W sumie dobrze. Wielki Mędrzec czy jak tam ten dziwoląg ujął, miał
racje, temu ciemnemu typowi, a myślę, że to dobre określenie na tego
tu, należało się. Z całą pewnością i mocą nie żałowałam, a wręcz byłam z
siebie dumna. Zacisnęłam dłoń w mocniejszą piąstki gdy ten z jawnym
wyrzutem zabijał mnie jadowitym spojrzeniem.
Też mi coś, może
robiło by to większe wrażenie gdybym wiedziała w jaki punkt na mnie lub
ten może i obok patrzył. Ha! Gorzej niż zez rozbieżny, co by i tak nie
dodało mu więcej uroku niż teraz był w stanie z siebie wykrzesać. Sama
nie wiem czemu tak na niego zareagowałam od samego tu jego wejścia
czułam się nieswojo, ale to krępujące uczucie po niekrótkim czasie
przerodziło się w obrzydzenie i wręcz litość to tego budzącego górę wątpliwości jegomościa. Co on sobie w ogóle wyobraża, że jest tyłkiem
świata?! Tak tyłkiem niczym innym jak tylko jędrnymi pośladkami. którymi z
moich obserwacji wyłącznie myślał.
Say czując mój uścisk z
westchnieniem ulgi przycisnęła mnie do siebie bliżej, a ja czule
gładziłam ją po głowie kojąco skumulowane w niej z nieznanych mi
przyczyn nerwy.
- Za kogo ty się masz?! - Warknęłam nie kontrolując odruchów i mocniejszego przyciśnięcia do siebie głowy dziewczyny.
-
Za mężczyznę nie z tej ziemi... Słońce ty moje. - To ostatnie
wysyczał doładowując taką ilością soczystej trucizny i śliny, że mogła
bym się po prostu śmiać, taki duży, a pluje na boki, albo może jednak za
mocno go uderzyłam.
Koniec końców i tak jednak otrzymał by fangę w nos. Zmarszczyłam się z obrzydzeniem, jednak gdy ten postawił
nogę do przodu od razu zasłoniłam Say'Jo swym ciałem.
- Aby? Co
się dzieje? - Pisnęła zdezorientowana, rozpaczliwie wtulając się w moje
plecy, jedyny stały dla niej punkt podparcia mentalnego i nie tylko. -
Czy coś ci się stało? - Pisnęła na skraju załamania nerwowego
przebierając palcami u końcówek moich włosów i niekiedy błądząc po mojej
klatce piersiowej.
- Wszystko okey.- Zapewniłam ją łapiąc za
rączkę. Jej dotyk, a właściwie to jak odczuwałem jej rozedrgane i zbolałe
ciało blisko przy mnie działało tak kojąco. Jednak z nieukrywanym bólem
musiałam ją znów opuścić, nie chciała jednak współpracować.
-
Spokojnie wszystko... Gra...usiądź proszę i nie zwracaj uwagi na tego
kretyna. - Pokierowałam ją w stronę fotelów i usadowiła wygodnie, wciąż
nie mogłam wyplątać własnej dłoni z jej stalowego uścisku. W wypowiedzi,
którą powiedziałam na tyle głoś by nawet do czarnucha dotarło,
określenie które oczywiście serdecznie posyłałam do niego znacznie
podkreśliłam podnosząc głos.
- Tak dobrze myślisz miły panie,
wracam za chwile i przysięgam jeśli choć raz coś tkniesz odgryzę ci
palec, bez najmniejszego żalu. - Posłałam uśmiech w jego stronę i
obracając się na pięcie by wyjść i zdjąć pozostałą garderobę "dziadka",
zatrzymałam się jednak w pół kroku odwracając i słysząc westchnienie.
- Mam nadzieje, że pomogłam, chętnie to powtórzę kiedyś, ale... - Znów spojrzałam na Fenrai'a. - Radziłabym się pomału zbierać.
Spojrzałam
też na zbierającego w sobie siły do powstania chłopaka, miał zbolałą
minę, a w końcówkach jego ust drgała widoczna irytacja.
-
Przepraszam, ale... - Zawahałam się widząc jak Fenrai kręci się w
miejscu niby to badając z ciekawości pomieszczenie. Och jak mi przykro
nie znajdziesz tu nic osobistego... Nie zdążyłam się jeszcze rozgościć, a
mój jedyny dobytek to to co mam na sobie.
- Nie znajdziesz tu nic co by cię interesowało. - Zaśmiałam się. Naprawdę nie mam pojęcia czemu to akurat zawracało mi głowę.
Blondyn znów jakby się poderwał, a ja się zawstydziłam, może trochę przesadzam.
-
Może jednak jeszcze trochę odpoczniesz? Naprawdę nie chodzi o to by,
od razu... - Przerwałam widząc jego zmęczone i stroskane spojrzenie.
- Nie zawracaj sobie mną już swojej ślicznej główki, lepiej jak już stąd wyjdziemy.
- Dobrze. - Westchnęłam znów kątem oka widząc przedrzeźniającego mnie mężczyznę.
Czy to jakieś cholerne dziecko?
To
mówiąc wyszłam z nadzieją, że ten oblech zostawi choć Say w spokoju, a
ja wrócę do normalnego tempa dnia, nie zmuszona widzieć więcej jego
czarnych kłaków.
Szarpnęłam zawartość sznurka szybko i
zwinnie, naprawdę bałam się o moją mała ptaszynę skazaną na jego
towarzystwo, a znając życie tacy tak łatwo nie odpuszczają.
-
Powinny być raczej suche. - Zastanowiłam się dokładniej jeżdżąc po
powierzchni materiału. Nie było nawet aż tak wymięte, o dziwo, co więcej
przyjemne w dotyku, więc spokojnie mogłam oddać to właścicielowi z
pewnością iż nic nie zepsułam.
Wkroczyłam już raźno do salonu
gdy nagle moim oczom ukazała się przerwa w materiale, w miejscu gdzie sięgnęła jego klatki piersiowej strzała.
- Cóż może i on jakimś
cudem jest jak nowy i to w dosłownym tego słowa znaczeniu, ale te
ubrania... Nie mogę tego tak zostawić. - Jęknęłam zrozpaczona nie tylko
samymi dziurami ale tym jak bardzo pedantyczny miałam stosunek do rzeczy
która tym bardziej teraz powinna mnie nie obchodzić.
- Aby? -
Usłyszałam nagle za swoimi plecami gdy odwróciłam się do szafki w
poszukiwaniu igły i nici. Say stała na progu drzwi opierając się
niepewnie o ścianę i celując nóżką w zimą podłogę.
- Oh, daj
mi jeszcze sekundę. - Uśmiechnęłam się łapiąc ją za rączkę, ale w końcu zaciągnęłam ją za sobą i przysiadłyśmy razem w szerokim fotelu,
który spokojnie nas obie pomieściłby i wzięłam się do
zszywania materiału.
- Co robisz? - Zdziwiła się miętoląc w łapkach opadły jej na kolana materiał.
- To rzeczy Mędrca, zaszywam dziurę po grocie strzały. - Say'Jo drgnęła zdziwiona i lekko szturchnęła mnie w ramie.
-
O czym ty mówisz? Nie słyszałam tu głosu Mędrca, żartujesz sobie ze
mnie? - Jęknęła zdezorientowana, a ja od razu odłożyłam przybory i
pochwyciłam jej twarzyczkę w dłonie.
- Co ty opowiadasz, ja z
ciebie? Nigdy bym na to nie wpadła, a jeśli chodzi o star... Właściwie
nie do końca staruszka, to sama nie wiem jak to ująć co więcej nie mam
pewności ile prawdy jest w słowach tego... - Przerwało mi odchrząknięcie
i nagły cień który padł na nas dwie.
- Ja zawsze mówię prawdę
kochanie, nie kiedy aż boli. - Wyszczerzył się pochylając w moją
stronę. - Baardzo boli. - Mrukną przeciągle.
- Oh. - Burknęłam przelotnie wracając do szycia, jego dłoń jednak mi przeszkodziła.
-
Co ty wyprawiasz z tymi workami na ziemniaki? - Spytał niby to kpiąco i
obojętnie na co uniosłam zaostrzoną igłę mu przed nos układając słodko
usteczka w dzióbek i cmoknęłam.
- Szyje, a jak jeszcze raz położysz to łapsko na moim udzie to nie ręczę za to, że nie staniesz
się nieodłączną częścią tego materiału i stroju dziennego twego jak
widać pana. - To mówiąc ukłułam go lekko w palec.
- Jestem całkiem poważna...
<Fenrai? Say'Jo ? Mędrek?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz