Odetchnąłem z ulgą, gdy wreszcie usiadłem w swoim starym, wypłowiałym fotelu,w swoim małym, zagraconym domku.
- Powiesz mi co się stało? - zapytał Fanrai, wpatrując się we mnie z intensywnością, która ani trochę mi się nie podobała.
Nie miałem ochoty udzielać mu wyjaśnień. W gruncie rzeczy jedyne czego teraz pragnąłem to chwila spokoju, coś gorącego do picia i ciepłej narzuty. Wiedziałem, że Fan nie da się zbyć, choć miałem ogromną nadzieję, że zwyczajnie sobie odpuści męczenie mnie. Chociaż ten jeden, jedyny raz.
- Pierwszy raz widzę, żebyś tak się... zmienił, a z nam cię już dość długo - ciągnął dalej, gdy nie odpowiedziałem.
- Zostałem zaatakowany. Moje serce zostało przebite... - zacząłem.
- Czy ty nie powinieneś być w takim układzie, no nie wiem, taki bardziej... martwy? - spytał, wpatrując się we mnie dziwnie. W jego oczach był jakiś wyrzut. no tak, moja śmierć oznaczałaby dla niego swobodę. A przynajmniej żył w takim przekonaniu.Czy była to prawda, nie byłem do końca pewny. Z jednej strony to moja moc przyzwała go tu i niejako trzymała, ale i ona mogła go odesłać... To czy po mojej śmierci byłby w stanie tu zostać było dla mnie zupełna niewiadomą.
- Tak, zaiste, gdybym był normalnym człowiekiem byłbym już martwy. I w gruncie rzeczy byłem, przez moment. Ale jak widać już mi lepiej.
- Tak... o wiele lepiej - wymruczał, obrzucając mnie łakomym wzrokiem.
Westchnąłem, kręcąc głowa i unosząc oczy ku niebiosom.
- Nie mam ochoty wiedzieć co ci się plącze po głowie. A teraz proszę, żebyś mnie już zostawił. chciałbym odpocząć.
- Może pomóc ci się rozebrać? - zapytał z uśmiechem, który powodował u mnie nieprzyjemny dreszcz.
- nie. Dam sobie rade sam, ale dziękuję bardzo za propozycję, choć zdaję sobie sprawę z tego, że nie było w niej nic z czystej chęci pomocy.
- Ależ ja mam bardzo czyste chęci! - stwierdził.
- Wyjdź - warknąłem, tracąc już cierpliwość.
- Nawet jak masz zgrabny tyłek, to dalej jesteś tym zramolałym dziadem, który chce mnie po kątach ustawiać - syknął. - Ale ja nie dam się tak łatwo zbyć...
Po tych słowach jednak wyszedł, podśpiewując coś, czego wolałbym szczerze nie słyszeć. Ja powoli podszedłem do paleniska, zagrzałem wody i zrobiłem sobie napar z wzmacniających ziół. Napiłem się i z ulga przywitałem gorąco rozchodzące się od mojego żołądka do reszty ciała.
Przez kolejne dni starałem się jak najmniej wychodzić, gdy jednak musiałem to zrobić, nakładałem na siebie iluzję, która nadawała mi wygląd, jaki wszyscy znali. Na początku moje osłabienie mi tego nie ułatwiało, ale później przywykłem. Zacząłem także czuć zbliżającego się Tanitha, całego i zdrowego na szczęście. To co się działo ze mną zawsze na niego wpływało, co nie było mi na rękę. Mimo wszystko był żywą istotą, której nie chciałem ranić. Nawet jeśli był głównie częścią mnie, miał odrębny umysł, odczucia.
Gdy wieczorem Tanith wreszcie wśliznął się do mojego domu przyjąłem jego obecność z radością, zupełnie jakbym witał oczekiwanego brata. Jego mina jednak mówiła jasno, że nie odnalazła tego, po co ruszył.
- Następnym razem... - powiedziałem na jego niemy żal.
- Tak... - wyszeptał i podszedł do mnie.
Jego sylwetka rozpłynęła się powoli, a wszystko czym był wróciło do mnie, uderzając mnie natłokiem wspomnień, przeżyć, odczuć, obrazów i dźwięków.
Usiadłem w fotelu i jęknąłem zrezygnowany.
- Coś ty znów narobił - wymamrotałem.
Nie mogłem uwierzyć w to co przeżył Tanith i jakich głupot narobił. Morderstwa, pijaństwa, uwierzenie młodego chłopaka i jego siostry, na dodatek wziął sobie na głowę opiekę nad pięcioosobową rodziną. Nie miałem pojęcia ja on to sobie dalej wyobraża, bo i on sam jakichś planów nie miał. jak z resztą zawsze. to, że zaplanował coś na kilka najbliższych dni już było ogromnym sukcesem.
Gdy odzyskałem spójność własnych myśli na dworze zaczęło już świtać. Czułem palącą potrzebę Tanitha, który chciał zobaczyć się z Carrickiem i jego rodziną. Ciężko westchnąłem, ale pozwoliłem mu dojść do głosu, sam osunąłem się tym samym w cień, ku ukojeniu. Całkowitej, chłodnej ciemności, która odgradzała mnie od natłoku myśli.
<Carrcio? Tanith dotarł wreszcie do Ciebie?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz