środa, 11 lutego 2015

Od Wielkiego Mędrca (do Manusa)

Znałem Manusa, ze wspomnień Tanitha, ale teraz o dziwo nie było w nim nic z tego co pamiętałem. Miałem z resztą taki mętlik w głowie, że niczego nie byłem pewien. 
- Tak... pamiętam jak ja się denerwowałem gdy się oświadczyłem... - zaśmiałem się na to wspomnienie, choć w gruncie rzeczy nie powinno być dla mnie śmieszne. Byłem wtedy ciężko chory... umierający. A mimo to stres związany z tym, czy Yullen się zgodzi i będzie ze mną, jako moja żona ten pozostały mi czas, zżerał mnie straszliwie i przyćmiewał wszystko inne.
- Oświadczyłeś się? No gratulacje. I jak? To była ta z wczoraj? - dopytywał Manus.
- N-nie... To akurat było już dawno... A ona... jej już nie ma - wyszeptałem.
Nastała chwila ciszy... Ciężkiej, pełnej wspomnień.
- Ta kobieta... Opowiesz mi o niej? - Manus spojrzał na mnie z zainteresowaniem.
- Jest... niezwykła... - wyjaśniłem. 
O ironio... Rozmawiam z synem kobiety, która zaprzątała obecnie moje myśli i to o niej, a raczej o nocy, którą z nią spędziłem. Los ma niezwykłe poczucie humoru... A bogowie jeszcze większy. 
- Ładna? - padło pytanie.
- Śliczna... - odpowiedziałem odruchowo uśmiechając się i czerwieniąc na wspomnienie prężnego, mocnego ciała Kerenzy w moich objęciach. 
- Jakaś młódka?
- N-nie.. ona... ma już dorosłe dzieci... - rzuciłem, zdając sobie sprawę jak to musiało wyglądać. 
Wyglądałem teraz przecież na osiemnastolatka...
- Uuu.... Czyli doświadczona... - zachichotał mężczyzna.
- T-tak... 
Jęknąłem i potarłem twarz dłońmi.
- Niektóre kobiety umieją zawrócić w głowie... - stwierdził Manus znowu przebierając nerwowo nogami.
- I to jeszcze jak...
- Dobrze ci było? - zapytał nagle mój rozmówca.
- Tak... - odpowiedziałem znów odruchowo.
- A jej?
- Też.. To znaczy tak sądzę...
- No to wszystko jest dobrze.
- Ale... To nie powinno się stać... - zaprzeczałem, kręcąc głową energicznie.
- Ale się stało. Posłuchaj, dwoje dorosłych ludzi, co z tego, że chcecie się sobą... choćby cieszyć? Skoro oboje macie z tego   choć chwilę radości? - spytał.
Czułem, że w tym co mówi jest sporo racji, tylko, że nie całkiem... Nie dla mnie.
- Ona... wiele o mnie nie wie... I ne chcę jej sprawić zawodu... nie chcę jej skrzywdzić, ale nawet nie wiem jak się przy niej zachować... Poza tym... 
- Żyjesz wciąż przeszłością... - dokończył za mnie, co zaskoczyło mnie. - No nie patrz tak na mnie. Znam to i widzę. Ta dziewczyna, której, jak sam powiedziałeś, już nie ma... Ona dalej jest dla ciebie ważna. Dlatego nie chcesz dopuścić do siebie nikogo innego.
- Być może... - wyjąkałem.
Manus trafił chyba tak celnie, jak tylko mógł. 
- Wierz mi. Nie można żyć przeszłością, to człowieka niszczy. Wiem to z doświadczenia... Sięgaj po swoje chwile radości, bo inaczej będziesz wiecznie się bać, że ci uciekną. Ja wreszcie zdobyłem się na odwagę. Też spróbuj.. Póki co nie wiem czy polecam, bo nie mam pewności, czy moja Jaszczureczka powie "tak", czy urwie mi głowę i zmaceruje w jakimś słoju... - uśmiechnął się blado.
- Czuję, że będzie dobrze... - pocieszyłem.
- Optymizm, co? Przyda ci się z twoją tygrysicą - puścił do mnie oczko.
Siedzieliśmy chwilę razem, w milczeniu, al w znacznie lepszych nastrojach. Było mi nieco lżej... Chyba jednak każdy potrzebuje czasem kompana do rozmowy. Nawet jeśli sytuacja była tak dziwna jak teraz...
- Dziękuję - uśmiechnąłem sę do Manusa, choć nadal chyba dość blado.
- Nie ma za co.. I wzajemnie... No... To ja chyba będę musiał zmierzyć się ze swoimi demonami, a raczej demonicami, ty też zmykaj. I nie martw się tyle - poradził, wstając i nim się obejrzałem pognał gdzieś.
Westchnąłem jeszcze raz, zastanawiając się przez chwilę nad tym czy naprawdę byłem w stanie zostawić za sobą przeszłość. Doszedłem do wniosku, że raczej nie. Byłem coś winny Yullen, musiałem jakoś ją uwolnić, tylko, że... Chyba faktycznie powinienem też żyć. Po prostu żyć swoim własnym życiem, tak jak Tanith żył swoim.
Wstałem i ruszyłem do swojego domu. Wszedłem do środka. Kerenza siedziała przy palenisku, zastygła jakby w połowie ubierania się. Głowę miała spuszczoną, ramiona jakby zgarbione. Była... smutna.
- Hej... - powiedziałem, podchodząc i siadając za nią.
Położyłem delikatnie dłoń na jej nagim ramieniu.
- Wróciłeś... - wyszeptała i uśmiechnęła się do mnie, choć jakby niepewnie.
- Tak... Musiałem tylko... Pomyśleć - wyjaśniłem.
- I..?
- I cieszę się, że na mnie poczekałaś... I, że cię spotkałem.
Kobieta obróciła się całkiem w moją stronę i zarzuciła mi ręce na szyję. Przytuliłem ją do siebie. Mocno, pewnie i bez wyrzutów sumienia. Faktem było, że z czasem miałem jej wiele powiedzieć i... nie miałem pojęcia jak ona na to zareaguje, ale to była jeszcze przyszłość, a póki co mieliśmy po prostu... dawać sobie przyjemność. Cokolwiek miałoby to znaczyć.
- Muszę wracać do domu. Będą się martwić - rzuciła Kerenza, choć oczy skrzyły jej pożądaniem, a pierś unosiła się szybko.
- Tak. Sądzę, że inni mogą się martwić, no i maluchy pewnie tęsknią - przyznałem.
- Kiriliel... Czy tobie przeszkadza to, że jestem od ciebie starsza? Że mam dzieci? - spytała, spoglądając mi w oczy. Chciała szczerości.
- Nie. To akurat jest wspaniałe i nie odstrasza mnie w żadnym razie. Posiadanie rodziny to coś pięknego... A ty jesteś śliczną, silną kobietą. Tylko, że... Nie sądziłem, że spotkam kogoś, kto będzie w ten sposób częścią mojego życia.
Kerenza zaśmiała się i mocniej przycisnęła jędrny, spory biust do mojej klatki piersiowej.
- Ja też nie... Ale się stało... I bardzo mi z tym dobrze - wymruczała, a jej dłoń powędrowała do mojego krocza.
Od razu poczułem jak moje policzki zaczynają piec.
- Uwielbiam gdy się rumienisz. Wyglądasz wtedy przesłodko.... Aż od razu mam ochotę się do ciebie dobrać... - oznajmiła.
Przełknąłem głośno, starając się uspokoić łomoczące serce i opanować gorąco na policzkach.
- T-to... - nie zdążyłem powiedzieć nic więcej, bo przeszkodziły mi w tym usta Kerenzy, żarliwie wpijające się w moje.
- Muszę iść - powiedziała, szybko wstając i zostawiając mnie na podłodze, czerwonego i zdezorientowanego. - Odprowadzisz mnie?
- T-tak... oczywiście... - rzuciłem, zbierając się i razem wyszliśmy.


<Manus? Jak tam oświadczyny? Carri? Dotarliśmy bezpiecznie? I co ty na to, e znów mnie widzisz? ^.^>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz