piątek, 8 sierpnia 2014

Od Asheroth'a (do Quith'a)

Kończyłem właśnie butelkę i sięgałem po kolejną, gdy usłyszałem kroki. Ciche, wyważone, ostrożne. Nie dlatego, że ten kto szedł skradał się, to było naturalne. Przychodziło jak oddychanie. Stąpaj cicho, zaskocz innych, by ciebie nie zaskoczono, tego uczyli nas nasi ojcowie.
Nie poruszyłem się, wiedziałem kto idzie i wiedziałem, że nie muszę się obawiać.
- A ty znów chlejesz bez nas? - zapytał głos, który uwielbiał mnie irytować.
Kyth wszedł do mojego salonu jak do siebie i usiadł na obszernej sofie, wyciągając się wygodnie. Tuż za nim szedł Rithian, który oparł się o regał i zaczął wzrokiem wertować księgi.Oboje byli moimi przyjaciółmi, osobami, które szanowałem i oboje byli z krwi Czarnych. Byli mymi braćmi w niejednym boju.
- Nie ładnie tak pić samemu - burknął Kyth i wyciągnął rękę po butelkę.
- Wina ci brakło? - spytałem.
- Nie, ale tutejszy bóg każe się dzielić. Taki obyczaj, a obyczajów się przestrzega - usłyszałem w odpowiedzi.
- Tak, dzielenie się wszystkim - Rithian oblizał usta  - to dlatego Himira tak chętnie dzieli się ze mną swoimi... niewątpliwymi talentami.
- Ciekawe czy jej mąż o tym wie - zaśmiałem się. 
- Bóg każe się dzielić! Nie było wzmianki, że żoną nie....
- Jak dobrze, że to nie nasz bóg - wyjąłem butelkę z rąk Kyth'a.
- A jak tam twój dzieciak? Prawda to, że ma się zgłosić na wezwanie?
- Owszem. 
- Sądzisz, ze to dobry pomysł? Nie, żebym w jakikolwiek sposób ci ubliżał, ale twój dzieciak to.. porażka - Rithian odłożył książkę, którą pobieżnie przejrzał i usiadł na sofie.
- Wychowam go na mężczyznę.
- Gdy ostatnio sprawdzałem nie miałeś zadatków na cudotwórcę, czyżby się coś zmieniło? - Kyth szczerzył się, znów biorąc butelkę.
- Pomoże królowi, albo zginie próbując - oznajmiłem.
- Raczej to drugie... A mówiłem, że z Quarriańskiej kurwy nic dobrego nie wyjdzie. Nie słuchałeś. Z resztą do słuchanie potrzebne jest myślenie, a ciężko myśleć z nosem przy piczce. - Rithian ryknął śmiechem, słysząc Kyth'a.
Sapnąłem gniewnie. Wezwałem służącą i kazałem przynieść więcej alkoholu. Miała także podać nam obiad. 
- Quith zje z nami - powiedziałem, gdy zapytała czy zanieść dzieciakowi jego porcję.
Służka skinęła głową i wyszła. Wkrótce podano do stołu. Na szerokich półmiskach leżało pocięte w plastry, surowe mięso. Baranina i dziczyzna.

<Synku, na obiadek przyjdź ;) >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz