niedziela, 26 października 2014

Od Giselle (do Sorley'a)

Nie mogę go tu zostawić! Trochę się dziwnie z tym czułam. Przecież ledwo go znałam. Po za tym to nie jest w moim stylu. Nie wierzę że jednym spotkaniem można zmieniać ludzi. Ale to co mnie popchnęło do niego to to, że czułam iż jest wyjątkowy. Jedyny w swoim rodzaju. To nie były uczucia chociaż mogę uznać go za przyjaciela. To była intuicja. Czuwałam nad Sorley'em. Nie chcę by jakieś stworzenie go znalazła. Tym bardziej wygłodniały drapieżca. Mógł go pożreć! Ja na to nie pozwolę! Zasługuje na coś lepszego niż pożarcie przez zwierzaka niewartego uwagi. Nic się nie stało. Cisza trwała a ja stawałam się coraz bardziej senna. Ziewnęłam i ułożyłam się na jego torsie. Cały czas był zimny. Westchnęłam cichutko i zamknęłam oczy. Nienawidziłam tej cisza. Nawet nie zauważyłam jak zasnęłam. Śniły mi się koszmary. Uciekałam przed czymś, spadałam nagle na dół. Nagle wylądowałam. Prze de mną rozciągał się tunel. Na końcu tunelu widziałam światło. O co w tym śnie chodziło? Podniosłam się i zaczęłam biec. Do przodu, w kierunku tajemniczego światła. Kiedy tam wbiegłam oślepiło mnie światło. Ale po chwili zauważyłam dookoła mnie różne kolorowe ogniki. Skojarzyłam to z magią życia. Ostatnio o tym słyszałam od króla Urdon'a. Podeszłam do jednego ognika ale niestety znikł. Podchodziłam do kolejnych i działo się to samo. W połowie wszystko znikło a zastąpiła go otchłań. Nic nie może równać się z tym niepokojem i strachem, który mną targał. Ale po chwili znów biel. Uspakajałam się. Nagle wybudziłam się. Ziewnęła. Sorley żyje. Zaraz! On żyję!? Ale... ale jak? To niezgodne z prawami natury. Jednak cieszyłam się że żyję. Chciałam mu rzucić się na szyję ze szczęście... ale trzeba trzymać dystans. Wyciągnęłam z niego kołek. Odrzuciłam go daleko w krzaku za sobą. Na całym jego ciele były runy. Tak mi się bynajmniej zdaje. To czyni go jeszcze bardziej wyjątkowego. Z resztą każdy z nas tutaj jest wyjątkowy.
- Nie chce nic mówić ale czy nie lepiej będzie jak pójdziemy już do miasta? - zapytałam spoglądając na niego.
- Chyba masz racje – mruknął.
Ukucnęłam obok niego. Trzeba będzie mu pomóc wstać. Nie sądzę by od razu mógł normalnie chodzić. Otoczył mnie ramieniem i ścisnął lekko moje ramiona . Trochę niezręcznie ale muszę mu pomóc. Westchnęłam. Powoli wstaliśmy i ruszyliśmy powoli w stronę Yrs.

<Sorley?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz