poniedziałek, 29 grudnia 2014

Od Narishy (do Wielkiego Mędrca)

To, co powiedział Mędrzec było bardzo miłe. Moje życie, jak i innych mieszańców, nie było łatwe, ale byłam szczęśliwa, dumna z tego, kim jestem.
- Z przyjemnością ci pomogę Mędrcze - odparłam z uśmiechem.
Zaczęliśmy szukać ziół, co nie powinno zająć nam dużo czasu. Swego czasu uczyłam się o zielarstwie, a potem pomogłam pewnemu zielarzowi w szukaniu ziół.
- Lepiej się rozdzielmy proszę pana. Jeśli to zrobimy to istnieje możliwość, że szybciej je znajdziemy. Spotkamy się w tym samym miejscu za cztery godziny. Zgadza się pan na to? - spytałam.
Mężczyzna zastanowił się, a po chwili wyraził zgodę na moją propozycje. Ja poszłam w lewą stronę, a on w prawą. Uważnie wpatrywałam się w ziemię, gdyż niektóre zioła mogą być podobne do zwykłych roślin i niestety trudno je odróżnić. Po pięciu minutach znalazłam dwie poszukiwane przeze mnie rośliny. Cieszyłam się, że nadal pamiętałam jak one wyglądają pomimo tego, że długo ich nie zbierałam. Ciekawe ile ich potrzebuje? 
Szukając dalej natrafiłam na ślady krwi... Zaniepokoiłam się na początku, lecz szybko się uspokoiłam, gdyż krew mogła należeć do ofiary drapieżnika. Poszłam szukać dalej ziół jednocześnie zachowując czujność, krew mimo wszystko była niepokojąca. 
Po trzech godzinach udało mi się uzbierać dość sporo ziół dla Mędrca. Wracając do wyznaczonego miejsca rozmyślałam skąd mogła znaleźć się tam krew.. Z rozmyślań wyrwało mnie wpadnięcie na staruszka, który mnie złapał przed upadkiem.
- Wybacz mi za to. Proszę! - mówiąc to wręczyłam mu dość spore zawiniątko roślin.
- Dziękuję Ci Narisho - odparł, ale dodał po chwili - Czy coś cię martwi?
Spojrzałam na niego i kompletnie nie wiedziałam jak zacząć od tego co widziałam.
- Tak, gdy szukałam ziół na swej drodze spotkałam ślady krwi. Z początku uznałam, że może to ślady po polowaniu jakiegoś drapieżnika, ale w moje serce wkradł się strachy i niepokój, że to nie jest krew zwierzęca, ale ludzka - wyjaśniłam mu.
Mędrzec spojrzał na mnie i się zamyślił...
- Jeśli ta krew należała do człowieka, a on jest ranny? - powiedziałam wystraszona.
- Spokojnie! Lepiej wracajmy do miasta - powiedział i rozejrzał się dookoła.
Pociągnął mnie za rękę, gdy się opierałam. Wracaliśmy dość szybkim krokiem do miasta, a Wielki Mędrzec milczał przez całą drogę. Nie wiedziałam o co chodzi.
- Masz gdzie spać? - spytał nagle.
- Mieszkam w lesie - odparłam zdezorientowana.
- Trzeba znaleźć ci pokój w karczmie w każdym razie - odparł.
Dlaczego chciał mi znaleźć pokój? Co on wiedział, czego ja nie wiem? Poprosił mnie, żebym na niego tu zaczekała, ale mnie trochę to miasto przerażało, nie umiałam się tu odnaleźć. Z kieszeni wygrzebałam kawałek kartki, a zobaczywszy stragan pożyczyłam od sprzedawcy coś do pisania i naskrobałam parę słów do Wielkiego Mędrca, oto jak brzmiała treść listu: "Wybacz mi Mędrcze, ale znajdziesz mnie w lesie. Tam czuję się lepiej. Narisha." Zobaczyłam bodajże strażnika, zawołałam do niego i podeszłam.
- Czy mógłby pan to przekazać Wielkiemu Mędrcowi - mówiąc to przekazałam mu karteczkę.
Skinął głową na znak zgody, a ja ruszyłam w kierunku lasu. Przy bramie zatrzymałam się i zagwizdałam na mojego konia. 
Dosiadłszy konia puściłam się galopem w stronę mego szałasu. 
Tej nocy wciąż śniły mi się koszmary.

Obudziłam się wcześniej i spojrzałam na konia. Byłam strasznie zmęczona, gdyż się nie wyspałam. Poszłam jeszcze w głąb lasu w celu nazbierania owoców. Podczas zbierania usłyszałam szelest, odwróciłam się w tamtym kierunku, ale nic nie zobaczyłam, więc zignorowałam to i dalej zajęłam się ściąganiem owoców z gałązek. Po kilku minutach znowu usłyszałam ten sam szelest, ale tym razem wyszło zza krzaków i drzew pięciu mężczyzn. Wystraszyłam się ich. Mieli zamaskowane twarze, a widać było tylko oczy.
- Kolejny mieszaniec - powiedział drwiąco jeden z nich.
Cofałam się powoli, bo nie wiedziałam co chcą zrobić i o co im chodzi. Patrzyli to na mnie to na siebie.
- Co z tym mieszańcem zrobimy? Idealnie by się nadała do roli niewolnicy - odparł drugi z nich.
- My nie bierzemy jeńców, a zwłaszcza jak jeden z nich to mieszaniec - odparł trzeci.
Chcieli mnie zabić, ze względu na moją krew, ale dlaczego? Rozejrzałam się, ale nie znalazłam dogodnej drogi ucieczki. Mężczyźni zaczęli powoli się do mnie zbliżać.
- Nie zbliżajcie się do mnie! - krzyknęłam. 
- Bo co nam zrobisz? - powiedział, jeden z nich.
Użyłam moich zdolności, a z ziemi wystrzeliły pnącza, które oplątały nogi napastników. Zerwałam się do ucieczki.
- Łapać ją i zabić! - usłyszałam.
Czyli ta krew z wczoraj też musiała należeć do jakiegoś mieszańca, którego oni zabili. 
Nie wiedziałam czy udało mi się ich zgubić czy nie, ale nagle poczułam ostry ból w nodze. Upadłam. Spojrzałam w dół. Z mojej łydki sterczała strzała. 
Odwróciłam się, gorączkowo szukając wzrokiem strzelca. Pojawili się wszyscy i byli wściekli. Nagle usłyszałam znajomy głos
- Zostawcie ją w spokoju! - krzyknął to Wielki Mędrzec.
Spojrzeli na starca i wybuchnęli śmiechem, ignorując jego słowa. Jeden z nich szarpnął mnie, przyciągając do siebie i przystawił mi nóż do gardła.
- I co zrobisz starcze? Jeden krok, a ona umrze. A poza tym, co może cię obchodzić los takiego ścierwa jak ona? - warknął mężczyzna, który mnie trzymał.

<Wielki Mędrce?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz