W jednej chwili czułem się tak słaby, że ledwie byłem w stanie głowę unieść, a w drugiej czułem w żyłach taki ogień, że niemal rozrywał mnie on od środka.
Nie przejąłem się za bardzo tym, że kubek z resztką aromatycznego, słodkawego naparu wylądował na pościeli, a zielonkawa ciecz wsiąkła właśnie w prześcieradło. Oczywiście jakaś część mnie wiedziała co się dzieje, znałem przecież smak tych ziół, widziałem jak Carri odstawił swój kubek, słyszałem jak mnie przepraszał. Najwidoczniej chłopak znów pomylił się i tym razem mnie się dostało to zielsko. Choć nie pierwszy raz byłem w takiej sytuacji, to tym razem mnie ona nie przytłaczała. Owszem, byłem słaby na ciele, ale podniecenie wzięło górę. Poza tym miałem przed sobą swojego kochanego Carricka.
Sięgnąłem po chłopaka i nieporadnie, w pośpiechu, położyłem go na łóżku. Był taki słodki, czerwony i speszony.
- Przepraszam - zaszlochał, ale ja szybko zamknąłem jego usta wpijając się w nie z pasją.
Moje dłonie działały same, błądząc po jego ciele, chaotycznie ściągając z niego kolejne warstwy odzieży.
- Tanith... przestań. Jesteś słaby, powinieneś odpocząć - protestował Carri, gdy dobierałem się do jego spodni, zsuwając je w pośpiechu w dół.
- Nie chcę odpoczywać... Chcę ciebie - wymruczałem przyciągając do siebie jego nagie, rozpalone ciało.
- A-ale... - wymamrotał jeszcze gdy obróciłem go tyłem do siebie i wszedłem w niego.
Nie umiałem dłużej zwlekać, nie potrafiłem. Chciałem go już, teraz, w tej chwili.
Brałem swojego młodziutkiego kochanka mocno i szybko, zmuszając do tego, żeby wsparł się na łokciach pod ciężarem mojego ciała. Słyszałem kolejne z jego krzyków i przeciągłych jęków, a to sprawiało tylko, że przyspieszałem z dzikim uśmiechem na ustach. Pieściłem go mocno i szybko, czułem jak drży, pręży się. Przyciągnąłem go znów do siebie, sadzając sobie na kolanach, wciąż z niego nie wychodząc.
Długo nie potrafiłem sięgnąć spełnienia, w końcu jednak ogień w moich żyłach wypalił się doszczętnie, a ja opadłem ciężko na łóżko, tuż obok Carricka, który ledwie łapał oddech.
Byłem wykończony, całkowicie wykończony. Do tego stopnia, że nie byłbym nawet w stanie wstać przejść do łaźni. Zamiast tego objąłem tulącego się do mnie chłopaka, narzuciłem nas z lekka wymiętą i brudną narzutą i zamknąłem oczy.
- Nigdy więcej tego zielska... nigdy... - wymamrotałem chrapliwie.
- Popieram... - usłyszałem.
Zasnąłem w końcu, wsłuchany w wciąż przyspieszone dudnienie serca Carricka.
<Carrciu? ^.^ >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz