sobota, 25 października 2014

Od Say'Jo (do Abyss)

Byłam zagubiona, wystraszona i sama nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić. Na dodatek moje moce szalały. wizje wróciły, owszem, ale były chaotyczne i jakieś jaskrawe, pokazywały tylko urywki, tak jak było z tym potknięciem Abyss. Widziałam jak upada, a sam upadek wydawał mi się jakiś długi, nie wspomnę o ciemności, która otaczała dziewczynę. A przecież to okazało się tylko małe potknięcie. Takie małe, mało istotne coś, a sprawiło, że chciałam wziąć Aby i nigdy już jej nie wypuścić. To było dziwne, to jak jej chciałam, pragnęłam, jak była mi potrzebna, do wszystkiego, nawet do tego, żebym mogła swobodnie oddychać.
Poczułam jak woda w wannie się znów unosi, a moich uszy doszedł chlupot. Aby znów siedziała w wannie, przede mną, czułam ją.
- Czy możemy w końcu się wysuszyć i wpakować cię do łóżka? Skąd ten nagły zastrzyk energii? -spytała, a ja siedziałam dalej cicho, zawstydzona własnym zachowaniem. Ze zgrozą zdałam sobie sprawę z tego, że zachowałam się jak Uri'An. Tak zwyczajnie pociągnęłam ją za sobą, nie zważając na to, czy ona tego chce, nie słuchając co mówi...
- Przepraszam - powiedziałam, zgaszonym głosem. - Tak, już wychodzę...
Ostrożnie chwyciłam się rogu wanny i wstałam na równe nogi. Aby oczywiście przyszła mi z pomocą, podając mi rękę i prowadząc tak, żebym nie pośliznęła się na kałuży, która się przeze mnie zrobiła w łazience. Było mi głupio. Chciałam jej pomóc, a przynajmniej sądziłam, że z takim właśnie zamiarem tu przychodzę, a okazało się, że tylko narobiłam jej kłopotów. Czasami czułam się jak dziecko, którym każdy musi się przejmować i opiekować. No i tak było. Wiedziałam, że nie dałabym sobie rady sama. Nawet dotarcie tutaj kosztowało mnie spory zestaw sińców i skaleczeń, które dawały o sobie znać, a przecież posiłkowałam się przy tym wizjami. Gdybym ich nie miała, nie mogłabym zrobić zupełni nic.
Abyss wytarła mnie puchatym ręcznikiem i zaprowadziła do sypialni. Tam posłusznie usiadłam na łóżku. Po chwili blondynka ubrała mnie w długą koszulkę.
- Bardzo cię boli? - spytała dotykając mojej kostki, w która się solidnie uderzyłam. Czułem jak pulsuje nieprzyjemnie. Miałam wrażenie, że wykwitł tam już solidny siniec. Nie tylko tam z resztą.
- To nic takiego. Przejdzie mi - powiedziałam, uśmiechając się blado.
- Say...
- To naprawdę nic wielkiego. Jak się nie widzi, to czasami idzie się solidnie poobijać. Jako dziecko ciągle miałam potłuczone kolana, łokcie, piszczele. Raz przyrżnęłam głową w stolik... - skrzywiłam się na to wspomnienie i odruchowo dotknęłam niedużej, ledwie już widocznej blizny na linii włosów. - Straciłam wtedy przytomność. Moja mama myślała, że się zabiłam.
Zaśmiałam się gorzko. 
- Gdyby cię bardziej bolało, to mi powiedz, dobrze? - Abyss pogłaskała mnie po policzku.
- Dobrze - wyszeptałam, ziewając przy tym.
- Połóż się, ja za chwilkę wracam - powiedziała i pomogła mi wgramolić się pod nakrycie.
Nie pamiętam, kiedy ostatnio byłam tak zmęczona. Kładąc głowę na poduszce jęknęłam cicho, bo poczułam każdy stłuczony mięsień i naciągnięte ścięgno. Powieki ciążyły mi niesamowicie, a chciałam jeszcze poczekać na Aby. Chciałam jej podziękować, że tyle dla mnie robi... i może jeszcze powiedzieć, że jest dla mnie... kimś wyjątkowym. Tylko pościel była taka cieplutka....
Opadłam w sen...

<Abyss? No i masz śpiocha ;)>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz