czwartek, 11 grudnia 2014

Od Manusa (do Jashy)

Urocze rodzinne spotkanie... Znowu. Nie powiem cud natury. Znów zepsułeś sielankę, a mogło być tak pięknie. 
Ach, cóż taki los i bardzo mi przykro duży ty braciszku mój. Uśmiechnąłem się lekko przekrzywiając głowę by móc i lepiej słyszeć w czym dokładnie rzecz. 
Nie, po prostu mnie to bawiło. Bo wiedziałem co tu się wyrabia aż za dobrze, ten scenariusz został już dawno przewidziany w repertuarze tylko jakoś tak nagle wyskoczył z podziemi i sterty innych. To wyczucie czasu powalało...
Rudy mężczyzna numer jeden ewidentnie tracił cierpliwość, ach przepraszam dawno i stracił zdrowy rozsądek w działaniach tu siłą mógł się popisać mój dzielny i sprawiedliwy ponad wszystko młodszy braciszek. Carrick dzielnie walczył ze złością swego kochasia. Skrępował jego dłonie trzymając bardzo blisko siebie, myślę jednak, że jeden mały niepostrzeżenie bo i nie materialny ruch zniszczył by te solidną konstrukcje w jednej chwili.
- Nie miałeś pojęcia?! Czy ty w ogóle się nad tym zastanawiałeś? - Darł mordę wciąż i wciąż prawie na twarzy równie czerwony co i jego ognista czupryna.
Zwracał niepotrzebnie uwagę przechodniów zawracając ich tępe bez myślenia mózgi zupełnie nic nie znaczącymi dla nich pierdołami.
Stanąłem od niechcenia pomiędzy mężczyznami i spojrzałem po nich uważnie. Faktycznie podobni, dało się zauważyć od pierwszego wejrzenia, że coś ich łączy. 
To zawsze tylko ja się wyróżniałem... Cóż nie martwcie się, przywykłem dawno.
Zresztą czy kogoś to obchodzi.
- Panowie rozmawiamy... Rozmawialiście tu... Nie właściwie ty się wydzierasz... - Skrzywiłem się w stronę Tanith'a dając mu chyba wyraźny znak iż słychać go w całej mieścinie i każdy listek na jebanej gałązce drży w napięciu by przekonać się jak dalej się to potoczy. A ja co tu jeszcze więc robiłem? Ach... Specjalna niespodzianka w bonusie. 
Zamierzam stać się niechybną ofiarą jego jak mniemam sprawnych dłoni. 
Przeleciałem spojrzeniem po napiętym ramieniu po czym wywołując i tym samym fale drgawek u właściciela, zaraz później przejechałem po jego skórze dłonią.
Zimno? Spodoba ci się jeszcze bardziej gdy będzie ono oznaką mej faktycznej śmierci. 
- No więc przerywając to by miasto nie żyło teraz tylko i wyłącznie naszą wspaniałą i romantyczną historią, marło jak bez chleba i wody z ciekawości co też dalej.... Cholera! Jeszcze trochę i was dwoje nie rozróżnię... Uważaj kochasiu bo jeszcze kiedyś i do ciebie zastukam by wyżalić się na kolankach. Wiem, wiem to istny zaszczyt. - Złapałem oboje za ramiona klepiąc lekko. Oddech Tanith'a zwolnił, ale czułem jak drąży mnie i moje wnętrzności spojrzeniem. Dobrze... Właśnie tak zwierzaku ty! Tak masz mi grać!
Kurtyna w górę!
- Nie tylko jednak to was łączy mam racje? Jestem takiej drobnostki właśnie cudownym przykładem... Mniemam jednak, że tobie Tanithku ujawni się cud nad cudami któremu to ja najprędzej polerowałbym butki. Nie masz pojęcia o czym mówię prawda? - Przyglądałem mu się bardzo uważnie, a na tatę który chciał się wywinąć prawie nie zwracałem uwagi. W końcu trzeba nadrobić te wszystkie lata niewiedzy. Braciszku tęskniłem, naprawdę.
- Właśnie o tym mówię... Jesteście zbyt skorzy do niespodzianek, a właściwie pozostawiania ich, choć z tego co wiem to twój debiut mój odmieńcze. 
Prawda? Och, to takie ekscytujące! - Nabijanie się z niego szczególnie, ale ta radość nie syciła, przemijała zbyt, nazbyt szybko i to mnie wkurwiało każąc szukać dalej. Byłem tego cholernie głodny.
Czekam więc z zapartym tchem....
Odpowiedź otrzymałem niesamowicie szybko, mogłem być dumny, ale teraz czułem szokujący ból. Przyjąłem go z nieukrywaną przyjemnością, ale nie od razu. Trochę jakbym się wahał... Trwało to jednak tylko chwile. Krótką na tyle bym zapomniał od razu.
Należało mi się to, wspaniały mocny cios niczym nagroda!
Otarłem usta ze śliny i śladowej ilości krwi, póki co.
No proszę przeze mnie ludzie zaczęli te sytuacje traktować jak występ cyrku wędrownego. 
Moja wina, naprawdę mi przykro, ale tak jakoś bywa.
- To... Tak się reaguje na tak wspaniałe wiadomości? Nieczęsto to słyszysz prawda? - Podszedłem do niego, napiętego i dygocącego objąłem ramieniem klepiąc po plecach.
- Zadziwiasz mnie starszy braciszku - Szepnąłem mu do ucha zachowując dość niewielką, ale zawsze odległość.
- Może choćby dlatego kanalio, że śmiesz sobie ze mnie żartować, a w szczególności mam na uwadze to jak obrażasz Mor.
Poprawiłem się póki jeszcze miałem czas, przeciągnąłem masując co obolałe i zaśmiałem się.
- Ale chciałbyś? Radzę to przemyśleć... Też miło by było otrzymać kiedyś drugą szansę - Nim się obejrzałem otrzymałem kolejny cios ledwo też zakodowałem co się stało by móc uniknąć. Dosłownie mała podejrzana chwila zagmatwania, a moja szczęka zatrzeszczała.
- Stul ten jadowity pysk! Jak możesz tak naskakiwać na rodzinę?!
Poświęciłem rąbek materiału rękawy do z żalem do otarcia kolejnej tym razem większej niespodzianki jaką mi zgotowano. Szkarłat krwi zawsze tak samo uroczy jak zawsze. Ale nie tak piękny jak czyjejś, moja nie była nic warta, przynajmniej dla mnie.
- Rodzina? Przykro mi to jakoś tak umarło razem ze mną.
- Jesteś tchórzem! Uciekasz przed bliskimi i wszystkim co z niewiadomych przyczyn cię kochało! Czemu to sobie robisz i czemu tak się zmieniłeś?
Po chwili mierzenia się spojrzeniami, choć jego biło na głowę moje zmizerowane i zmęczone, Tanith podszedł do mnie zamaszyście chwytając za fraki. Nie wznosiłem sprzeciwu należało mi się, ale trochę jakby ta zabawa choć pasjonująca poczęła mnie męczyć. Wciąż w głowie pulsował mi fakt drugiej szansy którą chciałbym... O czym ja w ogóle myślałem to nie miało sensu i nigdy nie będzie rzeczywiste.
Zniszczyłem wszystko, niszczyłem dalej bo nie potrafiłem inaczej i nie rozumiałem nikogo poza sobą, Jaszczureczką. Teraz jednak nie wiedziałem nic.
- Zadałem pytanie! - Wydarł mnie z rozmyśleń nagle i równie mocno szarpiąc co też zaciskając materiał mojego własnego ubrania na mej biednej szyi.  
Nie było to wygodne nie da się ukryć.
- Nie twoja pierdolona sprawa! - To chyba pierwsze co ułożyło mi się w już średnio działającym trzeźwo mózgu.
- Przykro mi że nie spełniam twych oczekiwań, choć szczerze jestem już dość sporą niespodzianką w swej prostej osobie. - Spuściłem głowę już nawet nie próbując się szarpać i nasłuchiwałem w napięciu co też dalej zagra mi los bo cała sztuka wymsknęła mi się niezauważalnie spod kontroli. Co dziwne uścisk jakby zelżał... Wkurzyło mnie to mocno, ale nie dałem tego po sobie poznać. Zacisnąłem pięści i brnąłem ku końcu.
- Proszę... Po prostu ciesz cię niespodziewanym darem... A ty tatku, naprawdę popełniłeś gdzieś kiedyś błąd.
Momentalnie moje bezwładne praktycznie ciało zostało wypuszczony z pułapki. W ostatniej chwili zdobyłem się na utrzymanie równowagi, oraz coś czego sam nie rozumiem.
Płakałem. Powędrowałem dłonią do policzka, cała się trzęsła gdy z niedowierzaniem przejechałem po wilgotniej skórze policzka. Bezwiednie opuściłam na swe oblicze kaptur. 
Bez najmniejszych wątpliwości nie mogą tego zauważyć. Nie mają prawa widzieć, a drżenie ciała miało ustać bo słabość jest zgubą.
- Przepraszam za marnotrawienie waszego czasu i jak to zwykle się mówi... Przykro mi z powodu mego istnienia. Pozdrowienia dla rodziny i tak dalej...
Nie usłyszałem ani jednej odpowiedzi prócz pomruków niezadowolenia "widowni", ale też nie chciałem tego, ani nie oczekiwałem.
Jęki ludu odzwierciedlały mój nastrój... Co to miało być? I nie tak miało!
Czułem tylko na sobie spojrzenie nie odchodzące ode mnie na krok w żadnej sytuacji w tym cyrku. Rozumne spojrzenie Carricka. Wiedziałem teraz co kierowało Tanith'em pod tym względem. Chodziło mi o miłość. Nawet jeśli nie preferowałem w takich połączeniach jak mój wielki brat, ale chłopak był ujmująco słodki. Przez co atrakcyjnie niewinny i bla bla bla....
Choć rzecz jasna miał grzeszki na swym sumieniu. Dzięki czemu stanowił jeszcze bardziej kuszący kąsek.
Pokłoniłem się nisko przed obojgiem, a szczególnie rudzielcem. Nie dość, że miał szczęście to i wyborny gust w przeciwieństwie do mnie na pewno. Czyżby syndrom zazdrości... Możliwe i cholernie głupie.
- Życzę miłego dnia. - Rzuciłem odwracając się od ojca i zostawiając te interesującą trójkę niknąc w tłumie.

Poprawiłem rękawiczki stercząc jakby nigdy nic na dachu. To przecież był tylko zwykły spacerek na drugą stronę miasta bo pieprzony pracodawca zatoczył się aż tu.
Nie miałem siły ani ochoty na prace, ale pieniądze same się nie odbiorą ani nie zarobią, więc cóż... Hop! Wskoczyłem lekko na niżej położony parapet i z westchnieniem przymierzyłem się do wyważenia grodzących mi drogę zabitych okiennic.
To choćby mogło mnie utwierdzić w tym jak wielki błąd popełniłem dewastując opuszczone mieszkanie lub jak bardzo byłem blisko celu... Zazwyczaj to drugie no, ale zobaczmy.
Wykopałem więc jednym ruchem to niepotrzebne drewno i wskoczyłem do środka nie śpiesząc się i powoli prostując na środku pomieszczenia miarowo w rytmie serca stukając pokaźnych wielkości obcasami które tak wielbiłem, ale wciąż stojąc w miejscu z opuszczoną głową.
- Tumulciu? Zdradzasz mi ten sekret czemu wy wszyscy bawicie się w te samą zabawę? Każesz mi czekać dłużej? - Nie usłyszałem odpowiedzi na moje spektakularne pełne grozy pomruki. A przynajmniej nie słownej bo coś tam mi się obiło o uszy.
Ot właśnie pod ścianą leżał jęczący cel, przywalony okiennicą. Najwidoczniej stał przy oknie wiedząc że zbliża się jego godzina, tylko skąd pewność, że nie zaatakuje od tyłu?
Podszedłem do niego i poklepałem na wybudzenie po policzku.
- Tumul ktoś cię informował czy to przebłysk inteligencji, ale tak szczerze. - On na to zarechotał z piskiem nie mogłem nazwać tego wartościowym zeznaniem ale też i nie miałem na to czasu. Marnotrawienie pieniędzy też nie było w mej naturze.
Przyciskając drewno do jego piersi obcasami buta i wyjąłem z zapięcia kościany scyzoryk wręcz, ledwie sztylet, nacinając mu skórę, a po chwili wjebałem w szyje z rozmachem niemalże naruszając kręgi szyjne... Choć na wiele to już mu się nie zda.
Ja za to miałem kasę już w kieszeni.

- Azor przyjacielu! Zobacz no jaka hojna zapłata na mnie spłynęła! Ludzie są niesamowicie hojni, prawda? - Zaśmiałem się wchodząc od tak z buta do domu. Nawet jeśli Azor byłby w podziemiach usłyszałby, więc wolałem zupełnie bezwiednie nie zwracając uwagi gdzie, co i jak? Zastałem go jednak stojącego przed wzorzystym gobelinem w salonie. Gdy usłyszał mój głos obrócił się natychmiast z pomrukiem, ni to zadowolenia, ni dezaprobaty. Trudno i tak nie zniszczy to mojego humoru, żeby pieniądze tak działały na ludzi... Niesamowite.
Dość problematycznym natomiast było odczytanie emocji mojego kolegi ale chyba się lubiliśmy...
- Przyjacielu nie patrz tak na mnie! - Zaśmiałem się podrzucając pokaźnej wagi worek bilonów.
- Ech no dobra masz mnie, znów trochę się targowałem... No wiesz.
Mruknął z tą swoją niezmiennie pochmurną miną.
- No okey... Ech, jak ty mnie znasz... Tylko nie mów tego  Gadzince, tylko troszkę go dobiłam zleceniodawcę, tylko troszkę, ale ciii... Ona słyszy wszystko. A teraz co powiesz na herbatę?
Co niestety dziwne i dość przykre okazało się iż herbata znikła zupełnie więc nasz słodki poczęstunek został uniemożliwiany.
- A co jest w takim razie? - Zamruczałem do jednej ze służących opierając się ociężale o stół i drapiąc Azora za uchem... Chyba tylko pod tym względem  pasowałoby do niego miano psa.
- Alkohol i mleko panie. - Wyznała trzęsącymi się głosem. Ale ja już byłem na nogach, już szedłem do niej i złapałem niepostrzeżenie za dłoń.
- Pokaż no mi to mleko kochanie. - Zażądałem biorąc ją w pasie i tanecznym krokiem obróciłem parę razy.
- Pokaż. Pokaż co też tam masz... - Wręczono mi oczywiście wszystkiego w obfitej ilości, więc i byłem wniebowzięty z uratowanego poczęstunku. Posłałem więc do dziewczyny całusa. 
- No brachu... Ty to wodniste coś, a ja białą rozkosz! Stoi? - Zaśmiałem się klepiąc go po ramieniu i wręczając flaszkę. Po raz pierwszy nastąpił przełom, bo dosłyszałem radość w jego buczeniu.
- Gustujemy więc? No to dajesz kochaniutki! Póki kobiety rządzącej tym domem nie ma! Tylko pamiętaj chlew ma być ograniczony! Ale jak już... - Mrugnąłem porozumiewawczo do dziewuszki, ale gdy tak popijaliśmy sobie wpadł mi do głowy ciekawszy pomysł.
- Choć no tu i przyłącz się kotku! - Uśmiechnąłem się zapraszając dłonią.
- Ale... - Zawahałam się i dobrze! Mądra dziewczynka! 
- Rozkaz, to jest rozkaz! - Rozłożyłem ramiona leżąc na kanapie i zaraz miętosiłem tyłek dziewczyny. Wpadka po kilku łukach mleka? To tylko ja tak mogę... Zdaje się.
I nim się oczywiście obejrzeć... Azor tańczył, dziewuszka jakaś taka potargana... A ja?
Noo coś tak leże głową w dół zwijając z kanapy na podłogę.... Tyle było pamiętać bo zmorzyła mnie błoga popołudniowa drzemka.

<Jasha?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz