Opadłem z jękiem na puste miejsce w wozie i oddałem się myślą nie
zważając na tematy, które próbują poruszyć między sobą Mor i moja matka i
tak nie było tu o czym mówić.
Choć dobrze wiedziałem, że usilnie nie chcą schodzić na tematykę mojego niezwykłego wywołującego
wiele wątpliwość związku z rudzielcem. Ciekawe jak wiele o tym
wspominały między sobą na osobności wymieniając swoje własne poglądy.
Niby
co mnie to obchodziło, a jednak czasem zamiast leczniczego jęzorka czy
kudłów wolałbym usłyszeć co też czai się w czeluściach zagmatwanych
ludzkich dusz.
Oparłem się o drewnianą ściankę wozu zawstydzony moim wyskokiem z przed chwili.
Co też właściwie przyszło mi do głowy by to... Przed oczyma przemknęło mi wspomnienie młodszego mnie blisko tyłka Thanith'a.
Ach no tak... Ścisnąłem mocniej dłoń w pięść.
Gdzie no właściwie się podział, a zresztą to nawet lepiej, że...
-
Mnie szukasz? - pisnął nagle pojawiając się przede mną chłopczyk,
z zaciekawieniem przekrzywiając łebek. Znów poczułem ukłucie nienawiści i
dyskomfortu, bo przecież te negatywne uczucia słałem nie do nikogo
innego jak siebie, choć z przed lat, w sumie czegoś co nie miało prawa
istnieć materialnie, a mimo wszystko majaczyło w mojej głowie bo ja tak
sobie ubzdurałem. Przymknąłem niespokojnie oczy i odchylając głowę do
tyłu, westchnąłem.
- Pomarzyć zawsze można ty wścibski gnomie... - Wysyczałem, zmęczony ledwo zaczętą konwersacją z, jakby nie patrzeć, powietrzem.
-
Nawzajem góro mięcha! Serio tyle tłuszczu do mnie przyrośnie na
starość? - Pisnął chłopczyk dźgając mnie ze zmarszczonym noskiem w
brzuch.
- Ach ty! Może wobec tego czas najwyższy pomyśleć o zmianie diety?! - Prawie wrzasnąłem, prostując się w siedzeniu.
-
No może! - Zaśmiał się szczerząc zęby, a mnie nagle naszła ochota na
wyrzucenie go z wozu bądź co najmniej chwycenie go za te jego duszkowe
fraki i potraktowanie górą kamieni, czy też kurzu ze ścieżki o którą
dudniły koła wozu...
Spokojnie to tylko ty, parę lat temu, czy nie pamiętasz jakim niewyparzonym językiem władałeś pókiś za to nie zapłacił gorzko?
-
Czego ode mnie chcesz? - Zdobyłem się na stosunkowo opanowany ton głosu,
a co ten znów się wyszczerzył, ale wariował też spojrzeniem po całej
otaczającej nas przestrzeni co jakiś czas zatrzymując się na jednym
punkcie z nieukrywanym zaciekawieniem.
Powiodłem za jego spojrzeniem i znowu zagotowałam się jak na zawołanie.
- Nawet o tym nie myśl. - Warknąłem, wysuwając przytyk raz po raz dolną partie szczęki do przodu.
- Bo? - Chłopak postawił igrając z moją cierpliwością jeden kruczek do przodu.
-
Co mi zrobisz? Jestem tylko majątkiem twojej świadomości... Cokolwiek
zrobisz uznają cie za większego świra.- Zaśmiał się przebierając z nóżki
na nóżkę z wielką niecierpliwością patrząc na plecy Tanith'a.
-
Och więc to twój cel? Wobec tego zastosuje starą dobrą metodę! - Burknąłem znów przymykając oczy po czym zapadając w rzekomy sen.
-
No skoro ci to nie przeszkadza... - Zachichotał malec, ale z jakby w
oddali z tryumfem w głosie. Natychmiast się podniosłem i nawet nie
musiałem długo się zastanawiać do czego doszło.
- Echem...
Tanith? - Szepnąłem mu zaczepnie do ucha, w tym że czasie wpatrując się
też w każdy ruch młodszego mnie jadowitym spojrzeniem.
- Hm? -
Zareagował na nacisk, który wywarłem na jego ramieniu uśmiechem i obrócił się w moją stronę. Na co ja od razu przybrałem niewinną minkę i
ignorując malucha, który siedział nic nieświadomemu rudzielcowi na
kolanach dźgając w miejsce o którym nawet gówniarz myśleć nie powinien!
- Eee... - Zacząłem powoli zbierając myśli i przygryzając dolną wargę z zakłopotaniem.
Mocniej wtuliłem się w jego ramie by skryć rumieniec nie tyle przed nim co przed moim małym przeciwnikiem.
-
Mógł bym się przysiąść obok ciebie? Bo... - Język mi się plątał tak, że
poczerwieniałam jeszcze bardziej. To jednak chyba podziałało na moją
korzyść, bo w odpowiedzi po prostu przyciągną mnie bliżej siebie i objął tak, że nie byłem w stanie mu uciec bez konsekwencji nagłego
zatrzymania wozu.
- Dzięki.. - Sapnąłem patrząc to na niego to na znikającego z oburzoną miną chłopca.
Wygrałem? Nie wiem jak mam to interpretować.
Droga
w sumie nie dłużyła mi się aż tak bardzo, tym bardziej, że mogłem
bawić się materiałem koszuli Tanith'a do woli. Nawet zimo mimo iż byłem
nadzwyczaj opatulony ubraniami, nie doskwierało aż tak bardzo. W sumie
sam byłem bardziej rozpalony niż chroniony przez te całą kurtkę, którą na
mnie wciśnięto.
Ledwo zdążyłem się jednak nacieszyć turkot
kół ustał, nagle wszyscy zaczęli schodzić na ziemie wznosząc i tym samym
tumany kurzu.
Z początku bardzo nie chciałem wypuścić
Tanith'a z objęć jednak koniec końców nie miałem wyboru, przecież nie
możemy tak siedzieć w nieskończoność... Nic co piękne nie trwa wiecznie.
Z westchnieniem uniosłem głowę.
Byliśmy w mieście, nie było
jednak ciemno, dopiero gdy rozejrzałam się dokładniej zrozumiałem o co
chodzi. Zresztą chyba nie wiele trzeba gdybać by skojarzyć fakt iż były z
nami niemowlaki, co nieznacznie dodawało do repertuaru naszej trasy parę dodatkowych przystanków.
W sumie to staliśmy pod znajomym
mi już budynkiem, karczmą w której zatrzymywaliśmy się ostatnim razem i
cóż... Przewinęło mi się w jednej chwili po łebku tyle wspomnień...
Ech, czy tak właściwie nie tu to wszystko się zaczęło.
-
Ach witam witam! - Wyszła nam naprzeciw przyciągnięta tu zapewne
odgłosami stukotu kopyt właścicielka, z promiennym uśmiechem, który
podejrzanie przybrał na magii gdy tylko rozpoznała owych panów z tamtego
wieczora.
Skierowałam przelotnie spojrzenie na krzaki, które i
wcześniej zwróciły moją uwagę, przez chwile myślałem nawet by podejść
tam i... Ale w sumie nie ważne.
Zachęciła nas gestem dłoni do wejścia, cóż to miłe.
-
Widzę, że dobrze wam się powodzi. - Zaśmiała się badając nas dobrze
bystrym spojrzeniem, co jednak jakiś czas porozumiewawczo spoglądając na
dzieci.
- O nie, nic z tych rzeczy to nie moje, droga pani! -
Zaśmiał się Tanith jakby dopiero teraz rozumiejąc powagę sytuacji choć
właśnie w tej samej chwili cacał małą Irulcie.
Dziewczyny za to patrzyły na nas zmieszane zadając co raz to nowsze nieme pytania.
W jednej chwili jednak wszystko zwróciło się przeciw mnie, zarówno jak i ciekawskie pełne podziwu spojrzenie.
- Co? - Burknąłem wykazując jak to bardzo ledwo kontaktuje się ze światem zewnętrznym.
Rudzielec buchną śmiechem, ja natomiast nie tym teraz się interesowałem.
Poczułem
chłód... Owszem nic niezwykłego w tych stronach, ale to było coś co
wręcz przenikało do samych kości. Zadrżałem czując uścisk na karku.
-
W każdym razie ile pokoi państwo sobie życzą ? - Spytała w końcu
gospodyni, gdy nagle jej twarz zbladła, a jej usta praktycznie same się
otworzyły. Cóż dość nagła zmiana..
- Czy tamten pan
również... Już zresztą nieważne. - Kobieta zamrugała jakby przetrawiając
czy aby na pewno nie podjęła złej decyzji, która przesądzi o jej losie i potrząsnęła głową próbując zapomnieć jak najszybciej.
Razem z jej wypowiedzią mój kark został uwolniony z uścisku, nieprzyjemnego zimna.
Obróciłam się w miejsce gdzie przed chwilą utkwiło jej spojrzenie, kwilenia
dzieci dziwnie ucichło. Tanith jak się okazało też to poczuł...
Obecność.
- Przykro mi ale mamy tylko takie
pokoje. - Wyjaśniła szczerze zaniepokojona naszą aprobatą kobieta, swoją
drogą niesamowite jak bardzo wczuwała się w położenie odwiedzających
jej dobytek przyjezdnych. No bo... Czy też mi się tylko zdaje? A może to
my szczególnie zwracaliśmy jej uwagę, w końcu nie byliśmy do końca jakby to rzec... Normalni? Ludzie zwracają uwagę na odmienność co nie?
Mimo to jednak byłem jej wdzięczy, jak i poprzednim razem. Choć było mi głupio za moje zachowanie.
Weszliśmy
całą trójką do pomieszczenia, tak trójką bo dziewczyny zdążyły już z resztą z wielką ulgą zamknąć się w przydzielonym im pokoju.
- Oh... - Westchnąłem cicho dopiero teraz rozumiejąc o co dokładniej jej chodziło.
W pokoju były dwa małe i oddzielne łóżka, trosze przykurzone i wyglądające na dość sędziwe i jękliwe.
-
Jest dobrze. Dzięki - Uśmiechnął się natychmiast Tanith zwracając do
dziewczyny, na co ona przytaknęła i darząc nas promiennym uśmiechem, w
dodatku zupełnie szczerym znikła za drzwiami, zaraz później słyszałem
jej szybki krok na schodach.
Dopiero gdy usadowiłem się na
jednym z łóżek poczułem znęcenie i ból... Cóż ból pośladków po całym
dniu drogi na wyboistych ścieżkach, podskakując na tyłku i obijając o
boki. Skrzywiłem się na wspomnienie, a może nawet samo wyobrażenie sińców
jakie zdobyłem podczas tej przeprawy.
Opadłem na posłanie z przymkniętymi oczyma. Począłem lekko sapać z rozchylonym ustami.
- Hej, a kto wniesie ze mną kuferki? - Zaczepił mnie Tanith szturchając lekko w ramie. Burknąłem w odpowiedzi z niezadowoleniem.
- A czy to nie może zaczekać? - Wychrypiałem otwierając niepewnie załzawione oczy.
-
No może i tak... - Zastanowił się z poważną miną po czym znów spojrzenie
skierował na mnie z tym swoim uśmieszkiem. Aż mnie dreszcz przeszedł, skądinąd miły.
- Dobrze więc śpioszku. Alee.. Warunek jeden!
Śpimy razem bo nocki zimę, a poza tym już przywykłem i nie lubię odwyków.
To jak? Idziesz na to czy zbierasz tyłeczek... Choć jest to propozycja
nie do odrzucenia, a ja i tak się tu wepcham. - Oznajmił z dumą i nie
czekając aż mój na w pół śpiący umysł przetrawić jego wypowiedz ułożył
się na mnie tuląc mnie bardzo, bardzo mocno. Co cóż... Pobudziło mnie.
- S... Stoi. - Wysapałem tuląc się do jego policzka.
<Tanith? Tyłku ty mój! <3 >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz