. Tak wciąż się wstydziłam tamtego.
Postawiono
nawet przede mną ciepły napar z groźbą, jak od rodzica, iż jeśli go nie
wypije to oplączą mnie złe duchy złym dotykiem. Co spodobało się
Finrai'owi i gdy tylko odstawiłam kubek usadowił mnie sobie na kolanach i począł macać. Gdy brałam do ust napar wzdychał i opierał ręce na fotelu,
przez co ciągle prosiłam o dolewkę, aż w końcu zupełnie jej zabrakło, a
on tryumfował.
Sor, bo tak się przedstawił białowłosy
mężczyzna, drążył mnie spojrzeniem towarzyszącym mi przy każdym ruchu. A
tak prócz rechotu zadowolenia Fena, który oboje ignorowaliśmy, a
przynajmniej ja się starałam... Panowała po prostu cisza.
- Too... Znacie się? Tak? - Bąknęłam odwracając wzrok w stronę okna.
Fenrai zaczął coś mruczeć w zadowoleniu, dosłyszałem tylko: O tak... Gdyby jeszcze na deser ty.
Automatycznie straciłam zainteresowanie jego urojeniami.
- Można by i tak, rzec po prostu teraz mam u Fenrai'a spory dług, bo pomógł
mi cię odnaleźć. - W końcu ktoś normalnie zaczął rozmowę! O bogowie
najmilsi!
- Do usług, oczywiście... - Znów przybliżył się do mnie, by szepnąć mi do ucha.
- ...Za drobną opłatą. - Zamruczał bawiąc się kosmykiem moich włosów, a ja dalej sztywno siedząc na jego ruchliwych kolanach starałam się pozbierać
myśli.
- Czemu mnie pan szukał? My się znamy? - Byłam naprawdę zdziwiona i do tego to jego zmartwienie, szczerość w tym spojrzeniu.
- Formalnie nie, ale proszę mów mi Sorley, a najlepiej dziadku. - Oniemiałam.
Dziadku?
Nigdy o takim nie słyszałam, ani nie zagłębiałabym się w dzieje
rodziny... Może i była to prawda, ale on był Dakh'Raninem tak jak Say, czyżby mnie nie pomylił.
- Może to dziwnie brzmieć, ale jestem trochę odległym pokoleniem nie musisz mi wierzyć... Może trochę
poczekamy i... - Przerwałam mu unosząc rękę i jednocześnie wstając z tryumfem uwolniona z objęć Czarnucha.
Wyciągnęłam do Sorley'a dłoń.
-
Werze... Chyba, a może i raczej, ale chciała bym tego dowód. -
Domniemany staruszek jakby się ożywił przyciągając całą moją uwagę na
szepczącego Fenrai'a gdzieś w tyle.
- Rayflo, twój ojciec...
Nie pamiętasz go prawda? Nawet nie znasz. Mogę cie do niego zaprowadzić i zaświadczyć o tym, jakiemu kłamstwu i manipulacją uległ ze trony tej
kobiety. - Usłyszałam pogwizdywanie i mlaskanie Ferai'a nim zdążyłam
przetrawić fakty i otworzyć choć usta.
- No brawa Sor, brzmi
ciekawie... Ciekawe też kobietki tam macie... Całkiem przyzwoite. - Na
jego słowa zgromiłam go spojrzeniem przyłapując z marszu na tym, że
doglądaliśmy mój tyłek. Naciągnęłam więc materiał koszuli i siadłam jak
najdalej od niego, na fotelu naprzeciw i podciągając nogi pod brodę
mierzyłem spojrzeniem.
- Przyzwoite... Tylko przyzwoite? A co
do ciebie... Dziadku. Zgadzam się, chce zobaczyć w końcu ojca i poczynić
w końcu jakiś krok w mym życiu.
Przy okazji może zyskać pomoc w odbiciu Say...
<Fen? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz