niedziela, 19 października 2014

Od Carrcka (do Tanith'a)

Błądziłem po pomieszczeniu wzrokiem, obraz jednak był niedokładny, rozmazany, a oczy dawały o sobie znać piekąc nieznośnie za każdym razem gdy były zbyt długo ich nie przymknąłem. Obserwacje przerywały mi więc co chwile ciemność, które zaraz potem znikały ustępując miejsca rażącego mnie światła. Niesamowicie jasnego i doprowadzającego do szału, byłem jednak zbyt przygnębiony by ruszyć się z miejsca na drugi koniec pomieszczenia gdzie panował sprzyjający mojemu samopoczuciu mrok. Zapłakałem.
Zacisnąłem z jękiem powieki czując jak po policzkach spływają mi łzy, otarłem je szybko po czym szybkim ruchem wlałem w siebie kolejny łyk. 
- Co ja robię? - Jęknąłem przeciągając dokładnie każde słowo i powijając nogi pod brodę opadłem na prawy bok ze słabym, wręcz obojętnym stęknięciem, nasłuchując uderzeń powoli toczącego się kubeczka, który znajdował się zaledwie parę centymetrów ode mnie. Pochwyciłem go leniwie w dłoń i przycisnąłem do siebie. Począłem się ostatecznie najzwyczajniej w świecie tępo gapić w podłogę... Bez końca i jakiegokolwiek pojęcia co właściwie zrobić ze sobą dalej. 
Co jakiś czas przełykałem mdławą ślinę to znów rozdziawiając lekko usta, czekając na pretekst choćby zwiórzałego języka, by znów umoczyć się w trunku które praktycznie straciło już swój jakikolwiek wcześniej posiadany smak. Pociągając nosem skryłem czerwoną, zupełnie rozgrzaną twarz w rękach, trzęsąc się zaszlochałem. Było niby zimno jak to przystało na górski klimat, mi natomiast było ciepło, dokuczliwe ciepło.

Ocknąłem się czując opiętą skórę na spierzchniętych, popękanych wargach. Oblizałem je równie szorstkim językiem w nadziei, że jednak wykrzesze z siebie choć krztynę śliny, niestety, ale zrezygnowany mogłem jedynie na nowo zamknąć oczy i nie mając siły by choć złapać oddech czekać na to co ma być nieuniknione.
Nagle jednak obraz przede mną się wyostrzył, a ja ujrzałem parę dość ciężkich buciorów, bogatych w zbiorowisko błota i pojedynczych... Różności ? Czyżby umierającym było już tak wszystko jedno, że zajmowali się takimi szczegółami? Och! Doprawdy! Jęknąłem chcąc się podnieść, wyszło to jednak z dość mizernym efektem.. Opadłem z powrotem na zimną drewnianą podłogę, która skrzypiała przy każdym moim najmniejszym ruchu.
Spojrzałem mimowolnie w górę na mojego towarzysza. Ukazał mi się rudy pan, bardzo przystojny rudy pan... Zrobiło mi się jeszcze bardziej gorąco o ile to w ogóle możliwe.
- Czyżbym już umarł? - Stęknąłem zakrywając oczy od światłością jaka roztaczał się nad czupryną owego jegomościa. W odpowiedzi usłyszałem rozbawione jakby kasłanie, stłumione.. Czymś, dłonią? Tak ten aniołek się śmiał... Ze mnie? Czyżbym się nie nadawał do dzielenia razem z nim obłoczków nieba? Ukłuł mnie niesamowity żal nieznanego mi pochodzenia.
- Co cię tak bawi aniele? - Wycharczałem na co ten rykną, a ja poczułem łupanie w piersi, zdecydowanie poruszył moje serce do niemożliwego tępa. Niesamowite.
- A ty co żeś pił? - Wystękał w końcu opadając obok mnie ciężko jednocześnie coś pakując do ust. Zaciekawiony tym obiektem wczołgałem się na jego kolana wtulając w nie policzek, był taki przyjemny... Gdy poczułem jego woń uświadomiłem sobie, że nie powinienem mieć wątpliwość co do tego, że był aniołem. Nie byle jaki, bo moim, jedynym w swym rodzaju.
Dysząc ułożyłam się na nim sprawiając i tym samym, że przygnieciony moim ciężarem runął na podłogę. A ja rozkoszowałem się ciepłem jego obecności, które sprawiało naprawdę, że płonąłem żywym ogniem.
- Nie mam pojęcia, ale było to znakomite. - Wymruczałem wtulając się w jego tors. Nie miałem zamiaru ustąpić, chciałem się wsłuchać w jego serce i zrównać swój oddech z jego.
- Och... No pięknie, mam tego też żywy dowód, a dasz spróbować piesku? - Spytał jakby próbując uciec. Podniosłem na to lekko głowę, faktycznie próbował wstać, a mnie nie przypadło to do gustu i warknąłem tak też wyrażając swą opinie w tym temacie.
W dłoni jego dojrzałem ciasteczko, mój umysł może i był zdecydowanie bardziej otępiały, ale teraz zadziwiająco działał wręcz na pełnych obrotach. 
Złapałem kruche ciasto w zęby i pociągnąłem nie zważając na to, że ślinie mu również palce.
- A co powiesz na wymianę? Inaczej się nie zgodzę ! - Warknąłem rozluźniające szczękę, a zamiast tego zamykając usta na ciastku które w magiczny sposób od razu zostało rozluźnione w uścisku. Nie żałowałam nawet okruchów na płacach Tanith'a.
Usiadłem na nim mówiąc wyraźne nie, co do tematu jego samo obsługi i podałem mu świeżo nalanego trunku. 
- Smacznego - Uśmiechnąłem się promienie pozwalając mu usiąść.
- I jak? - Poprawiłem się na miejscu wyczekując relacji. Ten się zakrztusił.
- No dobre dobre.... - Zaśmiał się ale coraz to bardziej niepewnie. Znów ułożyłam się na nim, gładząc po napiętych brzuszku i z rozbawieniem przypatrywałem jego minie.
- Coś nie tak? - Jęknąłem ze smutkiem dociskając mocniej miejsce, które już od dłuższego czasu nie dawało mi spokoju, zdecydowanie tam było najcieplej, a to wręcz mnie torturowało, ledwo powstrzymywałem się od jęku.
- Ależ skąd. - Odpowiedział natychmiast patrząc w bok. Zaśmiałem się ta reakcja przypomniała mi pewne zdarzenie... Nigdy bym go nie przypuszczał wspomnieć w takiej chwili a jednak. Zobaczyłem przed sobą mojego starszego brata, Manusa i moją siostrę, trzymali się za ręce, mocno, z tym, że dziewczyna dociskała sobie jego do bioder.
- Gdzieś się tego nauczyła? - Pisnął nagle chłopak czerwony na twarzy. Na dziewczyna postawiła krok do tyłu ciągnąć go za sobą.
- Mama kiedyś zabrała mnie do miejsca gdzie tak robią... No i te obrazy... - Rozmarzyła się mała rozglądając się dookoła i nagle opadając Manusowi w ramionach wyginając się niemożliwe i prawie dotykając główką podłogi.
- Byłabyś świetną tancerką... - Bąknął szybko zaraz przyciągając ja do siebie.
- Tylko proszę miej na względzie swe zdrowie siostrzyczko. 
- Ach ty! - Pisnęła Mor waląc go lekko po klatce piersiowej.
- Może i jesteś starszy, ale nie mów mi co mam robić. Poza tym.... Kobiety są mądrzejsze! - Wybuchła zadzierając nosek do góry, Manus się zaśmiał ze złowieszczą miną i nim dziewczynka zdążyła uciec on ją ujął ponownie i począł łaskotać.
- Mam cie! 
Zachichotałem dysząc w koszule Tanith'a.
- Wiesz... Przypominasz mi kogoś... Mojego brata Manusa.

<Tanith? Mogeee leżeć tak dalej? Mój anieleee? *^*>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz