Przyznam, że kiedy Carrick wspomniał o bracie, a jeszcze w kontekście mniemanych podobieństw między mną, a nim, to lekko się wzdrygnąłem. Słysząc jednak imię "Manus", westchnąłem z ulgą.
- A to dobrze, czy źle? - spytałem, znów upijając solidny łyk alkoholu, którym poczęstował mnie Carrick. Trunek był mocny jak diabli. Nic dziwnego, że chłopak miał po nim jakieś zwidy. Na samą myśl, że nazwał mnie aniołem odruchowo się uśmiechałem.
- Dobrze - stwierdził z uśmiechem. - Manus był kochany, dbał o nas, bronił nas...
No i Carrick umilkł. Pociągnął nosem i mocniej się we mnie wtulił.
- Hej, hej - pogłaskałem go po głowie i objąłem. - Nie płacz mi tu...
- Tanith... - wychlipał znów, siąpiąc nosem. - Czy ty się na mnie dalej gniewasz? Za to... za to co zrobiłem? Ja przepraszam!
No i rozpłakał się na dobre.
Mocno go do siebie przytuliłem i ciężko westchnąłem.
- Wszystko już dobrze. Nie gniewam się. Byłem nieco zły... ale już jest dobrze. Słyszysz? - uniosłem jego buźkę, tak, żeby spojrzał mi w oczy. - Słyszysz mnie?
- T-tak - wychrypiał i przetarł łapką popuchnięte oczy, ale ciężkie łzy dalej moczyły mi koszulę.
- No już, już, nie płacz proszę, bo czuje się okropnie i też będę miał zaraz oczy w mokrym miejscu. Dwóch płaczących facetów to już naprawdę przesada - jęknąłem.
Carrick znów pociągnął nosem, ale jakoś powstrzymał potok łez.
- Naprawdę się już nie złościsz? - zapytał, zerkając na mnie z minką zbitego szczenięcia.
- Naprawdę - powiedziałem pewnie i pogłaskałem go po policzku. - Byłem zły... choć bardziej chyba zszokowany - wyjaśniłem. - Po prostu... nie byłem na to przygotowany... Ale teraz wszystko już jest dobrze. Nie ma się czym martwić.
Wypiłem duszkiem zawartość kubka, skrzywiłem się i otrząsnąłem.
- Ileś ty tego wypił? - spytałem, sięgając po butelkę, w której zostało ledwie co na dnie.
- Nie wiem... Straciłem rachubę - wybełkotał.
Widać, że był senny, bo przylepił się do mojej klatki piersiowej jak do poduchy, a oczy miał półprzymknięte.
- Chodź, przeniesiemy się na łóżko - uniosłem się mimo jego niezadowolenia i pomogłem mu wstać, co łatwe nie było, bo nogi mu się rozjeżdżały. W końcu jednak uniosłem go na ręce i posadziłem na łóżko. Zabrałem się za rozsupływanie wstążek.
- Jak tyś to w ogóle założył? - jęknąłem, bo moje place niezbyt dobrze radziły sobie z małymi supełkami.
- Mama to na mnie wcisnęła - wyszeptał i poczerwieniał po twarzy jeszcze bardziej. Zgarbiony i czerwony po buzi wyglądał jak obraz rozpaczy i po prostu serce mi się krajało na ten widok.
- Dam ci radę. Jak następnym razem Kerenza będzie chciała dobierać ci garderobę, to wiej co sił w nogach, a ja cię jakoś obronię - zaśmiałem się i zakrzyczałem triumfalnie, bo wreszcie mi się udało i Carrick wreszcie był wolny.
Ułożyłem się obok nagiego chłopaka, a on od razu przylgnął do mnie mocno. Poczułem jego dłonie pod koszulą i nie tylko to. Gdy przycisnął krocze do mojego biodra coś zaczęło mnie solidnie uwierać. Zaśmiałem się na to, a on tylko schował przede mną twarzyczkę i zadrżał.
- No już, nie chowaj mi się tak - szybko odnalazłem jego usta.
Nie mogłem uwierzyć, jaki był rozpalony. wystarczyło, że głęboko go pocałowałem, a on już słodko pojękiwał i drżał cały.
- Nie wiem co ten alkohol z tobą zrobił, ale mi się podoba - wyszeptałem mu od ucha.
- Tanith... - wysapał, gdy moje dłonie zaczęły błądzić po jego ciele.
- Coś nie tak? - spytałem, nie wiedząc, czy chce tego... Mnie, teraz.
- Nie zostawisz mnie, prawda? - spytał, wpatrując mi się w oczy.
- Pewnie, że nie - uśmiechnąłem się do niego. - Przecież mówiłem, że bardzo cię lubię. Bardzo, bardzo...
Znów go pocałowałem. Po chwili i moje ubrania powędrowały na stos przy łóżku, a my kochaliśmy się mocno.
Carrick spał już. Usteczka miał lekko rozchylone, a buzie wciąż rosił mu pot. Wyglądał znów jak bezbronny chłopiec. Słodki, niewinny, a przecież silny. Mocniej okryłem nas grubym kocem i przytuliłem chłopaka.
- Kocham cię, słodziaku - wyszeptałem bardzo cicho. Samo to, że powiedziałem to na głos było... dziwne dla mnie.
Zamknąłem oczy i również zasnąłem.
<Carrcio? Jak tam pobudka? *.*>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz