Nie mogę go tu zostawić! Trochę się dziwnie z tym czułam. Przecież ledwo
go znałam. Po za tym to nie jest w moim stylu. Nie wierzę że jednym
spotkaniem można zmieniać ludzi. Ale to co mnie popchnęło do niego to
to, że czułam iż jest wyjątkowy. Jedyny w swoim rodzaju. To nie były
uczucia chociaż mogę uznać go za przyjaciela. To była intuicja. Czuwałam
nad Sorley'em. Nie chcę by jakieś stworzenie go znalazła. Tym bardziej
wygłodniały drapieżca. Mógł go pożreć! Ja na to nie pozwolę! Zasługuje
na coś lepszego niż pożarcie przez zwierzaka niewartego uwagi. Nic się
nie stało. Cisza trwała a ja stawałam się coraz bardziej senna.
Ziewnęłam i ułożyłam się na jego torsie. Cały czas był zimny.
Westchnęłam cichutko i zamknęłam oczy. Nienawidziłam tej cisza. Nawet
nie zauważyłam jak zasnęłam. Śniły mi się koszmary. Uciekałam przed
czymś, spadałam nagle na dół. Nagle wylądowałam. Prze de mną rozciągał
się tunel. Na końcu tunelu widziałam światło. O co w tym śnie chodziło?
Podniosłam się i zaczęłam biec. Do przodu, w kierunku tajemniczego
światła. Kiedy tam wbiegłam oślepiło mnie światło. Ale po chwili
zauważyłam dookoła mnie różne kolorowe ogniki. Skojarzyłam to z magią
życia. Ostatnio o tym słyszałam od króla Urdon'a. Podeszłam do jednego
ognika ale niestety znikł. Podchodziłam do kolejnych i działo się to
samo. W połowie wszystko znikło a zastąpiła go otchłań. Nic nie może
równać się z tym niepokojem i strachem, który mną targał. Ale po chwili
znów biel. Uspakajałam się. Nagle wybudziłam się. Ziewnęła. Sorley żyje.
Zaraz! On żyję!? Ale... ale jak? To niezgodne z prawami natury. Jednak
cieszyłam się że żyję. Chciałam mu rzucić się na szyję ze szczęście...
ale trzeba trzymać dystans. Wyciągnęłam z niego kołek. Odrzuciłam go
daleko w krzaku za sobą. Na całym jego ciele były runy. Tak mi się
bynajmniej zdaje. To czyni go jeszcze bardziej wyjątkowego. Z resztą
każdy z nas tutaj jest wyjątkowy.
- Nie chce nic mówić ale czy nie lepiej będzie jak pójdziemy już do miasta? - zapytałam spoglądając na niego.
- Chyba masz racje – mruknął.
Ukucnęłam obok niego. Trzeba będzie mu pomóc wstać. Nie sądzę by od razu mógł normalnie chodzić. Otoczył mnie ramieniem i ścisnął lekko moje ramiona . Trochę niezręcznie ale muszę mu pomóc. Westchnęłam. Powoli wstaliśmy i ruszyliśmy powoli w stronę Yrs.
- Nie chce nic mówić ale czy nie lepiej będzie jak pójdziemy już do miasta? - zapytałam spoglądając na niego.
- Chyba masz racje – mruknął.
Ukucnęłam obok niego. Trzeba będzie mu pomóc wstać. Nie sądzę by od razu mógł normalnie chodzić. Otoczył mnie ramieniem i ścisnął lekko moje ramiona . Trochę niezręcznie ale muszę mu pomóc. Westchnęłam. Powoli wstaliśmy i ruszyliśmy powoli w stronę Yrs.
<Sorley?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz