Say… Miałam w dłoniach, przed moimi oczami, list, który dawał mi
cichą szansę na odzyskanie jej, wykupienie wolności. Ledwie powstrzymałam
się od wymięcia kartki chcąc ją przyłożyć jak najbliżej materiału
sukienki na moich piersiach. Fenrai wyczuł to poruszenie i złapał mnie
za ramiona gładząc czule, a potem obejmując w pasie.
Przeszedł mnie dreszcz, szczególnie gdy poczułam bliskość jego ciała. Zdradziłam ją, zdradziłam Say’Jo.
Nie
byłam do tej chwili aż tak przejęta moim czynem, najprawdopodobniej nie przywiązywałabym do tego już takiej wagi. Do tej chwili Say była tylko
przeszłością, czymś nieosiągalnym, krótkim bezpowrotnym epizodem.
-
Say… - Dobyło się z moich ust gdy stojąc tak w miejscu wsłuchiwałam się
w przyspieszony rytm mojego przerażonego i zdruzgotanego serduszka. Położyłam wolną dłoń na swojej klatce piersiowej biorąc głęboki wdech,
zaraz potem wylądowała tam też dłoń Fen’a który z pomrukiem nienasycenia musnął moją szyje ciepłymi ustami.
- Fen przestań, proszę. - Szepnęła napięta stojąc w bezruchu.
-
Co tym razem, Złotko? - Jego ton był spokojny, ale ja wyczuwałam w nim
nutę znużenia moim ponownym oporem, który ciągnął się tak długo… A mógł
by i dłużej, te jedną chwile. Wtedy nikt nie miałby wyrzutów sumienia,
nic by nie zaszło, a ja miała bym odwagę spojrzeć w oczy Say ze
szczerością. Nie chciałam jej okłamywać, ani nic prze nią ukrywać.
Wyrwałam
się z objęć Fenrai’a raz jeszcze na niego spoglądając nieśmiało.
Podniosłam dłonie do twarzy. Niepokoiło mnie piekące ciepło, które
czułam, zaraz pod oczami, zbyt dobrze znałam to uczucie, więc gdy
spojrzałam na moją odjętą od twarz dłoń ponownie, była ona wilgotna.
Moja skóra skrzyła się roszona wilgocią łez, które wbrew mej woli
uciekały bezlitośnie po policzkach. Poderwałam się do biegu, bez jakichkolwiek wyjaśnień mimo wielu zdziwionych i zmartwionych spojrzeń
zwróconych na moją osobę.
- Ej! Do kąt to złotowłosa tak
pędzi? - Usłyszałam za sobą głos Fen’a, nie odwróciłam się jednak tylko
pognałam w stronę schodów. O dziwo nie słyszałam za sobą innych
pośpiesznych kroków, ciężkich i należących do któregoś z mężczyzn
zamieszkujących ze mną ten dom. Ale tak jest lepiej.
Usiadłam dysząc, a właściwie wręcz wpadłam na łóżko, które wciąż było w
nieładzie, a po pomieszczeni echem potoczył się mój szloch. Zbyt długo
już duszony przez moje rozedrgane ciało.
Chwyciłam się za
brzuch leżąc na pościeli z rozwianymi na wszystkie możliwe strony
włosami. Czerwona na twarzy i zwinięta w kulkę, mała nieporadna
dziewczynka. Bo taką właśnie byłam, już moja młodsza siostra zdawała się
dojrzalsza, wytrwale ucząc się na posadę ojca, którą przejmie kiedyś w
przyszłości.
A czemu? Bo jej starsza siostra, nawaliła...
Wręcz miała nie istnieć i póki co nadal. Świetnie spełniam to przekonanie. Nie radze sobie z niczym.
- Złotko? - Poczułam dłoń na policzku, ale natychmiast ją odepchnęłam zaciskając zęby.
- Czego chcesz?! - Ryknęłam, zachrypłym zupełnie nie podobnym do mnie głosem.
-
Ja… Ja przepraszam. - Wyjęczałam chwile potem zakrywając usta dłońmi i
znów cicho szlochając. Spojrzenie Fenrai’a nic mi nie mówiło, ale nie
był też zły. Martwił się…
Ujrzałam ponownie kartkę, na której
zapisano owy felerny list, który wywołał we mnie tyle sprzecznych emocji
na raz. Trzymał go teraz on, ostrożnie, wiedząc, a przynajmniej
przypuszczając iż ten świstek pergaminu jest dla mnie ważny choć został
puszczony na podłogę gdy wybiegałam z salonu.
- Chodzi o te
drugą dziewczynę prawda? Otrzymałaś zielone światło, a teraz próbujesz
się wyprzeć tego co sprawiło ci przyjemność. - Powiedział to
beznamiętnie siadając obok na posłaniu i gładząc wymiętą pościel dłonią.
Poczułam sporą gule w gardle, nie mogłam się wyzbyć tego uczucia. On...
Fen miał racje.
Nieśmiało zakryłam jego dłoń moją własną,
była ciepła i miła w dotyku, emanowała siłą, której mi było brak...
Potrzebowałam jej i pragnęłam zarazem by móc się wydostać z tego co mnie
więzi. Brak materialności w świecie, który mnie wybrał, zapragnął, a co
najważniejsze sprowadził tu. Fen zaś jak powiedział on sam nie był stąd, był inny. Ale co to miało za znaczenie.
- Czy wiesz co to
znaczy kochać? - Wyszeptałam nachylając się lekko rozpalona do jego
ucha. Nie odpowiedział... Nie wiem czy nawet miał zamiar próbować.
-
Nie ważne zresztą. Sama nie mam o tym zielonego pojęcia, jestem w tym
nowa. A tobie dziękuje. - To mówiąc pocałowałam go lekko w policzek na
co ten od razu zareagował ujmując mój podbródek i zatapiając się w
ustach.
Starałam się go odepchnąć, ale nie odnalazłam tej
siły w sobie. Moje ręce opadły więc bezwładnie na posłanie, a ja sama
pochwyciłam jego zaproszenie ciągnąc go jeszcze bardziej.
Gdy w końcu złapaliśmy chwile oddechu podsunął mi pod nos list ze słabym uśmiechem.
-
Jesteś uroczo niezdecydowana, ale musisz wybrać między mną a.... -
Uwiesiłam się na jego karku z kompletnie obnażonymi piersiami i przylgnęłam do niego lekko się prężąc.
- A czy to nie może
zaczekać? - Ten pomruk był smutny i niby błagalny, ale zaraz po
wypowiedzeniu tych słów pchnęłam go do pozycji leżącej przygniatając
ciałem i eksponując klatkę piersiową. Gdy począł drażnić dwoma palcami
mój sutek, ja z rozkoszą pojękiwałam operując przy jego spodniach. W
ciągłym ruchu drażniłam go póki nie poczułam ucisku siedząc na nim
okrakiem i mrucząc gdy bawił się moimi pośladkami. Sam został pozbawiony
już koszulki, a jego spodnie już praktycznie nie należały do naszej rzeczywistość.
Językiem jeździłam po jego rozpalonej skurcze
skubiący od czasu do czasu gdzieniegdzie. Dłonie wplotłam w jego
włosy i po prostu całowałam, gdy zaś ten wsunął ponownie palce do
mojego wnętrza niemal udławiłam się swym własnym jękiem w jego ustach.
-
I ty chcesz być wierna jednej? - Zaśmiał się gardłowo, gwałtownie z
niecierpliwością mnie biorąc. Wrzasnęłam unosząc natychmiast biodra i
czując go w sobie dość mocno, wręcz agresywnie. Ściskał mi mocniej
pośladki, a ja zlana rumieńcem jedynie wiłam się bod jego bezgraniczną
władzą.
- Niedobra dziewczynka... Masz wybrać! - Warknął nagle przyśpieszając.
<Fencio? XD >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz