niedziela, 12 października 2014

Od Carrica (do Thanith'a)

Nie przejąłem się zbytnio tym, że matka weszła do chaty w dodatku widząc Tanith'a w całej okazałości, licząc w to fakt iż dziwnie błądziła wzrokiem po jego męskości.
Ukłuło mnie jednak dość boleśnie jej stwierdzenie, że jestem słaby... Wiem, doskonale rozumiem, że była to jedynie zaczepna uwaga. Ale. Głupia duma wojowniczej rasy, która nawet niechętnie pozwalała sobie nadepnąć na odcisk. Przecież to prawda, zwykłem ulegać i nie stawiać oporu, wręcz nie pisnąć... Choć niektórych jęków nie byłby w stanie nikt powstrzymać. Tym bardziej gdy i ta druga osoba cię podnieca, w innych sytuacjach mogą być to choćby okrzyki bólu... Obojętności? Tak zdecydowanie, wcześniej czułem się jak przedmiot zabawy, uciechą dla niewyżytego, napakowanego aż nadto jak na swój wiek chłopaka. 
Przypatrywałem się jak zahipnotyzowany w tyłek rudzielca, wygodnie ułożony i szczelnie opatulony pościelą. Co prawda byłem cały obolały, ale nie to teraz zawracało mi łebek.
Wsłuchiwałem się też czujnie w rozmowę, która prowadziła moja matka. 
Tanith szczebiotał nad Irulaną, nic niespotykanego jeśli naprawdę brać pod uwagę jego gorzki sekrecik mało by go kiedykolwiek interesowało czyje dziecko trzyma. Miało to taką tylko symbolikę, że nieważne jakie, czy jaszczurze czy ludzkie, to dziecko, któremu przysługuje obrona. Wyglądało na to, że wszyscy do siebie pałają sympatią, powinienem się cieszyć, ale czułem się naprawdę niepewnie. Może i  miałem racje w końcu sytuacja była adekwatna do takich uczuć.
- No, a czy takie zakochane chłopaki jak wy planują coś większego?.. Tak na przyszłość? - Wypaliła nagle matka patrząc wyczekująco na krztuszącego się właśnie powietrzem i być może przypadkowym okruszkiem ciastka Tanith'a.
- To znaczy? - Wychrypiał czerpiąc głośno, a zarazem o wiele spokojniej powietrze. Jego spojrzenie na kobietę było przepełnione nadzieją że jednak się przesłyszał... Jaki był jego ból gdy dojrzał na twarzy mojej matki niezłomny, drążące temat i nieustępliwości oczekujący odpowiedzi uśmiech. Posmutniałem, oczywiście byłem zdziwiony jak w ogóle można brać coś takiego pod uwagę, ale.. No może nawet aż wstyd myśleć. Naciągnąłem na łebek kołdrę sapiąc i próbując odciąć się umysłem od tego co się działo.
Usłyszenie jego zdania jednak zbyt mnie kusiło, wręcz trawiło.
Tanith zawahał się kręcąc niespokojnie w fotelu, nie spojrzał nawet w moją stronę, sam próbował coś wydukać, a ja bałem się tego efektów.
 - Emmm... No... Wiesz ja nie myślałem o... To znaczy kiedyś owszem, ale... Duszno tu, nie? To ja ten... Wyjdę powietrza zaczerpnąć. - Wybełkotał, ale ja widząc malujący się wyraz na twarzy mojej matki wiedziałem, że nie pójdzie tu tak łatwo i nawet jeśli teraz wypuści swoją ofiarę z objęć to prędzej czy później zaatakuje ponownie.
Tak, jej oczy choć wciąż życzliwe i pełne niewinności drążyły niczym ślepia węża. 
Zamrugała jednak i znów się uśmiechnęła.
- Cóż może i racja przyda ci się świeże powietrze. - Westchnęła, a ja w tym momencie przestałem się interesować dobrze znając resztę scenariusza.
W sumie szkoda, że nie zdążyliśmy sobie poleżeć. Westchnąłem smętnie próbując się wyzwolić z transu.. Stało się to niestety dopiero gdy obiekt moich zainteresowań z niewyjaśnionych mi przyczyn znalazł się z gracją za uchylonymi drzwiami i kroczył skocznie w stronę miasta.
- Co się... - Wymsknęło mi się gdy szybko się poderwałem, to był błąd bo moje jedyne skąpe okrycie niebezpiecznie zjechało, zakrywając już tylko zaledwie fragment bioder i mój sam czuły punkt. Wzdrygnąłem się nie tylko z powodu tego niezręcznego położenia, czy zimna, które owiało moją rozgrzaną skórę. Ale dlatego, że pojawiła się przede mną matka.
- Co się stało synku? Wstydzisz się własnej mamy? - Zaszczebiotała słodko i żartobliwie przytaknęła głową z dezaprobatą po czym bez ostrzeżenia zarwała ze mnie, mocnym, pewnym ruchem, pościel. Jęknąłem zwijając się przed nią w kulkę i dygocąc.
Poczułem jak siada obok mnie na materacu, głaszcze po głowie.
- Spokojnie, przecież jestem twoją mamą. - Grymas serdeczności nie schodził jej z twarzy.
Przyciągnęła mnie do siebie obejmując, nie przestając też gładzić, jej wolna dłoń jednak niepokojąco błądziła gdzieś poza zasięgiem mojej czujności, mamionej ciepłem jakie wytwarzało miłe uczucie bliskości z kimś kogo znałeś dobrze od samego dla ciebie początku.
- Jestem też dumna... Wyrosłeś na porządnego chłopca. - Wzdrygnąłem się dopiero teraz zauważając gdzie drażni mnie palcem moja własna matka. Patrzyłem z niedowierzaniem zalewając się rumieńcem na widok lepkiej mazi, która czepiła się jej opuszka i połyskliwie ciągnęła... Koniec końców odtrąciłem jej dłoń.
- Co ty wyprawiasz?! - Warknąłem natychmiast wstając z łóżka i naciągając na siebie spodnie. Ta westchnęła, tylko... Jakby nigdy nic.
- Obawiam się kochasiu, że nie taki rodzaj garderoby ci dziś przeznaczony. - Stwierdziła zlizując to w czym "przypadkowo zabrudziła paluszki".
Byłem oburzony bo jakże by inaczej, nie pamiętałem by takie rzeczy należały od repertuaru opieki rodzicielskiej, a jeśli tak to serdecznie dziękuję. Kobieta powoli wstała idąc w moją stronę, znów objęła mnie szepcąc słodkie słówka do ucha i kojąco zszarpane nerwy po czym o dziwo znów zjeżdżając dłońmi w dół, złapałem je w ostatniej chwili z pytającym spojrzeniem posłanym w jej stronę uniosłem je w mocnym uścisku przed siebie.
- To znaczy? - Burknąłem zupełnie zblazowany jej zachowaniem.
- Wdzie że gustujesz w grzebaniu w kufrze z damską garderobą... W dodatku. - Zamruczała posyłając znaczące spojrzenia w stronę otwartej skrzynki i łóżka na który walał się rozpięty gorset. Nie omieszkała nawet przejechać po moim tułowiu z dokładnym naciskiem na żebra i odciski po zapięciach wymyślnego dodatku do kreacji każdej szanującej się kobiety.
- Da się też zauważyć, że odczuwasz pociąg do gorsetów, bardzo mnie to w tym wypadku cieszy. Ale... - I tu się skrzywiła szczypiąc mnie po policzkach.
Spojrzałem z nadzieją w stronę Irulany, dziewczynka pozostawiona bez opieki na podłodze wiła się czołgając uparcie po jak największej powierzchni poniszczenia nie raz nie dwa coś z wesołym piskiem wciskając do ust. Raz dobrała się nawet do ciastka, ale z powodu braku ząbków jedynie je obśliniła, mlaskając z oczarowaniem na mordce.
Matka wędrując za moim spojrzeniem wzięła małą, mimo jej licznych protestów, na ręce i usadowiła na łóżko wyciągając też z kuferka przeróżne materiały i kładąc je obok bacznie obserwując dziewczynki. Zaczęła się śmiać radośnie gdy ja otrzymałem rozkaz ponownego rozebrania się, ale to w tej chwili. Cóż pozostawię to bez komentarza.
- Teraz załóż to.. I nie, spodnie zostaw tam gdzie leżą! - Zarządziła stanowczo matka podając mi podejrzanie skąpe majtki. Cóż racja bo trochę cisnęły, nawet może więcej niż trochę. Ajć.

Wyszedłem z chaty cały roztrzęsiony, w pijącym mnie gorsecie idealnie wkrojonym bez żadnego świecącego pustkami wypełnienia na biust. To było jednak jedyne prócz jeszcze rozdekoltowanej koszuli z bufiastymi rękawami co w całym strój mogło być męskie, bo idąc to coraz bardziej w dół każdemu o zdrowych zmysłach ukazała się zwiewna kiecka.
W sumie nie wiedziałem po co wyszedłem, wstyd wręcz pokazywać się w czymś takim choćby  słońcu. Nie było mi jednak zimno o dziwo, bo byłem podgrzany przez złość i wciąż nie mogłem przetrawić czemu matka tak mnie potraktowała.
Nagle jednak przechadzając się tak smętnie i szarpiąc za materiał dojrzałem na horyzoncie rudą wiewiórczą kitkę, zapomniałem w tej właśnie chwili o wszystkim co mnie męczyło, nawet o uwierającej bieliźnie.
- Tanith? - Wymsknęło mi się widząc, że ten prowadzi ze sobą znane mi już wcześniej konie za którymi stukał o kamienie wóz, średniej wielkość. Jednak coś jakby to nie ja jestem tym, który powinien zadawać pytania.
- Carri? Coś ty... W co ty grasz? - Począł się krztusić ledwo przystaną obrzucając mnie dokładnym spojrzeniem. Sapnąłem. Zupełnie zapomniałem jak bardzo kretyńsko to wyglądało. Próbowałem się uspokoić.
- Aż tak źle? - Spytałem smętnie o krok od wybuchu miętoląc rąbek bajecznych materiałów spódnicy.
- No nie dodaje ci to męskość... - Wycharczał Tanith zginając się w pół. 
Wzdrygnąłem się, poczułem dość bolesne ukłucie na te słowa, już wielokrotnie je słyszałem, nie robiły mi one różnicy, ale teraz, czy to przez te kieckę czy co innego na co nie miałem lepszego pomysłu po prostu nie wytrzymałem.
- Oh... - Zdołałem jedynie wydusić po czym szybkim krokiem zbliżyłem się do trzęsącego się ze śmiechu, wręcz czkającego Tanith'a, nie zdążył nawet zareagować gdy ja przylgnąłem do niego gładząc z rozmarzeniem jego klatę.
- Piesełku? Hej, czy ty... - Zaczął, ale urwał jakby się zaciął gdy zjechałem zgrabnie w dół bawiąc się świetnie przy wiązaniach jego portek, wcześniej jednak już na sam przód przygryzając ich materiał w miejscu gdzie to bytował sobie obiekt zainteresowań mojego wiercącego się języczka. Ciągnąc rudzielca za sznurki jego odzienia, które jako jedne stawały mi na drodze sprowadziłem go do niższego poziomu dociskając do ziemi ciałem. 
Sięgnąłem z rozkoszą po raz kolejny po jego członek drażniąc, odwdzięczając się pięknym za nadobne, prawie że naciskając ząbkami i buchając rozbawieniem na widok jego miny.
Z ciekawością też błądząc dłońmi po dole jego brzucha, pokrytych meszkiem nogach. Usadowiłem się na nim wygodnie zadowolony z pomysłu, który teraz brzęczał mi we łbie doprowadzając do coraz to bardziej podnoszącej się temperatury mojego ciała i ucisku jakiego doświadczał przez cały ten czas mój penis. Warknąłem niezadowolony, Tanith jednak jakby czytał mi w myślach dobrał się do nich szybko ściągając i obnażając mnie, niby to całkowicie gdyby nie spódnica która w małym stopniu już była czysta tym bardziej że sam materiał był do niedawna jeszcze biały.
Mój paluszek jakoś tak sam znalazł się tam gdzie nie powinien zaglądać, ale ciekawość wzięła górę tym bardziej, że jakoś nigdy nie było okazji. Znalazłem się więc w cieplusim ciasnym wnętrzu mimo protestu jaki widocznie chciał wygłosić rudzielec zduszony jednak falami rozkoszy jakie dawały mu moje powolne ruchy, z początku był napięty, gdy jednak wpełzałem coraz głębiej i szybciej rozluźniał się z pojękiwaniem. W końcu gdy umościłem sobie bezpieczną ścieżynkę powoli, ale bez specjalnego zawahania wszedłem do środka.

<Tancio? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz