niedziela, 28 września 2014

Od Tanith'a (do Carricka)

Spojrzałam na Carricka, który założył na siebie gorsecik w fikuśne wzorki. Na dodatek nieco krzywo zapiał haftki, przez co ubranie leżało nieco nie tak, jak powinno. Pomijam już oczywiście brak piersi, które wypełniłyby górę stroju, i wcięcia w talii. Góra ubioru oczywiście ostro kontrastowała z brązowymi, nieco podniszczonymi, spodniami ze skóry. Nie mówiąc już oczywiście o przystojnej, ale jednak męskiej buźce chłopaka, włosach w nieładzie, który szczerze mi się podobał no i licznych bliznach. Tak, kolorowy ciuszek pasował do nieco... dobrze, nie pasował, ale Carrick i tak wyglądał w nim jakoś... uroczo. Głupio, zabawnie, ale słodko.
- Ślicznie. Aż bym cię schrupał. Idealnie ci pasuje - zaśmiałem się, czego od razu pożałowałem, bo zmaltretowane płuca przypomniały o tym, że jeszcze do niedawna nie były zdatne do użytku. 
Zakrztusiłem się.
- Tanith... wszystko dobrze? - spytał Carrick, w mig znajdując się przy mnie.
- Tak, tak... - powiedziałem i wziąłem kilka głębszych wdechów. - Nie musisz się tak nade mną trząść - burknąłem, gdy poprawił mi poduchę i nakrył mnie szczelniej. Dalej byłem obolały, słaby i dygotałem z zimna, choć już nieco mniej. Dlaczego ja nie mam do diaska takich zdolności regeneracyjnych jak staruszek? On pewnie już zdołał się jako tako pozbierać i nie leży jak te zwłoki...
- Musisz odpoczywać - zganił mnie mój kochane, kiedy chciałem usiąść.
- Mam już dość leżenia! - ryknąłem, co zbyt mądre znów nie było. W gardle mnie zapiekło jak diabli, a łeb chciał mi pęknąć na pół. To było gorsze od najgorszego kaca, jakiego w życiu miałem, a trochę tego było. 
Carrick spojrzał na mnie wielgachnymi oczami. Nie wiem czy się mnie wystraszył, czy tego, że już mi odwala, a może zwyczajnie się martwił, bojąc, że coś wywinę...
- Nie cierpię tak leżeć... - jęknąłem żałośnie po chwili. - A ty... ty jeszcze robisz te wszystkie rzeczy...
- Jakie rzeczy? - zdziwił się.
- Przebierasz się, liżesz mnie, dotykasz, podniecasz! A ja nie mam nawet siły się do ciebie dobrać! To jakieś tortury... - nawet nie wiecie jak mówienie może zmęczyć. Mnie właśnie zmęczyło i to strasznie. 
Znów osunąłem się na poduchę.
- Mam dość.... Ja chcę już być normalny, zdrowy... To okropne tak leżeć... - miałem coś jeszcze powiedzieć, ale przeszkodził mi kolejny napad kaszlu. Na całe szczęście tym razem nie zacząłem pluć krwią, bo nie zniósłbym chyba tego obrzydlistwa.
- Przepraszam... - wymamrotał Carrick ze zwieszoną głową.
- Oj... to nie twoja wina... - jęknąłem i jak umiałem najmocniej, przyciągnąłem go do siebie.
Chłopak wtulił buzię w moją szyję, a ja zacząłem go głaskać po włosach.
- Wiem, że chcesz mi pomóc... Jakoś wyżyję... Prześpię się trochę, odpocznę i na pewno mi się poprawi... Mam nadzieję, bo nie uśmiecha mi się przeleżeć do góry zadkiem moich urodzin...
- Urodzin? - Carri uniósł się ożywiony.
- Tak, jutro mam urodziny, w same Różane Świątki...  - burknąłem. Jakoś średnio przepadałem za tym świętem, a  za swoimi urodzinami to już całkiem, ale cóż tam. 

<Carrick?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz