wtorek, 14 października 2014

Od Abyss (Do Fenrai'a/Say'Jo/Wielkiego Mędrca)

W sumie dobrze. Wielki Mędrzec czy jak tam ten dziwoląg ujął, miał racje, temu ciemnemu typowi, a myślę, że to dobre określenie na tego tu, należało się. Z całą pewnością i mocą nie żałowałam, a wręcz byłam z siebie dumna. Zacisnęłam dłoń w mocniejszą piąstki gdy ten z jawnym wyrzutem zabijał mnie jadowitym spojrzeniem.
Też mi coś, może robiło by to większe wrażenie gdybym wiedziała w jaki punkt na mnie lub ten może i obok patrzył. Ha! Gorzej niż zez rozbieżny, co by i tak nie dodało mu więcej uroku niż teraz był w stanie z siebie wykrzesać. Sama nie wiem czemu tak na niego zareagowałam od samego tu jego wejścia czułam się nieswojo, ale to krępujące uczucie po niekrótkim czasie przerodziło się w obrzydzenie i wręcz litość to tego budzącego górę wątpliwości jegomościa. Co on sobie w ogóle wyobraża, że jest tyłkiem świata?! Tak tyłkiem niczym innym jak tylko jędrnymi pośladkami. którymi z moich obserwacji wyłącznie myślał.
Say czując mój uścisk z westchnieniem ulgi przycisnęła mnie do siebie bliżej, a ja czule gładziłam ją po głowie kojąco skumulowane w niej z nieznanych mi przyczyn nerwy.
- Za kogo ty się masz?! - Warknęłam nie kontrolując odruchów i mocniejszego przyciśnięcia do siebie głowy dziewczyny.
- Za mężczyznę nie z tej ziemi... Słońce ty moje. - To ostatnie wysyczał doładowując taką ilością soczystej trucizny i śliny, że mogła bym się po prostu śmiać, taki duży, a pluje na boki, albo może jednak za mocno go uderzyłam. 
Koniec końców i tak jednak otrzymał by fangę w nos. Zmarszczyłam się z obrzydzeniem, jednak gdy ten postawił nogę do przodu od razu zasłoniłam Say'Jo swym ciałem.
- Aby? Co się dzieje? - Pisnęła zdezorientowana, rozpaczliwie wtulając się w moje plecy, jedyny stały dla niej punkt podparcia mentalnego i nie tylko. - Czy coś ci się stało? - Pisnęła na skraju załamania nerwowego przebierając palcami u końcówek moich włosów i niekiedy błądząc po mojej klatce piersiowej.
- Wszystko okey.- Zapewniłam ją łapiąc za rączkę. Jej dotyk, a właściwie to jak odczuwałem jej rozedrgane i zbolałe ciało blisko przy mnie działało tak kojąco. Jednak z nieukrywanym bólem musiałam ją znów opuścić, nie chciała jednak współpracować.
- Spokojnie wszystko... Gra...usiądź proszę i nie zwracaj uwagi na tego kretyna. - Pokierowałam ją w stronę fotelów i usadowiła wygodnie, wciąż nie mogłam wyplątać własnej dłoni z jej stalowego uścisku. W wypowiedzi, którą powiedziałam na tyle głoś by nawet do czarnucha dotarło,  określenie które oczywiście serdecznie posyłałam do niego znacznie podkreśliłam podnosząc głos.
- Tak dobrze myślisz miły panie, wracam za chwile i przysięgam jeśli choć raz coś tkniesz odgryzę ci palec, bez najmniejszego żalu. - Posłałam uśmiech w jego stronę i obracając się na pięcie by wyjść i zdjąć pozostałą garderobę "dziadka", zatrzymałam się jednak w pół kroku odwracając i słysząc westchnienie.
- Mam nadzieje, że pomogłam, chętnie to powtórzę kiedyś, ale... - Znów spojrzałam na Fenrai'a. - Radziłabym się pomału zbierać.
Spojrzałam też na zbierającego w sobie siły do powstania chłopaka, miał zbolałą minę, a w końcówkach jego ust drgała widoczna irytacja.
- Przepraszam, ale... - Zawahałam się widząc jak Fenrai kręci się w miejscu niby to badając z ciekawości pomieszczenie. Och jak mi przykro nie znajdziesz tu nic osobistego... Nie zdążyłam się jeszcze rozgościć, a mój jedyny dobytek to to co mam na sobie. 
- Nie znajdziesz tu nic co by cię interesowało. - Zaśmiałam się. Naprawdę nie mam pojęcia czemu to akurat zawracało mi głowę.
Blondyn znów jakby się poderwał, a ja się zawstydziłam, może trochę przesadzam.
- Może jednak jeszcze trochę odpoczniesz? Naprawdę nie chodzi o to by, od razu... - Przerwałam widząc jego zmęczone i stroskane spojrzenie.
- Nie zawracaj sobie mną już swojej ślicznej główki, lepiej jak już stąd wyjdziemy. 
- Dobrze. - Westchnęłam znów kątem oka widząc przedrzeźniającego mnie mężczyznę.
Czy to jakieś cholerne dziecko?
To mówiąc wyszłam z nadzieją, że ten oblech zostawi choć Say w spokoju, a ja wrócę do normalnego tempa dnia, nie zmuszona widzieć więcej jego czarnych kłaków.
Szarpnęłam zawartość sznurka szybko i zwinnie, naprawdę bałam się o moją mała ptaszynę skazaną na jego towarzystwo, a znając życie tacy tak łatwo nie odpuszczają.
- Powinny być raczej suche. - Zastanowiłam się dokładniej jeżdżąc po powierzchni materiału. Nie było nawet aż tak wymięte, o dziwo, co więcej przyjemne w dotyku, więc spokojnie mogłam oddać to właścicielowi z pewnością iż nic nie zepsułam.
Wkroczyłam już raźno do salonu gdy nagle moim oczom ukazała się przerwa w materiale, w miejscu gdzie sięgnęła jego klatki piersiowej strzała.
- Cóż może i on jakimś cudem jest jak nowy i to w dosłownym tego słowa znaczeniu, ale te ubrania... Nie mogę tego tak zostawić. - Jęknęłam zrozpaczona nie tylko samymi dziurami ale tym jak bardzo pedantyczny miałam stosunek do rzeczy która tym bardziej teraz powinna mnie nie obchodzić.
- Aby? - Usłyszałam nagle za swoimi plecami gdy odwróciłam się do szafki w poszukiwaniu igły i nici. Say stała na progu drzwi opierając się niepewnie o ścianę i celując nóżką w zimą podłogę. 
- Oh, daj mi jeszcze sekundę. - Uśmiechnęłam się łapiąc ją za rączkę, ale w końcu zaciągnęłam ją za sobą i przysiadłyśmy razem w szerokim fotelu, który spokojnie nas obie pomieściłby i wzięłam się do zszywania materiału.
- Co robisz? - Zdziwiła się miętoląc w łapkach opadły jej na kolana materiał.
- To rzeczy Mędrca, zaszywam dziurę po grocie strzały. - Say'Jo drgnęła zdziwiona i lekko szturchnęła mnie w ramie.
- O czym ty mówisz? Nie słyszałam tu głosu Mędrca, żartujesz sobie ze mnie? - Jęknęła zdezorientowana, a ja od razu odłożyłam przybory i pochwyciłam jej twarzyczkę w dłonie.
- Co ty opowiadasz, ja z ciebie? Nigdy bym na to nie wpadła, a jeśli chodzi o star... Właściwie nie do końca staruszka, to sama nie wiem jak to ująć co więcej nie mam pewności ile prawdy jest w słowach tego... - Przerwało mi odchrząknięcie i nagły cień który padł na nas dwie.
- Ja zawsze mówię prawdę kochanie, nie kiedy aż boli. - Wyszczerzył się pochylając w moją stronę. - Baardzo boli. - Mrukną przeciągle. 
- Oh. - Burknęłam przelotnie wracając do szycia, jego dłoń jednak mi przeszkodziła.
- Co ty wyprawiasz z tymi workami na ziemniaki? - Spytał niby to kpiąco i obojętnie na co uniosłam zaostrzoną igłę mu przed nos układając słodko usteczka w dzióbek i cmoknęłam.
- Szyje, a jak jeszcze raz położysz to łapsko na moim udzie to nie ręczę za to, że nie staniesz się nieodłączną częścią tego materiału i stroju dziennego twego jak widać pana. - To mówiąc  ukłułam go lekko w palec. 
- Jestem całkiem poważna...

<Fenrai? Say'Jo ? Mędrek?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz