Smak ziół przyćmił mnie od razu, sama woń przyprawiała o mdłości,
owszem aromat nie był ani troszkę przyjemny, ale silne otępienie jakie wywoływał zaledwie jeden łyk, a co dopiero dwie pełne flachy tuszował
całą świadomość i doznania bez wyjątku.
Pozostały głupie pomysły czy też nadzieja, że i tym razem uda mi się z tego wydostać.
Zaszedł mnie mrok kompletny mrok, a wraz z nim pojawił się lęk o samotności. O
tym co absurdalne dla kogoś mego pokroju... Czy morderca nie powinien
przebywać sam? Kochać ciszę i miłować każdą chwile samotności? Przecież
sam sprowadzał ubytek na ludność, mógł jedynie obwiniać siebie. Tylko i
wyłącznie, bo na tym to polega.
Normalny człowiek wynajmuje nas, obłąkanych szaleńców, który nurzają się w szkarłacie. Z niewiadomych przyczyn nie tylko po to by uniknąć winy, ale i jakichkolwiek podejrzeń.
Wszyscy
byli mięczakami! Żałowali ludzkiego bytu chodźmy był największą ludzką
kanalią, bali się o sumienie, a cios zadać szło tylko w obronie własnej i
samolubnych celów.
Podeszli by od tak zarzynając gardło
nieznajomemu? Nie... I tu pojawiali się oni wszyscy, mordercy mego
pokroju. Nie o to tu jednak chodziło, mój lęk był inny, nie potrafiłem
go określić, bo przecież przez ten cały czas dążyłem do powrotu.
Ale powrotu nie tylko do domu, ciemnej komnaty, a do czegoś więcej, kogoś więcej.
Choć nie potrafiłem tego przyznać i gdy miałoby mi to przejść przez usta. Pojawiało się tu tyle zaprzeczeń, przeciwwskazań. Wszystko
krążyło wokół jednego... Jashy, której miłość była dla mnie zakazana,
co tylko sam sobie wmawiałem, bo nie chciałem by coś uleczyło truciznę,
która płynie w mych żyłach i drążła przesłaniając to co teraz. Nie,
naprawde nie moge. Nie teraz.
Więc kiedy do cholery! Odpowiedz!
Zawyłem kryjąc się w cieniu, nie chcąc, by przedostał się tu najmniejszy promyk światła.
Były
to jednak tylko rzeczywistymi majakami przerywanymi co jakiś czas cichym
szelestem, nagłym powrotem świadomości. Nie raz czułem ciepło czyjegoś
oddechu, znajomego, ale wciąż nie docierającego do mojego poranionego
umysłu.
Wybudzał mnie nawet plusk wody, to mokre uczucie,
drgawki wywołane nagłym rozgrzaniem, wręcz cała paleta doznań, dreszczy
połączona z przebijającym się dotykiem.
Złapałem za drobną, ciepłą dłoń dziewczyny gdy ta jeździła po moim ciele doszukując się ubytków. Cóż zdaje mi się, że poszukiwania były bezowocne przynajmniej powierzchniowo.
Obraz
pomału przybierał na ostrości, a w twarz buchnęła natychmiastowo para
skotłowana w całym tym pomieszczeniu. Wzdrygnąłem się tuląc do swej
klatki piersiowej mocno trzymaną dłoń, nie protestowała, nawet nie próbowała uwolnić się z uścisku.
- Is... - Zachrypiałem w
ostatnim momencie jednak gryzący się w język i imitując nagły atak kaszlu,
bez powodu, bo przecież nic mi nie dolegało.
Byłem tylko na tyle zmęczony, by być dosłownie o włos zdradzenia tajemnicy, która nigdy nie powinna ujrzeć światła dziennego.
Kretyn, zwykły kretyński kaleka... A w głowie pstro.
-... Żmijko? To ty? Proszę powiedz, że tak... - Jęknąłem próbując wybudzić się z ogólnego odrętwienia.
-
Czyżbym znów gdzieś popadł, a twoja twarzyczka to tylko jeden z tych
niewielu przecudnych majaków tego wieczoru? Właściwie to która godzina? -
Mamrotałem bezsensu, ledwo powstrzymując powieki od ponownego
przymknięcia. Szło doprawdy opornie, a mimo mojego żalu i niezadowolenie,
twarz mojej przesłodkiej dziewczynki nikła w ostrym świetle, które dawało
mi po ślepiach jak jasna cholera.
Jasha nie odpowiedziała
natomiast w odpowiedzi poczułem jej dłonie na mojej twarzy, lekko
smagające moje policzki palce. Długie i przyjemnie chłodne. Dziwne. Chłód
nie powinien sprawiać mi radość jeśli odczuwałem go zawsze, ale teraz
było jakby inaczej... Gadybym tylko jeszcze wiedział jak to opisać.
-
Och słoneczko ty moje. - Szepnąłem opadając całym ciężarem ciała na
jej ramiona ze smętnym westchnieniem.. I tak też odleciałem w dal po
bezkresnych łąkach podświadomości.
Kolejne co przebiło się
przez niekończący się pokaz slajdów i zdarzeń. Wręcz krzyczało
wyciągając w moją stronę dłonie dusząc, ciągnąc jak najbliżej siebie, a
ja z niezadowoleniem stwierdziłem iż nie dane mi jest się uwolnić. Nie
dla mnie spokój, a męczeństwo, widok jej smutnego spojrzenia, przelotny
ból pod dosięgających mnie jednak przedmiotach celowanych w mą stronę z
wyrzutem, który zadawał o wiele efektywniejszy cios.
- Jasha...
Jaszczureczko... - Pragnąłem dodać znacznie więcej w tej wypowiedzi,
chcąc złapać ją w ramiona i pogładzić po jej czarnych falach włosów, które
zawsze zwracały mają uwagę, przelatywały mi przed oczyma, a zaraz
znikały w kompletnym mroku.
Nigdy nie byłem w stanie oszacować
kiedy dokładnie wyskoczy na mnie ta mała jaszczurka wywijając z pasją
swym długim jęzorkiem. Wtopi swe urocze kiełki w moją skórę i oznaczy
tren, zupełnie jakbym przy każdej możliwej okazji rozłąki miał uciec na
zawsze.
Kolejna fala ciemności nadeszła znów szybko, dodając
mi jednak dziwnego zastrzyku energii, zarazem jednak odbierając władze
nad własnym ciałem.
Potrzebowałem asekuracji, z którą uporała
się Jasha z tym, że nie byłem wstanie określić co tak właściwie teraz się
ze mną dzieje. Owszem czułem pod sobą przyjemną w dotyku pościel, nie
tylko jednak to. Znów to dziwne uczucie ciepła, niezidentyfikowane dla
mnie, mimo wszystko jednak znane.
Dotarł do mojego mózgu w
końcu jeden z przewijających mi się przed oczami niezrozumiałych
obrazów. Z początku nie rozumiałem mimo dość oczywistej scenerii,
dopiero w sumie po niejakiej chwili doszło do olśnienia, a ja sam zakrztusiłem się własną śliną. Ojojoj... Nie było dobrze, nie, ani troszkę...
Jęknąłem cicho mając przed sobą ukochaną
przylgniętą do mojego ciała, zresztą zupełnie nagiego jak i ona sama.
Teraz zachodziło pytanie ile w tym znalazło się mej inwencji.
Przeszedł
mnie nagły i całkiem miły dreszcz, z chwili na chwile dziwnie się
potęgujący aż w końcu uderzył całkowicie przyprawiając o ponowne
kompletne odrętwienie.
Czy to znaczy, że właśnie nim się
obejrzałem sięgnąłem spełnienia? Co więcej nawet nie kojarzyłem co i
jak, a... A to już koniec?
Utuliłem mocniej Jashe dając jej
znać, że odzyskałem zdolność trzeźwego myślenia na co ona uniosła rumianą z
podniecenia twarzyczkę wpatrując się we mnie przepięknymi szklistymi
oczyma.
- Hej słodziaku. - Zamruczałem, gładząc ją po policzku,
wiedziałem jednak dobrze, że wie jakie teraz nurtuje mnie pytanie. Co
właściwie zaszło. Choć w sumie mógłbym do takich efektów przywyknąć.
Dość to miłe. Naprawdę!
Jasha nie odpowiedziała tylko
rozmarzonym spojrzeniem wciąż błądziła po moim ciele, chyba wiedziałem o
co jej chodzi. Skoro byłem teraz ja, trzeźwy ja, to czemu by nie spróbować i tak. Odchrząknąłem jednak opierając się policzkiem o jej szyje.
- Prosiłbym jednak o fory dla otępiałego kaleki w
zestawie. - Mój oddech po chwili przyśpieszył gdy Poczułem kiełki
Jaszczureczki na skórze, dokładnie w jednym szczególnym miejscu, z którym
wiązały się dość spore wspomnienia, dość spore bo i w skutkach.
- Agresywna z ciebie dziewuszka. - Zaśmiałem się na co ona warknęła szczerząc się w przecudnych uśmiechu.
-
Nie nazwała bym tego agresją, a pasją. - Stwierdziła niby to obrażona popędzając mnie łapczywym spojrzeniem i ruchami. Niewiele w sumie trzeba było bym zebrał się w sile i przewalił się na nią wpijającym się po
raz kolejny w jej usta. Byłem zroszony potem jak i ona.
Dyszała
w moich objęciach już i tak roztrojona i w każdy możliwy sposób, a ja
miałem definitywnie dokończyć dzieła powoli badając jej ciało, niby
dobrze mi znane, ale wciąż stawiające przed mną nowe wyzwania.
Z
rozkoszą nasłuchiwałem jej jęku gdy powoli wszedłem w nią, gładząc ją
po płaskim brzuszku, piersiach, a wręcz całym ciele, ponownie jak sądzę
po mojej niezwykłej pobudce i łatwości z jaką przyszyło mi się w niej
poruszać. Rozluźniona z nieukrywaną radością uginała się pod mym
ciężarem. Minęło już trochę od kiedy to tak wspaniale czuliśmy się oboje.
Po
raz pierwszy jednak w chyba zupełnej samotność, bez świadków czy po
prostu zimnego trupa darzącego nas spojrzeniem pełnym wyrzutu, bo właśnie bezcześciliśmy jego pościel.
Z satysfakcją leżeliśmy ułożeni w swych ramionach blisko siebie nakryci szczenię kołdrą mimo tego iż sami wręcz parowaliśmy.
- Tęskniłam, bardzo, bardzo. - Szepnęła mi do ucha na co się uśmiechnąłem.
Nie
rozumiałem teraz samego siebie co tak właściwie powstrzymywało mnie od
takich przyjemność, przecież już raz uległem było dobrze. Wręcz kurde
znakomicie!
- Przepraszam. - Odszepnąłem sennie zupełnie zapominając o wszelkich troskach.
- Kocham cię. - Jej słowa zadudniły mi w głowie bo przecież... znaczyły tak wiele.
Ujrzałem
jednak przed oczyma coś czego wolałem teraz nie pamiętać. Od razu jakoś
tak... Zgasłem. Nigdy więcej, przecież... Jak mogłem.
- Tak... Ja też skarbeńku i proszę tym razem daj mi spokojnie zasnąć.
<Jasha?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz