czwartek, 29 stycznia 2015

Od Abyss (do Fenrai'a)

Say… Miałam w dłoniach, przed moimi oczami, list, który dawał mi cichą szansę na odzyskanie jej, wykupienie wolności. Ledwie powstrzymałam się od wymięcia kartki chcąc ją przyłożyć jak najbliżej materiału sukienki na moich piersiach. Fenrai wyczuł to poruszenie i złapał mnie za ramiona gładząc czule, a potem obejmując w pasie.
Przeszedł mnie dreszcz, szczególnie gdy poczułam bliskość jego ciała. Zdradziłam ją, zdradziłam Say’Jo.
Nie byłam do tej chwili aż tak przejęta moim czynem, najprawdopodobniej nie przywiązywałabym do tego już takiej wagi. Do tej chwili Say była tylko przeszłością, czymś nieosiągalnym, krótkim bezpowrotnym epizodem.
- Say… - Dobyło się z moich ust gdy stojąc tak w miejscu wsłuchiwałam się w przyspieszony rytm mojego przerażonego i zdruzgotanego serduszka. Położyłam wolną dłoń na swojej klatce piersiowej biorąc głęboki wdech, zaraz potem wylądowała tam też dłoń Fen’a który z pomrukiem nienasycenia musnął moją szyje ciepłymi ustami. 
- Fen przestań, proszę. - Szepnęła napięta stojąc w bezruchu.
- Co tym razem, Złotko? - Jego ton był spokojny, ale ja wyczuwałam w nim nutę znużenia moim ponownym oporem, który ciągnął się tak długo… A mógł by i dłużej, te jedną chwile. Wtedy nikt nie miałby wyrzutów sumienia, nic by nie zaszło, a ja miała bym odwagę spojrzeć w oczy Say ze szczerością. Nie chciałam jej okłamywać, ani nic prze nią ukrywać.
Wyrwałam się z objęć Fenrai’a raz jeszcze na niego spoglądając nieśmiało. Podniosłam dłonie do twarzy. Niepokoiło mnie piekące ciepło, które czułam, zaraz pod oczami, zbyt dobrze znałam to uczucie, więc gdy spojrzałam na moją odjętą od twarz dłoń ponownie, była ona wilgotna. Moja skóra skrzyła się roszona wilgocią łez, które wbrew mej woli uciekały bezlitośnie po policzkach. Poderwałam się do biegu, bez jakichkolwiek wyjaśnień mimo wielu zdziwionych i zmartwionych spojrzeń zwróconych na moją osobę.
- Ej! Do kąt to złotowłosa tak pędzi? - Usłyszałam za sobą głos Fen’a, nie odwróciłam się jednak tylko pognałam w stronę schodów. O dziwo nie słyszałam za sobą innych pośpiesznych kroków, ciężkich i należących do któregoś z mężczyzn zamieszkujących ze mną ten dom. Ale tak jest lepiej.
Usiadłam dysząc, a właściwie wręcz wpadłam na łóżko, które wciąż było w nieładzie, a po pomieszczeni echem potoczył się mój szloch. Zbyt długo już duszony przez moje rozedrgane ciało.
Chwyciłam się za brzuch leżąc na pościeli z rozwianymi na wszystkie możliwe strony włosami. Czerwona na twarzy i zwinięta w kulkę, mała nieporadna dziewczynka. Bo taką właśnie byłam, już moja młodsza siostra zdawała się dojrzalsza, wytrwale ucząc się na posadę ojca, którą przejmie kiedyś w przyszłości. 
A czemu? Bo jej starsza siostra, nawaliła... Wręcz miała nie istnieć i póki co nadal. Świetnie spełniam to przekonanie. Nie radze sobie z niczym.
- Złotko? - Poczułam dłoń na policzku, ale natychmiast ją odepchnęłam zaciskając zęby.
- Czego chcesz?! - Ryknęłam, zachrypłym zupełnie nie podobnym do mnie głosem.
- Ja… Ja przepraszam. - Wyjęczałam chwile potem zakrywając usta dłońmi i znów cicho szlochając. Spojrzenie Fenrai’a nic mi nie mówiło, ale nie był też zły. Martwił się…
Ujrzałam ponownie kartkę, na której zapisano owy felerny list, który wywołał we mnie tyle sprzecznych emocji na raz. Trzymał go teraz on, ostrożnie, wiedząc, a przynajmniej przypuszczając iż ten świstek pergaminu jest dla mnie ważny choć został puszczony na podłogę gdy wybiegałam z salonu.
- Chodzi o te drugą dziewczynę prawda? Otrzymałaś zielone światło, a teraz próbujesz się wyprzeć tego co sprawiło ci przyjemność. - Powiedział to beznamiętnie siadając obok na posłaniu i gładząc wymiętą pościel dłonią. Poczułam sporą gule w gardle, nie mogłam się wyzbyć tego uczucia. On... Fen miał racje. 
Nieśmiało zakryłam jego dłoń moją własną, była ciepła i miła w dotyku, emanowała siłą, której mi było brak... Potrzebowałam jej i pragnęłam zarazem by móc się wydostać z tego co mnie więzi. Brak materialności w świecie, który mnie wybrał, zapragnął, a co najważniejsze sprowadził tu. Fen zaś jak powiedział on sam nie był stąd, był inny. Ale co to miało za znaczenie.
- Czy wiesz co to znaczy kochać? - Wyszeptałam nachylając się lekko rozpalona do jego ucha. Nie odpowiedział... Nie wiem czy nawet miał zamiar próbować.
- Nie ważne zresztą. Sama nie mam o tym zielonego pojęcia, jestem w tym nowa. A tobie dziękuje. - To mówiąc pocałowałam go lekko w policzek na co ten od razu zareagował ujmując mój podbródek i zatapiając się w ustach.
Starałam się go odepchnąć, ale nie odnalazłam tej siły w sobie. Moje ręce opadły więc bezwładnie na posłanie, a ja sama pochwyciłam jego zaproszenie ciągnąc go jeszcze bardziej.
Gdy w końcu złapaliśmy chwile oddechu podsunął mi pod nos list ze słabym uśmiechem.
- Jesteś uroczo niezdecydowana, ale musisz wybrać między mną a.... - Uwiesiłam się na jego karku z kompletnie obnażonymi piersiami i przylgnęłam do niego lekko się prężąc.
- A czy to nie może zaczekać? - Ten pomruk był smutny i niby błagalny, ale zaraz po wypowiedzeniu tych słów pchnęłam go do pozycji leżącej przygniatając ciałem i eksponując klatkę piersiową. Gdy począł drażnić dwoma palcami mój sutek, ja z rozkoszą pojękiwałam operując przy jego spodniach. W ciągłym ruchu drażniłam go póki nie poczułam ucisku siedząc na nim okrakiem i mrucząc gdy bawił się moimi pośladkami. Sam został pozbawiony już koszulki, a jego spodnie już praktycznie nie należały do naszej rzeczywistość.
Językiem jeździłam po jego rozpalonej skurcze skubiący od czasu do czasu gdzieniegdzie. Dłonie wplotłam w jego włosy i po prostu całowałam, gdy zaś ten wsunął ponownie palce do mojego wnętrza niemal udławiłam się swym własnym jękiem w jego ustach.
- I ty chcesz być wierna jednej? - Zaśmiał się gardłowo, gwałtownie z niecierpliwością mnie biorąc. Wrzasnęłam unosząc natychmiast biodra i czując go w sobie dość mocno, wręcz agresywnie. Ściskał mi mocniej pośladki, a ja zlana rumieńcem jedynie wiłam się bod jego bezgraniczną władzą.
- Niedobra dziewczynka... Masz wybrać! - Warknął nagle przyśpieszając.

<Fencio? XD >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz